Jednakże głównym argumentem wymienionych biblistów jest wypędzenie przekupniów ze świątyni. Odrzucają oni wersję ewangelii jako całkowicie niewiarygodną. Jest bowiem nie do pomyślenia, aby Jezus mógł sam wypędzić z dziedzińca świątynnego tłumy ludzi, które tam się gromadziły i to tylko biczem ukręconym z powroza. Przecież ładu w świątyni pilnował garnizon wojska rzymskiego liczący podobno tysiąc żołnierzy, tudzież straż świątynna uzbrojona w kije i pałki. Niedorzecznością jest przeto utrzymywać, że Jezus miałby na oślep rzucić się na te tłumy z gołymi rękami i wyjść z tego szaleństwa obronną ręką.
Jeżeli więc cały ten incydent nie jest wymysłem, to w rzeczywistości musiał on wyglądać zgoła inaczej. Przyjmijmy, że Jezus próbował ze swoimi zwolennikami opanować świątynię zbrojnie, aby sparaliżować kapłanów i zdobyć korzystną bazę do walki wyzwoleńczej z najeźdźcami rzymskimi. Wtedy postępowanie jego miałoby jakiś określony sens i logikę. Dziedziniec bowiem miał duże znaczenie strategiczne: był centralnym miejscem Jerozolimy, gdzie zbierała się ludność i gdzie wykluwały się idee polityczne.
Przede wszystkim jednak stanowił on główne źródło dochodów i wpływów kasty kapłańskiej. Przypominał on swoim tłokiem i gwarem typowy bazar wschodni. Na mnogich straganach sprzedawano tam baranki i gołębie przeznaczone na ofiarę; pielgrzymom żydowskim przybyłym ze wszystkich stron świata wymieniano greckie i rzymskie monety z zakazanymi w judaizmie wizerunkami ludzkimi na hebrajskie sykle i drachmy, którymi opłacano coroczny podatek świątynny. Ogromne zyski, jakie z tych obrotów płynęły, straganiarze musieli dzielić z arcykapłanem. Niszcząc źródło tych dochodów, podcinało się tym samym korzenie jego władzy. I to właśnie Jezus miał zamiar osiągnąć. Plan poderwania ludu do powstania skończył się fiaskiem: Jezus nie umarł na krzyżu haniebną śmiercią niewolnika, lecz jako patriota i męczennik za sprawę narodu żydowskiego.
Teza, podana tu zresztą bardzo ogólnikowo, spotkała się oczywiście z ostrą krytyką szczególnie biblistów kościelnych, ale nawet niektórzy badacze reprezentujący racjonalistyczny kierunek biblistyki wysuwają przeciw niej różne zastrzeżenia. Francuski biblista M. Goguel, polemizując z E. Eislerem, nazwał ją na przykład „domkiem z kart i produktem wyobraźni”. Inni polemiści argumentują w następujący sposób: w ówczesnych napiętych warunkach politycznych wystarczyło, że Jezus występował jako prorok głoszący spełnienie mesjanistycznych nadziei Żydów, aby stać się w oczach Rzymian potencjalnie niebezpiecznym buntownikiem; nie trzeba było na to koniecznie wywoływać zbrojnych rozruchów.
Zwolennicy tezy natomiast zapytują, jak Jezus mógł rozpędzić setki straganiarzy na dziedzińcu świątynnym samym tylko biczem z powroza, w dodatku nie narażając się na ostrą reakcję ze strony garnizonu rzymskiego i straży kapłańskiej ani nie doznając przy tym osobistego uszczerbku. Opowieść ewangeliczną uważają przeto za naiwną bajkę albo też za relację nie do poznania zretuszowaną.
