„Uczniowie z Emaus poznają Jezusa przy łamaniu chleba (wyraźne odniesienie do Eucharystii), a przecież na Wieczerzy Pańskiej nie był obecny – jak wiemy – żaden inny uczeń poza Dwunastoma. Czy w Jerozolimie Jezus życzył uczniom »pokoju« i przedstawił dowody, że nie jest duchem, czy też strofował ich za brak wiary? Dlaczego o tak ważnym ukazaniu się »więcej niż pięciuset braciom pospołu«, wspomnianym przez Pawła, nie ma mowy w żadnej Ewangelii?”
„Czy Jezus udzielił swym uczniom ostatnich pouczeń i zniknął cicho, by więcej się już nie pojawić, jak można by wywnioskować z epilogów Mateusza i Jana, czy rozstał się z tą ziemią w dramatycznej scenerii wniebowstąpienia, jak to opisuje Łukasz?”
„Nie może być żadnej wątpliwości, że relacje o zmartwychwstaniu są jako takie zdecydowanie niezgodne” – przyznaje Manning, sądzi jednak mimo wszystko, że nie usprawiedliwia to negacji samego zmartwychwstania Jezusa. Wydaje się jednak, że nie dopozazdroszczenia byłaby sytuacja arbitra czy sędziego, który by na podstawie tego rodzaju niespójnych relacji miał rozstrzygnąć, co w tym wszystkim jest prawdą.
U źródeł chrystianizmu
W POSZUKIWANIU HISTORYCZNEGO JEZUSA
Ewangelie, jak się przekonaliśmy, nie są biografiami w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Były one pisane w celach apologetycznych i dydaktycznych, by udowodnić, że Jezus jest przepowiedzianym przez proroków Odkupicielem. Spisane kilkadziesiąt lat po jego ukrzyżowaniu, są one odbiciem anonimowej tradycji ustnej, która kształtowała się w licznych gminach chrześcijańskich Afryki, Azji i Europy, historią wierzeń dotyczących boskości Jezusa, a nie historią jego doczesnego żywota. Spisywali je różni ludzie, w różny sposób dla różnych celów, trudno przeto się dziwić, że stanowią one wręcz fascynujący konglomerat sprzeczności, niedomówień i niekonsekwencji. Fakt ten niepokoił nawet niektórych protagonistów chrześcijaństwa. Św. Augustyn powiedział: „A ja też nie wierzyłbym Ewangelii, gdyby autorytet Kościoła tego mi nie nakazywał” (Cantra Faustum Manichaeum, XXV,1,3). Luter zajął w stosunku do tych sprzeczności postawę bardziej jeszcze kapitulancką, dając swoim zwolennikom następującą instrukcję: „...jeżeli powstanie jakaś trudność co do Ksiąg Świętych i nie możemy jej rozwiązać, powinniśmy po prostu nie ruszać tej sprawy”.
Cała tradycja o Jezusie, jak wiemy, kształtowała się pod wpływem wiary w wielki cud zmartwychwstania. Chcąc przeto zrozumieć ewangelie, musimy spojrzeć na opisywane w nich wydarzenia nie w tej kolejności, jak podają je autorzy, lecz retrospektywnie od końca narracji, przez pryzmat tego cudu. Wszystkie te wydarzenia prowadzące do ukrzyżowania są podporządkowane głównej myśli, że Jezus był Bogiem, który zmartwychwstał. Nie mamy tu więc do czynienia z historią, lecz z typową hagiografią. Ową tendencję określił jednoznacznie św. Paweł w Pierwszym liście do Koryntian: „...my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego” (1,23).
Skoro posiadamy tylko obraz Chrystusa wiary, a nie Jezusa historii, zapytujemy, co ostatecznie wiemy o nim naprawdę. Kontury jego postaci, jak wyraża się wspomniany już przez nas niemiecki biblista H. Zahrnt, rozpraszają się w świetle cudu wielkanocnego, tak jak zarysy ludzi stają się mgliste i zanikają w oślepiającym blasku gorejącego słońca. Dawid F. Strauss doszedł do przekonania, że ewangelie są zbiorem mitów, stworzonych przez pierwszych wyznawców Jezusa. Wobec ówczesnego egzaltowanego stanu ich umysłów i skłonności do mitologizowania przeszłości proces powstawania tych mitów był oczywiście nieświadomy i spontaniczny.
Fakt, że już w najstarszych przekazach Jezus-człowiek przeobraził się w boskiego Chrystusa, że ewangelie pokryte są warstwami teologicznych doktryn, przyczynił się do powstania hipotezy, według której Jezus nigdy nie istniał i był tylko mitem, wytworzonym w umysłach ludzkich na podobieństwo mitów w kultach Bliskiego Wschodu.
Koncepcję mitologiczną po raz pierwszy wysunął francuski badacz Ch. Dupuis w książce Uongine des tous les cultes (1794 r.). Jej najdawniejszym szermierzem był głośny niemiecki uczony Bruno Bauer (1809-1882 r.). Zwracając uwagę na przemilczanie Jezusa przez autorów żydowskich i pogańskich oraz na zawarte w ewangeliach drastyczne sprzeczności, doszedł on do przekonania, że Jezus nigdy nie istniał, że jest tworem wyobraźni ludzkiej. Ruch chrześcijański był w jego przekonaniu odbiciem ideologii wydziedziczonych klas społecznych, w której skrzyżowały się judaizm diaspory, stoicyzm i neoplatonizm.
Wśród nowszych zwolenników mitokoncepcji należy wymienić przede wszystkim Robertsona, Smitha, Kalthoffa, Drewsa, Couchouda i Dujardina. Nie zamierzamy tutaj szczegółowo omawiać ich wywodów, przytoczymy jedynie tylko niektóre charakterystyczne odmiany tych poglądów.
Tak więc Dujardin stał na stanowisku, że Męka Pańska jest wyraźną reminiscencją dramatów rytualnych, odgrywanych w misteriach religijnych Bliskiego Wschodu. Niemiecki teolog i socjalista Kalthoff upatrywał w postaci Jezusa personifikację ruchów wyzwoleńczych, które w pierwszym wieku naszej ery ogarnęły niewolników i „proletariat” imperium rzymskiego. Drews natomiast widział w kulcie Jezusa końcowy produkt synkretycznego procesu, w którym główny element stanowił kult zmarłych i zmartwychwstałych bogów hellenizmu.
Od 1910 r. stała się popularna teoria przedstawiająca Jezusa jako bożka astralnego, który zjawił się na ziemi, umarł i zmartwychwstał. Przedstawicielem najradykalniejszego kierunku teorii astralnej był Polak Andrzej Niemojewski (1864-1920 r.), autor licznych dzieł na ten temat, między innymi książek Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych oraz Biblia i gwiazdy. Według niego Nowy Testament jest wielką alegorią, w której zaszyfrowany został mit słońca i księżyca, przy czym słońcem jest Bóg Najwyższy, a księżycem jego syn, Jezus Chrystus. Niemojewski w swojej astralistycznej analizie tekstów nowotestamentowych posunął się do granicy fantastyki, nie można jednak, jak to podkreśla Andrzej Tokarczyk w swoich interesujących esejach, nie uznać jego zasług w procesie „demitologizacji” Nowego Testamentu.