Teoria, że Jezus był historyzacją mitu, lansowana kiedyś także przez niektórych przedstawicieli marksizmu, dziś już została odrzucona przez większość uczonych. Trudno tu przytaczać złożoną argumentację przeciwko tej koncepcji, wystarczy powiedzieć, że na rozum biorąc nie ma powodu nie wierzyć w historyczność Jezusa, skoro pojawienie się w Palestynie tego rodzaju wędrownych nauczycieli, proroków i mesjaszy było zjawiskiem wcale nie nadzwyczajnym. Mateusz i Marek ostrzegają przed „fałszywymi Chrystusami i fałszywymi prorokami, którzy czynić będą znaki i cuda...”
W okresie, kiedy żył i działał Jezus, a także w latach przed jego narodzeniem i po jego śmierci, naliczono co najmniej dwunastu proroków i mesjaszy, którzy zyskali większy rozgłos w Palestynie. Takim prorokiem był przecież również Jan Chrzciciel. Herod Antypas skazał go na śmierć dlatego, że widział w nim niebezpiecznego dla swego panowania agitatora.
Później pojawił się na widowni inny prorok imieniem Teodas. Na jego wezwanie pociągnęły za nim setki egzaltowanych Żydów, którym obiecywał, że podobnie jak Jozue powstrzyma nurt Jordanu i przeprowadzi ich na drugą stronę rzeki, gdzie mieli żyć wolni od ucisku okupacji rzymskiej. Wśród jego obałamuconych zwolenników legioniści rzymscy urządzili krwawą rzeź; jeżeli chodzi o samego Teodasa, to ujęli go, ścięli, a głowę zanieśli w triumfie do Jerozolimy. Niewielu z tych proroków i mesjaszy uniknęło gwałtownej śmierci: Rzymianie skazywali ich przeważnie na ukrzyżowanie, traktując ich jak potencjalnych wodzów rebelii żydowskiej.
W starożytności bywało często, że pewnym wybitnym mężom i monarchom przypisywano pochodzenie boskie. W tych warunkach łatwo zrozumieć, dlaczego tak szybko nastąpiła deifikacja Jezusa, zwłaszcza że jego wyznawcy byli to ludzie przeważnie wychowani w atmosferze hellenistycznej kultury, gdzie tego rodzaju wierzenia istniały od dawien dawna. W ich umysłach dokonywała się mityzacja ukochanego Mistrza i mijający czas opromieniał go glorią boskości. Jego przejmująca grozą kaźń krzyżowa nabrała głębokiego sensu eschatologicznego i stała się wstrząsającym dramatem kosmicznym.
Proces deifikacji człowieka łatwo obserwować na przykładzie Aleksandra Macedońskiego. Ten genialny wódz stworzył nie tylko ogromne imperium, ale był niejako inicjatorem kilkaset lat trwającej epoki hellenizmu. Należał więc do tych mężów, którzy tworzyli historię, których czyny na ogół kronikarze mieli możność zanotować dla potomnych. A jednak po śmierci żywot jego zaczęła oplatać fikcja i legenda. Z jednej strony pojawiały się zbeletryzowane biografie mieszające fakty i zmyślenia, zabawiające czytelników opisem niesamowitych i awanturniczych przygód. Z drugiej strony jego generałowie i spadkobiercy, tak zwani diadochowie, wiodąc spory i wojny o podział imperium, ogłaszali swoje wspomnienia, w których świadomie przekręcali fakty. Sfałszowano nawet testament Aleksandra.
W rezultacie już w następnym pokoleniu nie bardzo wiedziano, jak to było naprawdę. Źródła dotyczące przecież wydarzeń wiekopomnych w dziejach ludzkości są z reguły pełne niedomówień i sprzeczności. W przypadku Aleksandra pociąga to za sobą fakt, że każda jego biografia siłą rzeczy będzie zawsze kontrowersyjna. Nie wiemy na przykład, jak doszło do spłonięcia imponującego pałacu w Persepolis. Czy w ferworze tanecznym rzuciła pochodnię ateńska hetera Thais, czy pożar spowodowali podczas orgii pijackiej macedońscy wodzowie, czy też pałac skazał na zagładę sam Aleksander, aby pomścić świątynie greckie, które przed półtora wiekiem Persowie spalili podczas najazdu na Helladę.
Aleksandra zaczęto też rychło deifikować. Opowiadano sobie, że jest on synem Zeusa ze związku miłosnego z Olimpią, jego matką. Greckie miasta-państwa ogłosiły go jednym z bogów Olimpu i stawiały mu posągi w świątyniach, Egipcjanie natomiast czcili go jako syna boga Amona. Nawet Żydzi ujrzeli w nim prekursora Mesjasza zapowiedzianego w proroctwie Daniela. Średniowieczni mnisi byli święcie przekonani, że był on ascetycznym zakonnikiem, a Etiopczycy posunęli się najdalej w tej mitologizacji, głosili bowiem że Aleksander był chrześcijańskim apostołem, a nawet świętym Kościoła koptyjskiego.
Francuski biblista Guignebert napisał, że ewangelie są wprawdzie konstrukcjami zbiorowej egzaltacji, miały jednak rzeczywiste jądro w historycznej postaci Jezusa, wokoło której dokonywała się krystalizacja mitów. Można więc przyjąć, że w ich relacjach kryje się na kształt kamieni milowych garść autentycznych faktów z życia Jezusa. Mimo jednak olbrzymiego wysiłku intelektualnego paru pokoleń uczonych, nie dało się stworzyć spójnego logicznie ziemskiego portretu Jezusa-nauczyciela, wolnego od późniejszego nalotu teologii i nadprzyrodzonych elementów. Rudolf Bultmann, z którym niebawem się bliżej zapoznamy, wyraził ten stan badań w sposób następujący: „Obecnie uważam z całą stanowczością, że w tej chwili nie wiemy prawie nic o życiu Jezusa”. Wtóruje mu w tym względzie ks. Andrzej Urbas, autor dwutomowej monografii Jezus Chrystus. Przyznaje on rację francuskiemu racjonalistycznemu bibliście M. Goguelowi, który po napisaniu obszernej monografii o Jezusie musiał jednak w końcu przyznać, iż życie jego jest „pokryte tajemniczą zasłoną”.
Co wobec tego można w tych hagiograficznych opowieściach uważać za prawdę historyczną? Carmichael, autor książki Życie i śmierć Jezusa z Nazaretu doszedł do przekonania, że przede wszystkim ukrzyżowanie. Nie sposób bowiem wyobrazić sobie, by ktokolwiek z ubóstwiających Jezusa wyznawców mógł wymyślić dla niego śmierć tak przeraźliwie haniebną. Była to po prostu okrutna prawda, przed którą broniono się interpretując ją teologicznie i eschatologicznie.
Ukrzyżowanie musiał jednak wyprzedzić przyczynowy łańcuch faktów, które do tej finałowej tragedii doprowadziły. Można więc przyjąć jako niewątpliwą prawdę, że Jezus był synem cieśli i mieszkał w galilejskim Nazarecie aż do chwili, kiedy, prawdopodobnie pod wpływem Jana Chrzciciela, doznał jakiegoś nagłego objawienia religijnego, że nauczając w Galilei i w Jerozolimie zgromadził wokół siebie wielu oddanych wyznawców, ale także porobił sobie wrogów, że naraziwszy się władzom duchownym i świeckim jako niebezpieczny burzyciel ładu społecznego, został ukrzyżowany i że po jego śmierci stało się coś, co przekonało jego najbliższych, iż zmartwychwstał. To wszystko. Reszta to już nie historia, lecz chrystologia, teologia i mity.