Выбрать главу

Są to jednak nie zawsze tylko, jak się wyraża Strauss, dublety. Znalazły się bowiem w tej swoistej kompilacji opowieści, które wyraźnie pod względem doktrynalnym bywają ze sobą sprzeczne. Przytoczymy tu parę przykładów, na które zwrócił uwagę tenże sam Strauss. Tak więc uzdrawiając sługę setnika, Jezus w ten sposób bez zastrzeżeń udziela pomocy poganinowi (8, 5-10). Gdy natomiast w okolicach Tyru i Sydonu kobieta chananejska (nazwana przez Marka Syrofenicjanką) błaga go o uzdrowienie córki opętanej przez złego ducha, Jezus wzbrania się wyjaśniając uczniom: „Nie jestem posłany jeno do owiec, które zginęły z domu izraelskiego”. Na dalsze zaś prośby dodaje: „Niedobrze jest brać chleb synowski a rzucać psom”. (Należy tu wyjaśnić, że było to określenie dość pogardliwe, gdyż Żydzi psami nazywali wszystkich, którzy nie należeli do ich narodu). W końcu Jezus nie odmówił swej pomocy, ale jak widzimy, nie bez wewnętrznego oporu i tylko po usilnych błaganiach zrozpa­czonej matki (Mt. 15, 21-28).

Drażliwa sprawa stosunku do pogan dochodzi do głosu w ewangelii jeszcze parę razy. Wysyłając dwunastu apostołów w świat, aby nauczali, Jezus daje im takie oto instrukcje: „Na drogę pogan nie zachodźcie i do miast samarytańskich nie wchodźcie. Ale raczej idźcie do owiec, które poginęły z domu Izraela”. Tymczasem w dwóch miejscach (8, 11 i nast. – 21, 43 i nast.) zapowiada, iż w odpowiedzi na brak wiary u Żydów nawracać będzie pogan. A już pod koniec ewangelii wyraźnie daje polecenie apostołom, aby nauczali „wszystkie narody” udzielając im chrztu.

Te sprzeczne wypowiedzi, które autor ewangelii pozbierał bezkrytycznie, bez próby ich zharmonizowania, są to jakby warstwy stratygraficzne w archeologicz­nych wykopaliskach. Zarysowują się w nich dwa kolejne etapy rozwoju chrześci­jaństwa: pierwotnego izolacjonizmu żydowskiej sekty nazarejczyków oraz zwycięstwa uniwersalistycznej idei św. Pawła, kiedy misję wśród pogan zaczęto przedstawiać jako nakaz samego Jezusa i wkładano w jego usta odpowiednie sentencje w tym duchu.

Jako przykład tego bezkrytycznego zbierania informacji posłużyć może znana opowieść o drzewie figowym, które Jezus surowo karze za to, że nie miało owoców, kiedy był ich złakniony. Przytacza ją Marek, a zapożycza od niego Mateusz z tą różnicą, że u pierwszego niefortunne drzewo staje się bezpłodne, a u drugiego po prostu usycha (Mk. 11, 12-14 – Mt. 21, 18-19).

Wydarzenie przypada na początek kwietnia, kiedy figa nie mogła jeszcze owocować, a więc spotkała ją wielka krzywda. Obaj ewangeliści nie biorą tego faktu pod uwagę, ale tu znowu jest widoczna różnica w sposobie ustosunkowania się do całego zagadnienia. Marek jakby nie zdawał sobie sprawy z wyrządzonej drzewu niesprawiedliwości, gdyż najspokojniej pisze, że Jezus „nie znalazł nic prócz liści, bo nie była to pora na figi”. Natomiast Mateusz, jakby zażenowany moralną czy logiczną skazą opowieści, nie chcąc jednak z niej zrezygnować, wybrnął z sytuacji w ten sposób, że po prostu pominął milczeniem uwagę Marka.

Rzecz oczywista, że mamy tu do czynienia z typową opowiastką ludową, przedstawiającą w sposób dość prymitywny cudotwórczą moc Jezusa. Rzucając klątwę na niewinne drzewo, Jezus postąpiłby jak porywczy i mściwy czarownik, gdyby to była prawda, toteż późniejsi egzegeci usiłowali ratować sytuację w ten sposób, że anegdotę interpretowali jako alegorię o głębszym znaczeniu mo­ralnym.

