Na dowód, jak konieczne jest oddzielenie fabuły ewangelii od ich treści moralnej dla ocalenia chrześcijańskiej kerygmy od mitów, podaje Bultmann głoszoną przez ewangelistów kosmologię. Wszechświat, według ich wyobrażeń, składa się z trzech kondygnacji: z nieba, z ziemi i z piekła. W niebie mieszka Bóg w otoczeniu swoich aniołów, w piekle pod ziemią panuje szatan na czele zastępów diabłów i demonów, a ziemia, gdzie przebywają śmiertelnicy, jest placem nieustannych bojów tych dwóch nadprzyrodzonych potęg. Nie sposób wymagać od rozumnego, człowieka współczesności, by ów mityczny obraz świata brał poważnie, by uwierzył, w co mu każą wierzyć zwolennicy dosłownego rozumienia Biblii.
Te same zastrzeżenia dotyczą również głoszonej w ewangeliach eschatologii, między innymi zapowiedzi Jezusa, iż wróci i założy Królestwo Niebieskie na ziemi tak rychło, że mieli nawet doczekać się tego ewenementu jego żyjący jeszcze uczniowie. Ta obietnica paruzji, nawiasem mówiąc przypuszczalnie włożona w usta Jezusa po jego śmierci i gloryfikacji, nie ziściła się do dnia dzisiejszego i interpretacje, nadające sens alegoryczny temu apokaliptycznemu proroctwu nie zmienią tego faktu.
Wszystkie ewangeliczne relacje o nadprzyrodzonych wydarzeniach, jak wskrzeszenie zmarłych, zwiastowanie, niepokalane poczęcie, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie, Bultmann nazwał „mitologicznym językiem”, za pomocą którego usiłowano wyrazić głębokie przekonanie o przełomowej, niepowtarzalnej, zbawczej roli Jezusa w dziejach ludzkości.
Skoro ewangelie składają się wyłącznie z tradycji, a tym samym z mitów, skoro nie mamy możliwości dowiedzieć się, jaka rzeczywistość stoi za tymi mitami, to oczywiście również nie wiemy, jaki był Jezus historyczny. Zgodnie z teorią o mitycznym charakterze ewangelii, Bultmann doszedł do konkluzji, że Chrystus wiary jest krańcowo inny, niż Jezus, który jako wędrowny prorok przemierzał drogi i ścieżki Palestyny.
Jednakże jako protestancki teolog nie wyrzekał się swego chrześcijańskiego wyznania. Toteż między jego przekonaniami religijnymi a sceptycyzmem dotyczącym historyczności podstaw tych przekonań – mianowicie ewangelii i Jezusa – zaznaczyła się wyraźna antynomia, z której trzeba było znaleźć jakieś wyjście. Bultmann poradził sobie z tym dylematem w oryginalny i pomysłowy sposób. Parafrazując filozofię egzystencjalną Martina Heideggera i Sorena Kierkegaarda, stworzył na swój użytek tak zwaną teologię egzystencjalną.
Podstawą jej jest egzystencjalny pogląd, że historia dzieli się na dwie kategorie: na taką, która konkretnie się wydarzyła i może być uchwycona metodą krytyki historycznej, oraz na to, co wydarza się w subiektywnym doświadczeniu pokoleń ludzkich, co składa się na ich wierzenia, sposób życia, obyczaje i tradycję, słowem – na ich kulturę. Według Bultmanna ta druga kategoria ma znaczenie większe, gdyż w świecie pozbawionym ładu ona właśnie jest tym czynnikiem, który ten ład do życia ludzkiego wprowadza. Człowiek jest tworem tego świata i zarazem mocą wolnej decyzji i wyboru, twórcą swojego życia, swojej historii.
