O co właściwie chodziło? Mimo intensywnych poszukiwań, prowadzonych od wielu lat w Palestynie, najstarszy hebrajski tekst Starego Testamentu, jaki udało się odkryć, był dość późną kopią, pochodził bowiem z IX wieku n.e. Tymczasem Albright wyraził opinię, a potwierdziły to badania za pomocą izotopu węgla C14, że zwoje zawierają teksty biblijne, pochodzące z początków pierwszego stulecia p.n.e., były więc o tysiąc lat starsze. Znalezisko miało zatem nieocenioną wartość dla skontrolowania posiadanych późniejszych odpisów i przeprowadzenia w nich porównawczych studiów lingwistycznych. Świat uczonych i teologów dowiedział się ku- swojemu nieopisanemu zdumieniu, że dzięki wścibskiej ciekawości małego Beduina uzyskał niezmiernie sędziwe teksty Starego Testamentu, o których po długich, daremnych poszukiwaniach nie śmiał nawet marzyć.
Zastanawiano się, jakim sposobem święte teksty znalazły się w pieczarach nad Morzem Martwym. I wtedy zwrócono uwagę na leżące w pobliżu ruiny, uważane dotąd za szczątki fortecy rzymskiej. Arabowie nazywali je Khirbet Qumran. W 1951 r. specjalna ekspedycja naukowa przystąpiła tam do systematycznych prac archeologicznych. Wynik okazał się ze wszech miar rewelacyjny.
Ruiny, jak ustalono, stanowiły ongiś budowlę z ciosanego kamienia, pokrytą dachem z pni palmowych, trzciny i gliny. W kompleksie pomieszczeń zdołano rozpoznać refektarz, kuchnię, warsztat rzemieślniczy, ustępy, dwa baseny kąpielowe o przeznaczeniu rytualnym, co zaś najciekawsze – tak zwane „scriptorium”, czyli salę, gdzie pracowali kopiści. Zachowały się tam murowane z cegły pulpity, a nawet kałamarze z brązu i gliny, w których widać było wyschnięte ślady po atramencie. W warsztacie garncarskim znaleziono wśród mnóstwa skorup cylindryczne naczynia gliniane, podobne do tych, jakie Beduini znaleźli w pieczarach. Nie ulega wątpliwości, że właścicielami odkrytych zwojów byli mieszkańcy owych rozległych zabudowań.
Archeolodzy wydobyli z gruzów ogromny skarb, 553 srebrne monety, wyraźnie ukryte przed rabusiami. Był to zbiór monet, które numizmatykom pozwoliły stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że kwitło tam życie już od połowy drugiego stulecia p.n.e. i że wszystko raptownie się urwało w 70 r. n.e., to jest wtedy, kiedy Rzymianie zburzyli Jerozolimę. Zgliszcza w ruinach świadczą, że powodem katastrofy był straszliwy pożar.
Znawcom historii żydowskiej nietrudno było zidentyfikować ruiny. Był to na pewno klasztor żydowskiej sekty esseńczyków, która miała swoje gminy prawie we wszystkich miastach i wsiach Palestyny, a później nawet wśród Żydów w diasporze. Klasztor w Qumran był główną siedzibą tej sekty. Tak na przykład Rzymianin Pliniusz Starszy donosi nam, że w czasie swego pobytu w Palestynie zwiedził klasztor esseńczyków nad Morzem Martwym: był to prawdopodobnie, a raczej na pewno ów klasztor, którego ruiny przetrwały do naszych czasów w Khirbet Qumran. O esseńczykach pisali poza tym żydowscy historycy Józef Flawiusz i Filon z Aleksandrii.
