Выбрать главу

Jednakże Mateusza a także Łukasza wyróżnia to, że oni jedni podają szczegóły z dzieciństwa Jezusa. U nich tylko znajdujemy pełną baśniowego czaru opowieść o zwiastowaniu, o cudownych zjawiskach towarzyszących radosnym narodzinom Dzieciątka Jezus, o trzech mędrcach, rzezi niewiniątek, ucieczce Świętej Rodziny do Egiptu i o jej powrocie do Nazaretu. Marek nic o tych sprawach nie wie, z czego wolno nam wnosić, że ta typowa baśń, jedna z rzędu tych, jakie rodziły się przez wieki w kolędach i pastorałkach ludowych, jest późniejszej już daty. Fakt, że obaj wymienieni ewangeliści zaadaptowali tę oczywistą legendę do biografii Jezusa dla wzmocnienia tezy o jego boskości, okazał się ogromnie brzemienny w skutki. Albowiem ta urzekająca historia bożonarodzeniowa, dając wyraz najskrytszym marzeniom i tęsknotom ludu, stała się niewyczerpanym źródłem radosnego zachwytu i piękna dla wielu pokoleń poetów, rzeźbiarzy i malarzy oraz niezliczonych rzesz wyznawców: inspirowała dzieła sztuki, bez których trudno wyobrazić sobie dzieje ludzkości.

Tendencję Mateusza poznajemy dokładniej, gdy przyjrzymy się bliżej tym częściom jego ewangelii, które są zapożyczeniem z Marka. Okazuje się, że uległy one pewnym określonym modyfikacjom. Między innymi Mateusz pragnął uwznioślić wizerunek Jezusa przedstawiając go jako człowieka doskonałego w potędze i dobroci, a cel swój osiąga przez to, że pomija milczeniem sceny z Ewangelii Marka, w których Jezus jest szorstki wobec trędowatego lub okazuje gniew. Tym samym korektom ulega zresztą także portret apostołów: Marek przedstawia ich np. jako ludzi małostkowych, nie dorastających duchowo do nauki Jezusa. Obraz ten Mateusz wyraźnie łagodzi i tuszuje, aby ratować ich prestiż w oczach wyznawców (Mt. 16, 5-12; Mk. 8, 14-21).

Jeżeli dodamy, że właśnie Mateusz, no i znowu także Łukasz, podają sprzeczną zresztą ze sobą genealogię rodową Jezusa, by wykazać zgodnie z proroctwem Starego Testamentu jego pochodzenie z domu Dawida, to zrozumiemy już ostatecznie myśl przewodnią Ewangelii według Mateusza. Jezus występuje w niej jako Mesjasz o atrybutach nadprzyrodzonych, głoszący swe nauki w tonie namaszczonym i pełnym sakralnego dostojeństwa. Nauki te, ujęte w niezapomniane dla chrześcijan wersety, stanowią najpiękniejszą i najpełniej­szą prezentację Jezusa. Przypomnijmy tu tylko „Osiem błogosławieństw” i szereg aforystycznych przykazań etycznych, stanowiących niejako podstawowe hasła chrystianizmu. Nic przeto dziwnego, że Renan nazwał Ewangelię Mateu­sza najdonioślejszą książką świata.

KIM BYŁ MAREK EWANGELISTA? 

Jeśli dać wiarę tradycji, powinniśmy utożsamiać autora chronologicznie najdawniejszej ewangelii z owym Janem Markiem (przydomek rzymski Marcus), z którym spotykamy się parokrotnie w pismach Nowego Testamentu. Z lakonicznych informacji wolno nam wnioskować, że był to młodzieniec pochodzący z zamożnej rodziny jerozolimskiej, a więc chyba wykształcony, władający dobrze, choć tego na pewno nie wiemy, językiem greckim i łaciną. W domu jego matki Marii znalazł przytułek Jezus i jego galilejska gromadka uczniów; tamże odbyła się Ostatnia Wieczerza.

