Выбрать главу

Chcąc ubiegać się o „soterię”, czyli o „zbawienie”, neofita musiał przejść przez próbę bardzo wymyślnego rytuału inicjacyjnego, polegającego na spełnia­niu określonych czynności magicznych przypominających sakramenty. Tak na przykład kandydata chrzczono wodą lub, jak w mitraizmie, krwią ofiarowanego na ołtarzu byka. W tymże samym kulcie przyszły wtajemniczony spożywał chleb sakralny i pił wino pomieszane z wodą. W ten sposób spłukiwano z jego duszy wszelkie nieczystości i wskrzeszano go do nowego życia, aby mógł dostąpić łaski uzyskania duchowej, ekstatycznej jedności z boskim Zbawicielem,

Misteria religijne z biegiem czasu opanowały prawie cały obszar świata grecko-rzymskiego. Swą popularność zawdzięczały one nie tylko swemu tajem­niczemu, urzekającemu czarowi, ale również tej okoliczności, że idealnie odpowiadały potrzebom ówczesnych, burzliwych czasów, gdyż podnosiły czło­wieka ponad jego życiowe troski w sytuacji zdawałoby się beznadziejnej, zapalały w sercach ludzkich iskrę nowej nadziei. Pisarz francuski Ch. Hainchelin, autor książki Pochodzenie religii pisze na ten temat, co następuje: „Misteria pogańskie wzruszały serca wiernych: bogowie cierpieli, umierali, po czym wstawali z martwych (to wyliczenie przypomina chrześcijańskie wyznanie wiary w Nicei). Ludzie cierpiący: niewolnicy, nędzarze i upośledzone kobiety w tym obrzędzie magicznym znajdowali odpoczynek, uspokojenie i pokrzepienie”.

Bogowie, z którymi wtajemniczeni jednali się mistycznie, byli bogami bardziej zbliżonymi do ludzi, niż wiecznie młodzi, promieniści bogowie Olimpu. Ci pierwsi cierpieli i umierali, jak ich wyznawcy, a ich triumf nad śmiercią był zarazem wielką obietnicą nieśmiertelności dla wszystkich. Ból i rozpacz, oczeki­wanie i radosne uniesienie oto uczucia, które bogów i ludzi zespalały w zażyłym sakralnym porozumieniu.

Misteria religijne były dostępne tylko dla nielicznych wybranych. Ze swoją tajemniczą obrzędowością przypominają one żywo loże masońskie XVIII wieku, a może nawet więcej średniowieczne bractwa kościelne.

Pisarz rzymski Apulejusz, autor słynnych Metamorfoz, opowiada, jak to nie szczędził starań, aby uzyskać przyjęcie do kultu Ozyrysa. Mimo że pochodził z rodziny zamożnej, musiał długo o to zabiegać, gdyż nie miał tyle pieniędzy, aby opłacić kapłanów i pokryć koszty uroczystej inicjacji. Swoje marzenie ziścił dopiero wówczas, gdy jeden z kapłanów poradził mu, aby sprzedał przyodzie­wek, jaki miał na sobie, przekonywując go, że ubóstwo jest niewielką ceną za tak święty sakrament.

Nie wolno jednak wysnuwać stąd zbyt pochopnych wniosków. Wbrew pozo­rom kulty umierających i zmartwychwstających bogów były emocjonalnie związane z masami ludowymi, gdyż ze swoimi okazałymi festynami, pełnymi splendoru procesjami, tańcami rytualnymi, dźwiękliwymi tamburynami i upaja­jącą muzyką wychodziły wprost na ulicę, na spotkanie wszystkich bez wyjątku ludzi miasta.

