Spójrzmy jednak na ten epizod z innej strony, mianowicie ze stanowiska przeciętnego obywatela ówczesnej Palestyny, tak jak on go widział przez pryzmat swoich własnych bieżących doświadczeń życiowych. Jest to pożądane, ponieważ ewangeliści relację swoją zawiesili niejako w próżni, w oderwaniu od społecznych, religijnych i politycznych realiów życia. Spróbujmy więc osadzić ich opowieść w scenerii ówczesnych stosunków. Przekonamy się wówczas, że wjazd i towarzyszące mu okoliczności miały chyba bardziej decydujące znaczenie w dramacie Jezusa, niżby wynikało to z ewangelii.
Wypada przede wszystkim pamiętać, że za czasów Jezusa w Palestynie bynajmniej nie panowały stosunki sielskie. Wystarczy zaznaczyć choćby taki fakt, że przed zburzeniem Jerozolimy wystąpiło aż trzydziestu proroków, którzy głosili wyzwolenie Żydów pod wodzą mesjasza z królewskiego domu Dawida. Mesjanistyczne nadzieje sprawiły, że ludność żydowska ochoczo odpowiadała na egzaltowane wezwania tych proroków, co zazwyczaj kończyło się zamieszkami i krwawym ich stłumieniem. W tych rozpaczliwych warunkach powstało stronnictwo zelotów (gorliwców), którzy wypowiedzieli Rzymianom walkę na śmierć i życie. Terroryści zwani sykariuszami (sztyletnikami) szerzyli postrach w miastach Galilei i Judei, zabijając w tłoku ulicznym okupantów i ich kolaborantów żydowskich.
Na domiar złego prokuratorem Judei był wówczas Poncjusz Piłat, człowiek gruboskórny i arogancki, o pospolitej inteligencji, w traktowaniu poddanych nie liczący się z psychologią Żydów, słowem tępy urzędnik imperium rzymskiego. Zresztą ludność Judei trudno było utrzymać w ryzach: Dumna ze swoich obyczajów i tradycji, odznaczała się fanatyzmem religijnym, szowinizmem i buntowniczością. W stosunku do okupantów stosowała sabotaż, cichy opór i taktykę ciągłego prawowania się o specjalne przywileje.
Stanowisko prokuratora Judei, niezbyt wysokie, bo podlegające władzy namiestnika Syrii, Poncjusz Piłat objął w 26 r., ale już w pierwszym roku swego urzędowania wywołał ogromne wzburzenie wśród poddanych. Swoim oddziałom wojskowym kazał wmaszerować do Jerozolimy z odznakami cesarskimi, które obok orła miały na tarczy uwidoczniony wizerunek cesarza. Religia Żydów zakazywała odtwarzania postaci ludzkich w rzeźbie i malarstwie, toteż krok jego odczuto jako wyraźną chęć zbezczeszczenia świątyni. Kraj ogarnął nastrój protestu. Jerozolimczycy sformowali olbrzymi pochód i pociągnęli do odległej o 120 km Cezarei, gdzie prokurator miał stałą rezydencję. Mury pałacu otoczyły nieprzebrane rzesze zapamiętałych, gotowych na wszystko fanatyków. Raz po raz podnosiły się wrzaski i groźne okrzyki, domagające się natychmiastowego usunięcia znaków cesarskich ze świętego miasta.
Ale Piłat przez pięć dni nie pokazał się demonstrantom na oczy, wierząc, że zbiegowisko prędzej lub później rozproszy się. Wreszcie szóstego dnia polecił Żydom zgromadzić się na miejscowym hipodromie, który mógł pomieścić dwadzieścia tysięcy widzów. (Ruiny tego hipodromu archeolodzy odkopali w latach sześćdziesiątych naszego wieku i stwierdzili, że istotnie mógł pomieścić tyle widzów). Zjawił się tam na czele silnych oddziałów wojskowych i oświadczył, że ani myśli usunąć odznak cesarskich z Jerozolimy. Zbuntowanym demonstrantom rozkazał wracać do domów pod groźbą użycia siły. I na dowód, że nie żartuje, kazał swoim legionistom dobyć mieczy i ustawić się do natarcia. Stała się jednak rzecz zgoła nieprzewidziana, bo Żydzi nie dali się zastraszyć. Padli pokotem na ziemię i obnażyli karki, na znak, że wolą zginąć od miecza niż ustąpić.
