Mateusz donosi nam, że pogłoska o wykradzeniu zwłok jeszcze za jego czasów krążyła wśród Żydów (28,15). Jak się można domyślić ze słów Marii Magdaleny oraz z apokryficznej anegdoty o oddanym Jezusowi ogrodniku, znalazła ona posłuch także w środowiskach chrześcijańskich. Stanowiła więc ogromne niebezpieczeństwo dla nowej religii, której racja bytu oparta była na wierze w zmartwychwstanie. Przeto w walce z tymi plotkami nie przebierano w środkach, a jej metody łatwo rozpoznać w ewangeliach Mateusza, Łukasza i Jana.
Trzeba od razu powiedzieć bez osłonek, że w apologetycznym ferworze, w nabożnej chęci zdławienia wszelkich wątpliwości wśród braci i antagonistów, wymienieni ewangeliści, szczególnie Mateusz, obficie korzystali ze swej beletrystycznej pomysłowości. Nie była to jednak owa tak charakterystyczna dla folkloru, beztroska gra fantazji, z której zazwyczaj rodzą się baśnie, legendy, mity i cuda, lecz celowa akcja polemiczna, mająca nieodparcie wykazać, że było rzeczą niemożliwą wykraść zwłoki Jezusa i że wobec tego pusty grób nie mógł oznaczać nic innego, jak tylko jego cudowne zmartwychwstanie.
Jeśli jednak od razu widać, że ewangelistom przyświeca jeden i ten sam cel apologetyczny, to rozbieżne są drogi, jakimi do tego celu dążą. Każdemu z nich wyobraźnia podsuwa inne rozwiązanie problemu. W rezultacie mamy w Nowym Testamencie trzy narracyjne wersje, w wielu szczegółach ze sobą sprzeczne i niewiele mające wspólnego z prawdziwym przebiegiem wydarzeń.
Według zapewnień Mateusza o wykradzeniu zwłok nie mogło być w ogóle mowy, jako że grób był przez Żydów opieczętowany i otoczony strażnikami. Jeśli mimo to okazał się pusty, to można wyjaśnić, jak się to stało. Otóż Maria Magdalena i „druga Maria” widziały na własne oczy, jak przy wtórze trzęsienia ziemi z nieba zstąpił anioł, jak odwalił kamień grobowy i oznajmił; że Jezusa nie ma już w grobie, albowiem zmartwychwstał. Wbrew relacji Marka niewiasty bynajmniej się nie przestraszyły i nie postanowiły incydentu trzymać w tajemnicy. Wręcz przeciwnie: pobiegły zaraz do uczniów Jezusa, by przekazać im otrzymaną przez anioła radosną nowinę. Zdarzyło się jeszcze to, że wówczas drogę zastąpił im we własnej osobie Jezus zmartwychwstały i polecił zawiadomić apostołów, iż wyznacza im spotkanie w Galilei.
Mateusz twierdzi także, iż jako świadkowie mogliby wystąpić nawet strażnicy pilnujący grobu, gdyby nie byli tak łasi na pieniądze. Oni przecież również ujrzeli anioła Pańskiego i na jego widok zapadli nawet w podobne do śmierci omdlenie. Przekupieni jednak przez kapłanów, kłamliwie rozpowiadali, że ciało Jezusa wykradli jego uczniowie, kiedy na posterunku sen ich zmorzył. W ten oto sposób dali początek plotce, która uporczywie krążyła wśród wielu pokoleń Żydów.
W obronnych zabiegach poszedł jeszcze dalej Łukasz. W jego wersji już nie tylko jeden, ale dwóch aniołów obwieszcza zmartwychwstanie Jezusa. I nie tylko trzy albo dwie niewiasty były wówczas obecne przy grobie, lecz poza Marią Magdaleną, Joanną i Marią matką Jakuba jeszcze inne niewiasty, których imion ewangelista nie uważał za potrzebne wymienić. A więc poczet świadków się powiększył.
