Zdawałoby się, że w relacjach o tak centralnym, kluczowym fakcie w chrześcijaństwie jak zmartwychwstanie powinna istnieć idealna zgodność. Niestety, tak nie jest. Już Lessing odkrył w tych relacjach aż dziesięć sprzeczności nie do pogodzenia. Gdyby je traktować jako zeznanie świadków, żaden sąd nie byłby w stanie wydać na ich podstawie jakiegoś ostatecznego werdyktu. Jezuita Xavier Leon-Dufour, wskazując w swojej książce Zmartwychwstanie Jezusa i orędzie paschalne (Resurrection de Jesus et message paschal) na liczne sprzeczności w relacjach, wyraża wątpliwość, czy metodą konkordyzmu, czyli wybrania z tych opowieści i zestawienia listy zgodnych faktów można by zrekonstruować -logiczną opowieść o tym, co Jezus robił, gdzie i jak długo przebywał po zmartwychwstaniu. Lew Tołstoj, jak wiadomo, głęboko przywiązany do chrześcijaństwa, w artykule O cudne zmartwychwstania Jezusa odrzuca te opowieści jako „naiwny i prostacki wymysł ewangelistów” wychodząc z założenia, że „cud wskrzeszenia jest wręcz przeciwny nauce Chrystusa”.
Żeby zrozumieć, jak mogła powstać wiara w zmartwychwstanie Jezusa, trzeba przede wszystkim wziąć pod uwagę wyobrażenia, jakie cechowały ludzi starożytnego świata. Dla nich myśl, że człowiek może powstać cieleśnie z grobu, nie była czymś nowym, czymś szokującym. Jest to jedna z najstarszych eschatologicznych koncepcji ludzkości. Jak świadczy obecność narzędzi, przedmiotów domowego użytku i żywności w grobach, już prymitywne ludy epoki paleolitycznej wierzyły w cielesną nieśmiertelność człowieka.
Wszelako bezpośredni, aktualny wpływ na ówczesną umysłowość wywarły wierzenia Egiptu, Persji i wywodzących się z nich niektórych odmian sekciarskich judaizmu. Egipcjanie wyobrażali sobie, że zmarli, po osądzeniu przez Ozyrysa ich dobrych i złych uczynków na ziemi, powrócą do swoich powłok cielesnych, które z tego powodu mumifikowali i przechowywali w piramidach lub skalnych grobowcach. Nieśmiertelność cielesną głosiła także religia Zoroastra, a szczególnie kult perskiego boga Mitry. Mitraizm, groźny konkurent chrześcijaństwa w pierwszych wiekach naszej ery, wśród swoich artykułów wiary główny akcent kładł na obietnicę zmartwychwstania zmarłych.
Jeżeli chodzi o judaizm, to idea cielesnej nieśmiertelności, mająca przypuszczalnie swój rodowód w źródłach perskich, uwidacznia się niedwuznacznie w apokaliptycznych księgach Starego Testamentu. Według tych ksiąg miał nastąpić kiedyś „dzień Jahwe”: sąd ostateczny i nowa, szczęśliwa era w dziejach ludzkości. W dniu tym powstaną z grobów zmarli, aby stanąć przed sądem Bożym i otrzymać uniewinniający lub potępiający wyrok. W tych wierzeniach istnieją jednak różnice: niektóre apokalipsy głoszą, że wszyscy ludzie zmartwychwstaną i będą sądzeni; inne znowu twierdzą, że dotyczy to tylko Izraelitów; są i takie, które utrzymują, że zmartwychwstaną tylko sprawiedliwi, a wszyscy inni, obarczeni ciężkimi winami, skazani będą na wieczny pobyt w „szeolu”, w podziemnej krainie cieni.
W Księdze Psalmów Dawid weseli się, że Bóg nie zostawi jego duszy w piekle („w szeolu”), a ciało jego nie ulegnie rozkładowi (15,9). W Proroctwie Izajaszowym czytamy, że umarli ożyją i polegli powstaną z grobów (26,19). Wreszcie w Proroctwie Danielowym autor pisze dosłownie: „A mnodzy z tych, którzy śpią w prochu ziemi, ocucą się, jedni do żywota wiecznego, a drudzy na hańbę...” (12,2).
Tego rodzaju cytatów można by przytoczyć więcej, ich znaczna liczba świadczy, jak silnie umysłowość żydowska była zaabsorbowana myślą o śmierci i cielesnym zmartwychwstaniu. Jak wynika z ewangelii, w środowiskach żydowskich rozniosła się pogłoska, że Jezus to powstały z grobu prorok Eliasz lub Jan Chrzciciel. W Ewangelii Marka czytamy: „Posłyszawszy to, Herod rzekł: To Jan, któremu ściąłem głowę, ten powstał z martwych” (6,16).
W tych warunkach łatwo zrozumieć, dlaczego uczniowie Jezusa tak spontanicznie uwierzyli w jego zmartwychwstanie. Tłumaczy się to nie tylko faktem, że jako nieodrodni synowie epoki przesiąknięci byli panującymi naówczas wyobrażeniami i przekonaniami, lecz przede wszystkim chyba stanem duchowym, w jakim się znajdowali po brutalnej śmierci ukochanego Mistrza. Przytłoczeni żalem, rozpaczą i wyrzutami sumienia, że odstąpili go i sromotnie zawiedli w najtragiczniejszej chwili jego życia, a nadto gnębieni zachwianiem wiary w jego posłannictwo i niemożnością zrozumienia sensu jego haniebnej śmierci na krzyżu, nagle doznali otuchy i radosnego olśnienia: Jezus zmartwychwstał!
Pierwszą osobą, która go ujrzała, była przypuszczalnie Maria Magdalena, szczególnie do tego predysponowana. Z niej przecież Jezus wypędził swego czasu siedem demonów, z czego wolno wnioskować, że okresowo zapadała na jakieś zaburzenia psychiczne. W psychologii znana jest dobrze zaraźliwość takich przywidzeń. Drogą reakcji łańcuchowej niebawem ujrzeli go różni inni jego towarzysze. Wieść o tych spotkaniach z Mistrzem podawano sobie z ust do ust. W duszach jego wyznawców zajaśniało nową nadzieją.
W tego rodzaju sytuacjach, pełnych nerwowego napięcia, ludzie, nawet ci obdarzeni równowagą umysłu, często padają ofiarą samoułudy. Nie rozpoznają, co jest subiektywne, a co obiektywne, co halucynacją, a co rzeczywistością. Wydaje im się, że ziściły się ich własne ukryte życzenia. Dostąpiwszy widzenia Jezusa, nabrali niewzruszonego przekonania, że on zmartwychwstał.
Zapewne od tej chwili zaczęli Jezusa utożsamiać z zapowiedzianym w Starym Testamencie Mesjaszem. W księgach proroków, szczególnie w Proroctwie Izajaszowym, wykryli wszystko, co się wydarzyło w jego życiu: że sługa Jahwe będzie porwany spomiędzy ludzi żywych, że umęczony i sponiewierany umrze wśród przestępców, a złożywszy ofiarę życia za grzechy ludzkości powstanie dnia trzeciego i będzie żył między mocarzami. Inspiracją stał się dla nich niewątpliwie werset z II Księgi Królewskiej, który brzmi: „Słyszałem modlitwę twoją i widziałem łzy twoje: a oto uzdrowiłem cię, dnia trzeciego wnijdziesz do domu Pańskiego” (20,5), a także to, co wyczytali w proroctwie Ozeasza: „Ożywi nas po dwóch dniach, a dnia trzeciego wzbudzi nas, i żyć będziemy przed obliczem jego” (6,3).