Łatwo wyobrazić sobie tragiczny koniec klasztoru w Qumran. Po krwawym stłumieniu powstania żydowskiego i spaleniu Jerozolimy, żołnierze X legionu rzymskiego, plądrując kraj, zbliżali się do siedziby zakonu. Pustelnicy, nie mając żadnych złudzeń co do losu; jaki ich czekał, zatroszczyli się przede wszystkim o uratowanie piśmiennej spuścizny. Cenne zwoje, zabezpieczone w cylindrycznych naczyniach glinianych, wynieśli ukradkiem do znanych im pieczar nad Morzem Martwym w nadziei, że nastaną czasy, kiedy klasztor będzie mógł na nowo podjąć swój eremicki żywot. Legioniści spalili klasztor i przypuszczalnie wycięli jego mieszkańców. Tylko bowiem ogólną rzezią można wytłumaczyć sobie fakt, że ukryte zwoje zostały przez ludzi zapomniane i dzięki temu przetrwały do naszych czasów w stanie, w jakim złożono je w pieczarach 1900 lat temu.
Odkrycie zwojów zyskało w świecie niebywały rozgłos, który dotarł nawet na pustynię do plemion beduińskich. Na skalistym bezludziu zaroiło się od poszukiwaczy i wkrótce okazało się, że plon ich wysiłków przechodzi najśmielsze oczekiwania. W dwudziestu pięciu pieczarach Beduini znaleźli i wystawili potem na sprzedaż dziesiątki zwojów i setki zapisanych fragmentów w języku hebrajskim, aramejskim i greckim. W jednej tylko pieczarze znajdowało się aż dziewięćdziesiąt najrozmaitszych fragmentów zwojów z baraniej skóry, a wśród nich jeden długi pas z miedzi z podaniem miejsca, gdzie rzekomo ukryto fantastyczne skarby. (Bliższe szczegóły o tym zwoju podaję w swej książce Rumaki Lizypa). Ten archeologiczny róg obfitości został wreszcie poddany kontroli, gdy w 1952 r. rozmaite instytucje wysłały na miejsce swoje ekspedycje naukowe dla przeprowadzenia własnych poszukiwań i wykupywania z rąk tubylców odnalezionych dokumentów. Przypuszcza się, że trzeba będzie wielu dziesiątków lat, zanim wszystkie rękopisy zostaną odczytane i opracowane krytycznie, zwłaszcza że rozwinięcie pozlepianych zwojów przedstawia nieraz trudny problem techniczny. Dotychczas ustalono, iż zwoje zawierają między innymi następujące pisma: prawie wszystkie księgi Starego Testamentu wraz z komentarzami, zbiór psalmów i hymnów dziękczynnych pełnych żarliwego mistycyzmu, Regułę Zakonną, Regułę Dyscypliny, Regułę wojny synów światła z synami ciemności oraz fragment esseńskiego dokumentu, zwanego Damasceńskim.
Największą rewelacją stał się zwój, zawierający przepisy rytualne, wierzenia, zasady organizacji i doktrynę moralną esseńczyków. Naokoło tych zagadnień toczy się do dziś dnia zacięty spór polemiczny, znany pod nazwą „walki o zwoje”. Na temat owego „vademecum” zakonu esseńskiego napisano już dziesiątki artykułów i książek, cieszących się poczytnością nie tylko w kołach naukowych, ale także wśród szerokich rzesz laików.
Nie jest to przejaw nagle rozbudzonego zainteresowania dla jakiejś tam sekty żydowskiej. Rzecz polega na tym, że polemika porusza aktualne i żywotne sprawy religijne, obchodzące tak wierzących, jak i niewierzących. Wspomniany już orientalista William F. Albright napisał w jednej ze swoich rozpraw na temat zwojów, że „nowe dowody, dotyczące wierzeń i praktyk żydowskich sekt z ostatnich dwóch stuleci przed naszą erą mogą zrewolucjonizować nasze poglądy na początki chrześcijaństwa”. W podobny sposób wyraził się uczony francuski Andre Dupont-Sommer oraz szereg innych badaczy, zajmujących się odkrytymi zwojami znad Morza Martwego.