Decyzja papieska zapewne sprawiła, że tekst ewangelii zagubił się bezpowrotnie. I tylko wzmiankom Orygenesa i Euzebiusza należy zawdzięczać, że nie zapomniano o jej istnieniu. Łatwo wobec tego zrozumieć poruszenie w kołach biblistów, gdy w 1892 r. odkryto w pobliżu wsi Akhmim w Górnym Egipcie stare cmentarzysko z V wieku, a w jednej z trumien, w której leżały prochy jakiegoś mnicha, fragment zagubionej Ewangelii Piotra dotyczący wydarzeń tygodnia pasyjnego.
Nieznany autor twierdzi, że z chwilą pochowania Jezusa lud żydowski, nie wyłączając kapłanów i starszyzny, biadał i bił się w piersi, ponieważ zrozumiał grzech, jaki popełnił. Przywódcy, przestraszeni szemraniem i rozpaczą ludu, zwrócili się do Piłata o wystawienie straży przy grobie. Tak więc liczny oddział żołnierzy pod dowództwem setnika Petroniusza przy pomocy Żydów zablokował wejście do grobu ciężkim głazem, nałożył siedem pieczęci, rozbił namioty i nieprzerwanie pilnował, aby zwłok nie wykradziono.
I tutaj warto dla ilustracji przytoczyć główny fragment opowieści:
„A oto w nocy z soboty na niedzielę, podczas kiedy żołnierze trzymali straż po dwu na zmianę, uczynił się szum w niebiosach. I ujrzeli niebo otwarte i dwu mężów zstępujących zeń w wielkim blasku i zbliżających się do grobu. A oto kamień, którym przywalono wejście, tocząc się sam, odsunął się na bok. Grobowiec odemknął się i dwaj młodzieńcy weszli do środka. Na ten widok obudzili setnika i starszyznę, którzy także tam byli, trzymając straż. A gdy opowiadali, co widzieli, ujrzeli znowu trzech mężów wychodzących z grobu: dwaj młodzieńcy podtrzymywali trzeciego, a krzyż posuwał się za nimi. Głowy dwóch pierwszych sięgały nieba, ale głowa tego, którego wiedli, przenosiła niebo”.
Pod wrażeniem niesłychanego cudu sam Piłat zrozumiał, że Jezus jest Synem Bożym. Mimo to, ulegając prośbie kapłanów żydowskich, surowo nakazał swoim żołnierzom, aby nikomu nie mówili, co przy grobie się wydarzyło. Kapłani bowiem byli srodze przerażeni i rzekli: „Bo lepiej dla nas odpowiadać przed Bogiem za najcięższą ze zbrodni, niż wpaść w ręce ludu żydowskiego, aby ukamienował nas”.
Kampania w obronie doktryny zmartwychwstania trwała jeszcze bardzo długo. W XI czy XII wieku nieznany tłumacz na język staroruski Dziejów wojny żydowskiej Józefa Flawiusza przemycił do oryginalnego tekstu interpolację, z której się dowiadujemy, że grobu Jezusa pilnowało nie tylko trzydziestu żołnierzy rzymskich, ale w dodatku aż tysiąc pachołków kapłańskich (5,5,4). Wobec tak ogromnej masy strażników któż jeszcze śmiałby podnosić zarzut, że zwłoki Jezusa zostały wykradzione!
Drugi nurt, jaki najwyraźniej przewija się przez Nowy Testament, to walka w obronie wiary w cielesny charakter zmartwychwstania Jezusa. Była to doktryna, która od zarania chrześcijaństwa spotykała się wśród wiernych z oporem i wątpliwościami. Już Paweł musiał się z nimi borykać. W Pierwszym liście do Koryntian pisze: „A jeśli głosimy o Chrystusie, że zmartwychwstał, jakże niektórzy z was mogą mówić, że nie masz zmartwychwstania?” (15,12). Dla obywateli Koryntu, wychowanych od dzieciństwa w atmosferze filozofii platońskiej, doktryna cielesnego zmartwychwstania była pomysłem wręcz groteskowym. W ich pojęciu jedynie dusza była nieśmiertelna, ciało natomiast jej więzieniem. Śmierć więc oznaczała dla nich wyzwolenie duszy z ciężaru materii, oczyszczenie istoty ludzkiej z tego wszystkiego, co było złe i przyziemne.
Paweł, jak wynika z jego listu, zdawał sobie sprawę z trudności przekonania korynckich „hellenistów”, z tego dualistycznego dylematu usiłuje wybrnąć tłumacząc w zawiłym wywodzie, że ciało zmartwychwstałego nie jest doczesnym ciałem przywróconym do życia, lecz ciałem duchowym, utkanym z materii niebieskiej. Albowiem, jak podkreśla w liście z naciskiem, „ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego” (15,50).
Jednakże wątpliwości chrześcijan w tej sprawie bynajmniej nie ucichły. Tak na przykład w Drugim liście Jana (ok. 67 r.) czytamy: „Bo wielu zwodzicieli zjawiło się na świecie, którzy nie uznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele”. Owe nastroje niewiary pojawiają się kolejno z zastanawiającą regularnością również w czterech ewangeliach. Uczniowie Jezusa, jak łatwo z nich wyczytać, nie od razu uwierzyli w cielesne zmartwychwstanie Mistrza i trzeba było ich przekonywać przykładami namacalnymi. Łukasz posuwa się jeszcze dalej i nie waha się napisać, iż wieści o pustym grobie „zdały im się niedorzecznością”.
Jeszcze w V wieku wpływy tych sceptyków musiały być niepokojąco duże, o czym świadczą pełne goryczy wypowiedzi dwóch najwybitniejszych przedstawicieli Kościoła w tych czasach. Św. Hieronim tak oto się skarży: „Wtedy nawet, kiedy w Judei nie wyschła jeszcze krew Chrystusa, znaleźli się ludzie, którzy nie przyznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele”. A św. Augustyn stwierdza z żalem, że doktryna o zmartwychwstaniu należy wciąż jeszcze do najgwałtowniej odrzucanych nauk chrześcijańskich.
Nic przeto dziwnego, iż rzecznicy chrystianizmu dokładali starań, by zwalczać te wątpliwości i za wszelką cenę przekonać sceptyków, że cielesne zmartwychwstanie Jezusa nie podlega dyskusji. W tych usiłowaniach zaznacza się ta sama tendencja do spiętrzania zmyślonych dowodów, jak to widzieliśmy w związku ze sporem o pusty grób. W miarę upływu czasu w wyniku tych zabiegów zmartwychwstanie Jezusa nabiera coraz wyraźniejszych cech fizycznych. W końcu dochodzi do tego, że ukazujący się po śmierci Jezus ma ciało i krew, jest przyziemnie głodny i dwa razy pożywia się pieczoną rybą, że można było włożyć palce w jego rany i że widziało go przeszło pięćset osób.
W ewangeliach nietrudno zauważyć, kiedy ów zespół legend powstał i bujnie się rozrastał. Marek i Mateusz wolni są od wszelkiej odpowiedzialności. Na ten temat zachowują głuche milczenie i chyba wolno przypuszczać, że w ogóle tych podań nie znali. Cały ciężar polemiki z niedowiarkami wzięli na siebie Łukasz i Jan, chociaż tego ostatniego dotyczy to tylko częściowo, gdyż w opinii egzegetów biblijnych końcowa scena zawierająca opowieść o łowieniu i spożywaniu pieczonych ryb nad Jeziorem Galilejskim jest późniejszą interpolacją, dopisaną przez jakiegoś teologa, usiłującego wykazać, że Jezus wyznaczył Piotra swoim następcą na ziemi.