Piłat był tym widokiem wstrząśnięty. Nie wiedział, co począć. Nie mógł przecież dla tak błahej przyczyny wyciąć w pień tysięcy własnych poddanych. Rzym nie puściłby mu tego płazem i na pewno zostałby odwołany, by usprawiedliwić się przed urzędnikami cesarza. Kazał więc legionistom odmaszerować, a Żydom obiecał, że natychmiast usunie odznaki cesarskie.
Był to jednak człowiek jakby upojony władzą i zbyt krewki, by z tego przykrego doświadczenia wysnuć wnioski na przyszłość. Toteż raz po raz wybuchały za jego rządów nowe perturbacje. Tak na przykład kazał w pałacu Heroda zawiesić tarcze z wizerunkiem cesarza. I znowu na protesty żydowskie nie reagował, aż polecenie usunięcia tych odznak otrzymał z samego Rzymu, gdzie wpływowi Żydzi poskarżyli się na jego postępowanie.
Nawet i w tych wypadkach, gdy słuszność była po jego stronie, gdy przyświecało mu dobro publiczne, nie umiał uniknąć zadrażnień i konfliktów z poddanymi. Postanowił na przykład wybudować akwedukt dla sprowadzenia z odległego o 37 km el-Arrub potrzebnej dla Jerozolimy wody pitnej. I miał prawo sądzić, że koszty tej inwestycji powinni pokryć jej główni użytkownicy, to jest Żydzi jerozolimscy. Nie umiał jednak przekonać ich perswazją, wobec czego załatwił sprawę na swój obcesowy sposób: zasekwestrował fundusze zgromadzone w świątyni. Chociaż żydowski kodeks prawny Miszna pozwalał korzystać z funduszów świątynnych na tego rodzaju budownictwo publiczne, kapłani podnieśli wielki krzyk i w mieście wybuchła nowa rewolta. Piłat, jak zawsze, odpowiedział gwałtem i przewrotnością: przebranym po cywilnemu żołdakom kazał zbiegowisko brutalnie rozpędzić. Józef Flawiusz twierdzi, że w tych rozruchach mnóstwo Żydów poniosło śmierć lub nabawiło się kalectwa.
W 35 r., a zatem już po śmierci Jezusa, Piłat przeszedł samego siebie w zaślepieniu i zapalczywości. W kraju Samarytan pojawił się jakiś szalbierz podający się za proroka i swoimi egzaltowanymi przemówieniami namówił tłumy obałamuconych ludzi, by pociągnęli z nim na górę Garizim, gdzie obiecał pokazać im sakralne przedmioty, które jakoby tam ukrył Mojżesz. Zbiegowisko nie miało zgoła charakteru manifestacji politycznej i dla Rzymian nie przedstawiało żadnego niebezpieczeństwa. Jednakże Piłat nie umiał trzymać nerwów na wodzy: posłał na górę swoich legionistów i krwawo rozgromił nieszczęsnych, Bogu ducha winnych pielgrzymów. Tym razem jednak powinęła mu się noga. Samarytanie znani byli z lojalnego stosunku do Rzymian, żyli spokojnie i nie buntowali się tak jak ich sąsiedzi, Galilejczycy. Ich młodzież chętnie służyła w rzymskich wojskach zaciężnych i nawet nieraz z tego tytułu brała udział w tłumieniu miejscowych buntów. Gdy przeto zwrócili się do namiestnika Syrii Witeliusza ze skargą, skutek był natychmiastowy: Piłat musiał wracać do Rzymu, aby usprawiedliwić się przed urzędnikami Tyberiusza.