Jezus zmartwychwstały nie ukazał się tym razem dwom Mariom, za to rozmawiali z nim i gościli posiłkiem dwaj uczniowie z Emaus, a później także apostołowie. Jezus pragnął przekonać ich, że zmartwychwstał rzeczywiście, spożył na ich oczach kawałek pieczonej ryby i plaster miodu, nawet pozwolił się dotknąć. Wobec takich dowodów, któż jeszcze wśród wiernych mógł wątpić, że Jezus zmartwychwstał naprawdę!
Dalszą konfuzję w sprawę wprowadza Jan Ewangelista, bo i on opowiada swoją własną, może nawet najbardziej odmienną wersję na temat pustego grobu. Nie ma w niej mowy o jednym czy dwóch aniołach, grób już otwarty zastała Maria Magdalena, bo tym razem jedynie tylko ona sama jest wymieniona. Piotr i „drugi uczeń, którego miłował Jezus”, zaalarmowani przez nią okrzykiem, że „zabrano Pana z grobu”, pobiegli na miejsce i ujrzeli – zacytujmy tu słowa ewangelii – „leżące prześcieradła oraz chustę, która była na głowie jego, leżącą nie razem z prześcieradłami, ale zwiniętą osobno na jednym miejscu”. Wówczas dopiero nie nazwany po imieniu uczeń uwierzył, że Jezus zmartwychwstał przypuszczalnie pod wpływem myśli, że przecież porywacze nie traciliby czasu na rozbieranie zwłok i staranne ułożenie jego bielizny na ławie. Jak widzimy, Jan wprowadza tu zupełnie nowy argument na rzecz zmartwychwstania.
Ale poza tym przytacza, inne, jeszcze mocniejsze dowody. Gdy bowiem Maria Magdalena smutna i zapłakana spojrzała do wnętrza grobu, ujrzała przez łzy dwóch siedzących aniołów w bieli, a gdy potem spojrzała za siebie, spostrzegła postać samego Jezusa, biorąc go zresztą za ogrodnika. Jak tylko nieporozumienie się wyjaśniło, Jezus rzekł jej, co następuje: „Nie dotykaj mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca mego, ale idź do braci moich i powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego, Boga mego i Boga waszego”. Tego samego dnia ukazał się także swoim uczniom, by po ośmiu dniach powrócić do nich i pozwolić Tomaszowi dotknąć palcami swoich ran.
Widzieliśmy, jak katecheza o zmartwychwstaniu postępuje od prostego opowiadania o pustym grobie do samego zmartwychwstania Jezusa, widzianego nawet przez jego wrogów. Kolejne fazy tego rozwoju polegają na tym, że do starych twierdzeń dodano nowe, by za wszelką cenę uprawdopodobnić zmartwychwstanie i bronić się przed krytyką zarówno niedowiarków we własnym obozie, jak i też pamflecistów w obozie pogańskim.
Tendencja do spiętrzania coraz to nowych fikcyjnych dowodów występuje szczególnie drastycznie w tak zwanej Ewangelii Piotra. Jest to jeden z tych licznych religijnych tekstów, nie przyjętych do pism kanonicznych i nazwanych apokryfami. Ewangelia cieszyła się jednak ogromnym autorytetem i poczytnością. Justyn Apologeta, jak to wynika z jego Dialogu z Żydem Tryfonem (II wiek), był święcie przekonany, że jej autorem był apostoł Piotr. Dopiero w 496 r. dekretem papieża Gelazego I zdezawuowano ją oficjalnie jako apokryf. Upłynęło więc bez mała trzysta lat, zanim wyeliminowano ją z szerokiego nurtu uznanego przez Kościół piśmiennictwa religijnego. Przez ów jakże długi okres liczne pokolenia wiernych karmiły się z nabożną łatwowiernością jej dziecinną, pełną cudów i nieprawdopodobieństw fantastyką.