Wiemy już o Mateuszu niejedno, przede wszystkim to, że korzystał obficie i dość bezkrytycznie z obcych źródeł. Podane w tej mierze fakty zupełnie już wystarczają, by zdyskwalifikować go jako naocznego świadka. Są jednak jeszcze inne argumenty przemawiające przeciwko niemu. Nikt nie może zaprzeczyć, że jego ewangelia nie ma nic wspólnego z biografią historyczną, nawet w pojęciu dziejopisarzy starożytnych. Wkładają oni w usta swoich bohaterów długie mowy i wyznania intymne, których nikt przecież słyszeć nie mógł, ale zachowują jednak jakiś ład chronologiczny w swojej narracji. Tymczasem, co uderza u Mateusza, to właśnie zupełne ignorowanie danych chronologicznych. Tekst jest ujęty w ramy dość kunsztownej i symetrycznej konstrukcji literackiej wedle pewnej z góry zamierzonej koncepcji. Dzieli się on na pięć części grupujących pięć dyskursów Jezusa na tematy moralne, przy czym każda z tych części wybrzmiewa czymś jakby refrenem w postaci prawie identycznych formułek słownych (7,28; 11,1; 13,53; 19,1; 26,1).

Jedna z tych części to słynne „Kazanie na górze”, kwintesencja norm etycznych chrześcijaństwa. Za sprawą tego kazania uzyskujemy wgląd w ukryty mechanizm powstawania ewangelii. Wiemy, jak ważne miejsce zajmuje ono w tradycji chrześcijańskiej, musi nas przeto zdziwić, że poza Mateuszem i Łukaszem, który podaje bardzo skróconą jego wersję, pozostali ewangeliści o takim kazaniu nie wspominają.

Cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak wysnuć z tego faktu następujący wniosek: „Kazanie na górze”, jedna z najbardziej efektownych scen z życia Jezusa, źródło natchnienia dla wielu pokoleń poetów i malarzy, jest legendą, produktem wyobraźni, zmyśleniem literackim. W kazaniu tym autor ewangelii ułożył strzelisty w swoich zasadach kodeks moralny i włożył go w usta Jezusa. Skomponował go w ten sposób, że zgromadził w nim będące wówczas w obiegu rzeczywiste lub domniemane wypowiedzi Jezusa. Mamy na to nieodparty dowód, z tych samych bowiem wypowiedzi korzystał także Łukasz, nie skompo­nował jednak ich w konstrukcję jednego kazania, lecz tak jak je zasłyszał rozprowadził luźno po całym tekście swojej ewangelii.

Ewangelia Mateusza, jak widzimy, jest świadomie obmyślonym traktatem, napisanym przez człowieka, któremu nieobce były arkana rzemiosła pisarskiego. Świadczy o tym nie tylko układ całości, czy tak znakomicie pomyślana insceniza­cja, jak „Kazanie na górze”. W tekście mamy wiele innych dowodów na to, że dbał on o stronę literacką swojej pracy. Widać to w sposób oczywisty w staran­nym doborze, słów, w częstym stosowaniu dialogów i monologów, a przede wszystkim w posługiwaniu się takimi figurami stylistycznymi, jak paralelizm, kontrast, powtórzenie. Jednym słowem, w tym wszystkim, co nazywamy dzisiaj beletryzacją i stylizacją treści.

Uderza przy tym powściągliwość autora w podawaniu informacji o życiu doczesnym Jezusa Konkretne fakty biograficzne, te mianowicie, które udaje nam się wyłuskać ze wszystkiego, co jest mitologizacją i baśniową cudownością, są tak skąpe, że dzieje Jezusa, poza paru szczegółami z dzieciństwa i ostatniego okresu życia, pozostają dla nas białą plamą. Bibliści chrześcijańscy usprawiedli­wiają autora tym, że nie miał on zamiaru napisania biografii, że jego ewangelia jest traktatem apologetycznym, mającym wykazać (zwłaszcza Żydom), że Jezus jest zapowiedzianym przez proroków Mesjaszem.