Broniąc swego punktu widzenia wskazują oni na liczne poszlaki w ewangeliach, z których pośrednio wynika, że działalność Jezusa miała charakter zbrojny. Tak na przykład dowiadujemy się, że jego wyznawcy na Górze Oliwnej mieli przy sobie miecze. Widząc, że Jezus jest zagrożony, zapytali go: „Panie, czy mamy uderzyć mieczem?” (Łk. 22,49). Okazuje się, że nawet najbliższy towarzysz Jezusa, sam apostoł Piotr nosił pod płaszczem miecz, którym uciął ucho Malchusowi. Czyż Jezus mógł o tym nie wiedzieć? On sam zresztą wypowiedział parę zdań, które bynajmniej nie brzmią pokojowo. Oto one:
„Nie mniemajcie, że przyszedłem zsyłać pokój na ziemię: nie przyniosłem pokoju, ale miecz” (Mt. 10,34).
„Ogień przyszedłem rzucić na ziemię, a czego chcę, jeno aby zapłonął” (Łk. 12,49).
„Czyż sądzicie, że przyszedłem ustanowić pokój na ziemi? Bynajmniej, powiadam wam, ale rozłączenie” (Łk. 12,51).
„A teraz, kto ma trzos, niech weźmie także i torbę podróżną; a kto nie ma, niech sprzeda tunikę swoją, a kupi miecz” (Łk. 22,36).
„A oni rzekli: Panie, oto tu dwa miecze. On zaś powiedział: Wystarczy” (Łk. 22,38).
Apokryficzna Ewangelia Piotra, której fragment odnaleziono w 1887 r. w Akhmim w Egipcie, świadczy, że pamięć o powstańczych zamierzeniach nazarejskiego ruchu jakiś czas błąkała się jeszcze w gminach chrześcijańskich. Z ewangelii kanonicznych wiemy, że uczniowie opuścili Jezusa w ostatnich dniach jego życia, przy czym Jan informuje nas, że ukryli się za zamkniętymi drzwiami, ponieważ bali się aresztowania. Otóż Ewangelia Piotra wyjaśnia, dlaczego bali się aresztowania: mianowicie byli podobno poszukiwani przez władze pod zarzutem, iż chcieli podpalić świątynię. Widocznie wypowiedzi Jezusa na temat zagłady świątyni rozumiano jako realną groźbę, a nie jako apokaliptyczne widzenie proroka.
Jezus, jak ponadto podkreślają rzecznicy tezy powstańczej, miał bodajże jakieś powiązania z zelotami, z przedstawicielami owego radykalnego stronnictwa, dążącego do rozprawy zbrojnej z okupantem, których fanatyzm doprowadził później do wojny z potęgą rzymską i zagłady Jerozolimy.
Zeloci rekrutowali się przeważnie z mieszkańców Galilei. Nie można więc wykluczyć, że Jezus miał między nimi znajomych krajanów, a nawet może krewniaków, co oczywiście czyni te kontakty zrozumiałymi. To również wyjaśnia nam w pewnym stopniu uderzający fakt, że Jezus ostro występuje przeciwko faryzeuszom, ale nigdy nie wypowiada się w sprawie zelotów, którzy przecież w owych czasach stanowili jeden z aktualnych problemów społeczeństwa palestyńskiego. Brandon posuwa się z tego powodu do twierdzenia, że Jezus, jeżeli sam nie był zelotą, to przynajmniej skrycie z nimi sympatyzował.
Jakkolwiek by było, jedno jest pewne: Jezus tolerował w gronie swoich bliskich co najmniej jednego autentycznego zelotę. Był nim, jak donosi nam Łukasz, apostoł Szymon (6,15). Poza tym pewne poszlaki pozwalają nam przypuszczać, że do stronnictwa zelotów należeli Piotr (miecz na Górze Oliwnej) i jego brat Andrzej, a także Judasz Iszkariot, którego nazwisko niektórzy tłumaczą na, Judasz Waleczny”, a nie” Judasz z Kariotu”. Hipotezę co do trzech ostatnio wymienionych osób postawił Cullman w swojej książce Jezus i Cezar, a przytacza ją nie byle jaki autorytet, bo wybitny biblista francuski ks. kardynał Danielou.