Gdy z nastaniem jesieni bóg schodził w krainę podziemia, nieprzebrane tłumy wiernych uderzały w rozpaczliwy lament i zawodziły pogrzebowe pienia. Na wiosnę wszystko się odwracało: budzenie się boga ze snu śmiertelnego witano z frenetyczną radością. W tłumnym pochodzie mężczyzn, kobiet i dzieci kroczyli solennym korowodem kapłani i wtajemniczeni kultu, wyróżniając się jednolity­mi białymi, czarnymi lub barwnymi szatami, obwieszonymi często amuletami, oraz wiankami kwiecia na głowie.

Jakże uderzająco podobne są te sędziwe poglądy kultowe z procesjami kościelnymi, które do dnia dzisiejszego odbywają się w niektórych krajach, jak na przykład w Hiszpanii. Tłum pląsających i śpiewających pobożne pieśni wiernych, korowód kapłanów w szatach liturgicznych kapiących od złota i sre­bra, wreszcie ów długi wąż fantastycznie poprzebieranych i zamaskowanych członków bractw pokutniczych, będących jakby odpowiednikiem „wtajemni­czonych” – czyż nie jest to przypadkiem dalekie echo tamtych, sędziwych zwyczajów pogańskich?

Starożytni autorzy opisują wrażenie, jakie wywierały te wspaniałe procesje. Lukian z Samosat (II wiek) tak oto pisze o swoich wspomnieniach: „Odwiedziłem wielką świątynię Afrodyty w Biblos (Fenicja), w której odprawiano obrzędy na cześć Adonisa. Na pamiątkę jego męczeństwa ludzie biją się w piersi, biadają i spełniają różne czynności rytualne, w całym kraju rozlega się lament. Po płaczach i lamentacjach urządzają Adonisowi pogrzeb, tak jakby nie żył. A następnego dnia rzucają piasek w powietrze i golą głowy, podobnie jak to robią Egipcjanie, gdy umiera Apis”.

Najstarsze na świecie i najsławniejsze były uroczystości odbywające się co roku w Abydos w Egipcie. Tamtejsze sanktuarium było celem pielgrzymek niezliczonych tłumów wiernych, ponieważ przechowywano tam jako relikwię głowę boga Ozyrysa. Podczas tych uroczystości odgrywano podobny do średnio­wiecznych widowisk pasyjnych dramat liturgiczny, opisujący męczeństwo, śmierć i zmartwychwstanie egipskiego boga. Zwyczaj ten przeniósł się następnie do Attyki, gdzie podczas świąt ku czci Dionizosa odgrywano dramatyczne widowiska mające za temat mityczne losy tego boga. Z tych sakralnych widowisk wywodzi się późniejsza tragedia grecka.

Fenomenalnej, urzekającej atrakcyjności wschodnich misteriów nie potrafiła się oprzeć nawet sama Italia, tak jak nie oparła się penetracji hellenizmu. Już pod koniec III wieku p.n.e. Rzymianie zaczęli czcić frygijską boginię Kybele pod nazwą Magna Mater oraz jej małżonka, boga roślinności Attisa. W 205 r. p.n.e. odbyło się w Rzymie, wśród radosnych okrzyków ludności, dymów kadzidlanych i śpiewów, uroczyste wprowadzenie Czarnego Kamienia, który według wierzeń miał być przybytkiem bogini. Dla niej, jak też dla świętego kamienia zbudowano na szczycie Palatynu specjalne sanktuarium.

Cesarz Klaudiusz (41-54 r.) pragnął podnieść kult Kybele i Attisa do rangi religii państwowej. Próba wprawdzie spełzła na niczym, mówi nam jednak, jak silne były w Italii wpływy wschodnich idei religijnych.

Większy jednak sukces odniosła w społeczeństwie italskim Izyda. Już w dru­gim stuleciu p.n.e. kult tej egipskiej bogini i małżonki Ozyrysa, umierającego i zmartwychwstającego boga – pojawił się na Sycylii, w Kampanii i w końcu w samym Rzymie. Archeologicznym dokumentem owego triumfalnego pochodu są głośne malowidła ścienne, odnalezione w jednej z odkopanych willi pompejańskich.