Niektórzy bibliści sądzą, że Jan Marek miał na myśli swoją osobistą przygodę, gdy w tragiczną historię Góry Oliwnej wplata osobliwą anegdotę o jakimś tajemniczym i dzielnym młodzieńcu, który nie porzucił pojmanego Jezusa tak jak spłoszeni lękiem jego najbliżsi uczniowie, lecz kroczył za nim w niewielkiej odległości nie zważając na niebezpieczeństwo aresztowania. Gdy chciano go również pojmać, ocalał w ten sposób, że wyrwał się pozostawiwszy w rękach siepaczy Sanhedrynu prześcieradło, w które był owinięty, i nago uskoczył w mrok getsemańskiego sadu.

Przyjmując identyfikację tego właśnie Jana Marka z autorem ewangelii za słuszną, musimy tym samym również uznać za rzecz pewną, że tenże autor ewangelii zetknął się z Jezusem kilkakrotnie, że przeto był naocznym świadkiem niejednego wydarzenia z ostatnich dni jego życia.

Charakterystyczny szczegół o Marku zawdzięczamy Dziejom Apostolskim. Dowiadujemy się bowiem z tej relacji, że był on bliskim krewnym Barnaby, owego „hellenisty” z Cypru, który z Pawłem Apostołem odbył szereg podróży misyjnych. Zapewne pokrewieństwo to sprawiło, że Jan Marek towarzyszył im w podróży na Cypr i do Azji Mniejszej. Wyprawa skończyła się jednak nieprzyjemnym zgrzytem. W Perge w Pamfilii Marek poróżnił się z Pawłem, przerwał nagle podróż i wrócił do Jerozolimy. Nigdy już nie doszło między nimi do pojednania. Gdy w Antiochii powstał plan nowej podróży misyjnej i Barnaba chciał znowu zabrać ze sobą Marka, Paweł mając jeszcze w pamięci przykre zajście w Pamfilii, nie wyraził na to zgody. Od słowa do słowa, rozgoryczeni na siebie towarzysze wspólnych wypraw misyjnych postanowili rozstać się i działać każdy na własną rękę. Paweł wybrał się w zamierzoną podróż z innym towarzy­szem, Barnaba zaś w towarzystwie Marka pożeglował na Cypr, do swego domu rodzinnego. Pożeglował zresztą tym samym w mgławicę niepamięci, gdyż to, co opowiadano sobie o dalszych jego losach, należy już do legendy. Podobno poniósł śmierć męczeńską na Cyprze. Wszystkie piśmienne źródła, jak Listy Barnaby czy Ewangelia Barnaby, okazały się apokryfami. Za panowania cesarza Zenona odnaleziono ponoć w 488 r. jego grobowiec z tekstem Ewangelii według Mateusza przepisanej jego własną ręką.

W domu Marii bywał oczywiście także św. Piotr i Jan Marek musiał chyba podejmować go w roli gospodarza. Z Dziejów Apostolskich wynika jasno, że Piotr był tam mile widziany. Gdy mianowicie w latach 41-44 zostaje przez króla Agryppę I uwięziony i następnie uwolniony przez Anioła, pierwszym krokiem, jaki powziął na wolności, było skierowanie się do domu Marii. Tam podejmowano go z otwartymi ramionami, wśród serdecznych objawów radości (Dz.Ap. 12, 12-17).

Kilkanaście lat później, za panowania Nerona (54-68 r.), Piotr i Marek spotkali się ponownie w Rzymie, gdzie istniała już bardzo liczna kolonia Żydów i wyznawców Chrystusa. Oczywiście odnowili oni z łatwością starą znajomość z czasów jerozolimskich. Piotr poza aramejskim nie znał żadnego innego języka, toteż Marek zaofiarował mu się jako sekretarz i tłumacz, mówił przecież dobrze po łacinie i po grecku. Kto wie zresztą, czy w pewnym stopniu do tej współpracy nie przyczyniła się także wspólnie żywiona niechęć do Pawła, który jak to wynika z Dziejów Apostolskich, obszedł się również z Piotrem w sposób dość obcesowy, gdy w Antiochii rozstrzygał się spór doktrynalny, jak postępować z nawróconymi poganami.