Zdaniem Bultmanna, egzystencjalnie rzecz biorąc, nie jest istotne, czy Jezusa można uchwycić jako postać historyczną, a nawet czy jest Synem Bożym lub jedynie tylko człowiekiem-prorokiem, przez którego, jak przez wielu innych żydowskich proroków, przemawiał głos Boga. Historycznie jak najrealniejszy jest Chrystus wiary, wobec którego stajemy w ewangeliach. Od takiego Chrystusa, a nie od historycznego Jezusa, wzięła początek nowa era ludzkości. On żyje nadal w wierzeniach niezliczonych pokoleń, on był i jest nie wysychającym źródłem wyzwalania się tych pokoleń z udręczeń tego świata.
Stanowisko Bultmanna jako historyka jest w gruncie rzeczy nacechowane pesymizmem i rezygnacją. Zdawał sobie z tego sprawę i kilkakrotnie dał temu wyraz w swoich pracach. Między innymi powiedział: „Nie można napisać biografii Jezusa. W Ewangeliach jest na to zbyt mało faktów. Wszystko, co możemy powiedzieć o Jezusie, to jedynie to, że wierzyli w niego chrześcijanie. Tak więc zaniechaliśmy dalszych poszukiwań historycznego Jezusa”.
Przeciwko tym skrajnym poglądom wystąpiła potem młodsza generacja jego własnych uczniów. Byli to przeważnie pastorzy protestanccy, którzy w negowaniu historyczności ewangelii i ich nadprzyrodzonych elementów spostrzegli wielkie niebezpieczeństwo dla swojej wiary. Ich zdaniem tradycja ustna, spisana w ewangeliach, nie mogła być pozbawiona pewnych rzeczywistych podstaw w historii, a o życiu Jezusa możemy z niej dowiedzieć się więcej, niż to sądzą niektórzy bibliści. Tak na przykład wieść o zmartwychwstaniu nie mogła być wyssaną z palca pogłoską, musiało kryć się za nią jakieś nadzwyczajne wydarzenie, które mocno zapisało się w pamięci potomnych.
Tego rodzaju stanowisko nie ma oczywiście żadnej podstawy naukowej. Mamy tu bowiem w gruncie rzeczy do czynienia z próbą wypełnienia luk w naszej wiedzy historycznej dedukcjami z interpretacji teologicznych. Od ludzi nauki trudno wymagać, by zadowolili się taką namiastką, by koncepcje teologiczne utożsamiali z bezspornymi faktami historycznymi. Samo stwierdzenie, że ludzie z otoczenia Jezusa uwierzyli w jego zmartwychwstanie nie może służyć za obiektywny dowód, że tak istotnie było.
JEZUS I JEGO WSPÓŁCZESNOŚĆ
Prace wielu biblistów w ostatecznym rozrachunku wykazały, że doczesne życie Jezusa nie może być zrekonstruowane w kategoriach biograficznych. Powstała jednak szkoła badaczy, która podjęła wysiłek przeniknięcia zagadki jego życia i nauki drogą pośrednią, poprzez drobiazgową analizę historycznych realiów, które go otaczały i stanowiły tło jego działalności. Chodzi tu o warunki społeczne i polityczne, o geografię, obyczaje, ekonomię i wierzenia religijne, słowem o to wszystko, co niewątpliwie wpływało na osobowość zarówno Jezusa, jak też i jego późniejszych wyznawców. W kuźni tych nowatorskich poszukiwań osiągnięto już rezultaty godne uwagi, pozwalające nam lepiej zrozumieć historyczne i psychologiczne procesy, które złożyły się na powstanie i rozwój nowego ruchu religijnego w I i II stuleciu naszej ery.
Czytając Nowy Testament odnosimy wrażenie, że Jezus działa w próżni historycznej, że poza faktami opisanymi w ewangeliach nic innego na świecie się nie wydarzyło. Stąd bierze się ta specyficzna atmosfera jakby odkonkretyzowanych faktów, z którą mamy do czynienia w ewangeliach. Dzięki takiemu przedstawieniu rzeczy postać Jezusa jest nieprzenikniona, zagadkowa i niepokojąca w swych niedopowiedzeniach, a zarazem pełna ewangelicznej ciszy i słodyczy, prawie że idylliczna. Akcentów głęboko tragicznych nabiera dopiero w tygodniu pasyjnym.