Inklinacjami poetyckimi można poniekąd wytłumaczyć sobie owe psychologicznie paradoksalne zjawisko, że Łukasz, chyba najbardziej wykształcony wśród ewangelistów, nagromadził w swoich przekazach o narodzinach dzieciątka Jezus więcej elementów cudowności niż jego poprzednicy. Do pewnego stopnia musimy oczywiście położyć to na karb procesu mitologizacji Jezusa, procesu, który wówczas już posunął się dalej niż za czasów Marka i Mateusza. Ale sam fakt deifikacji zgoła nie wyjaśnia nam, dlaczego Łukasz tak bezkrytycznie wciela do swojej ewangelii te rozbrajająco naiwne, przez prostaczków kolportowane pogłoski, owe podawane z ust do ust, typowo ludowe, urocze baśnie, w których dzieją się dziwy nad dziwami. Archanioł Gabriel zwiastuje narodziny Jana Chrzciciela i Jezusa, a potem każe pasterzom iść do Betlejem. Gdy ruszyli w drogę, „zastępy wojsk niebieskich” głoszą chwałę Boga i wołają: „Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli”. Na widok ciężarnej Marii w łonie Elżbiety skoczyło z radości dzieciątko; przyszła matka Jana Chrzciciela zawołała wówczas: „Błogosławiona ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota twego”.
Gdy przypomnimy sobie te czarodziejskie sceny, pełne chwytającej za serce prostoty, radosnych uniesień i światłości niebieskiej, gdy słyszymy hymny Marii i Zachariasza, jak też rozlegające się w przestworzach pienia anielskie – zaczynamy rozumieć Łukasza. Wydaje się bowiem, że nie tylko poetycka wrażliwość na urodę tych ludowych baśni podszepnęła mu myśl, by wcielić je w biografię Jezusa. Wyczuł on może nieomylnym instynktem, ile radości, pokrzepienia i nadziei przyniosą te proste opowieści licznym pokoleniom smutnych i udręczonych ludzi. Dostrzegając ich wagę dla chrześcijaństwa, niejako zalegalizował je swoim autorytetem i nadał im sankcję prawdy historycznej.
Tego rodzaju przypuszczenie nie wyda nam się bynajmniej przesadne, jeżeli zdamy sobie sprawę z tego, że Łukasz był świadomym swego rzemiosła propagandzistą. Występując w obronie religii chrześcijańskiej posługiwał się nader zręcznie odpowiednio dobraną przypowieścią, anegdotą i przykładami wziętymi na gorąco z życia. Wystarczy tu tylko wskazać na charakterystyczną postawę Piłata: w Ewangelii Łukasza próbuje on trzykrotnie ratować Jezusa przed zawziętością żydowskiego motłochu. Autor pragnął w ten sposób podkreślić, że nawet najwyższy przedstawiciel władzy rzymskiej w Jerozolimie nie miał nic przeciwko założycielowi nowej religii, a także chciał się odciąć od Żydów, których często mylono z wyznawcami Chrystusa.
Łukasz wtopił w swój tekst prawie całą Ewangelię Marka, tak że przejęty w ten sposób materiał stanowi mniej więcej jedną trzecią część jego ewangelii. Dokonywa jednak na tym zapożyczonym materiale pewnych zgoła wymownych zabiegów, które jeszcze wyraźniej pozwalają odczytać jego intencję. Przede wszystkim więc wygładza surowy styl Marka i usuwa wszystko, co swoją naiwnością i niedorzecznościami mogłoby nastawić sceptycznie ludzi bardziej wyrobionych umysłowo. Ot choćby sławetny incydent z drzewem figowym. Pisaliśmy już o tym, jak ową opowieść Marka Mateusz usiłuje uczynić możliwą do przyjęcia przez proste usunięcie słów „bo nie była to pora na figi”. Ale Łukasz w ogóle pomija milczeniem całą opowieść; zapewne raziła go absurdalna i chyba przez prostaków puszczona w obieg pogłoska, jakoby Jezus mógł obłożyć klątwą Bogu ducha winne drzewo figowe. Ten niepochlebny obraz Jezusa, występującego w roli porywczego w gniewie i niesprawiedliwego czarownika, był głęboko sprzeczny z koncepcją, jaką Łukasz stara się wpoić czytelnikom. Przecież poprawiając Marka, w większym jeszcze stopniu niż Mateusz złagodził, wyidealizował i wyszlachetnił portret Jezusa, a nawet także jego uczniów. Odpowiadało to nie tylko jego kulturze umysłowej, wykształceniu i wyższym pojęciom moralnym, ale jednocześnie służyło mu w przewodnim dążeniu, by zadać kłam oszczercom i pozyskać dla chrześcijaństwa ludzi dobrej woli ze świata grecko-rzymskiego.
Z tekstu ewangelii wynika z całą pewnością, że Łukasz był człowiekiem oczytanym w literaturze grecko-rzymskiej. Znał modne w tych czasach konwencje literackie i zgodnie z ich nakazami zaopatruje swoje dzieło w przedmowę, w której pokrótce wspomina o źródłach i celach swojej rozprawy, a nadto poprzedza ją zwyczajową dedykacją, skierowaną pod adresem jakiegoś „dostojnego Teofila”, o którym nawiasem mówiąc nic nie wiemy, czy był jego protektorem czy przyjacielem.
Są to jednak cechy zewnętrzne wchodzące w zakres techniki i etykiety literackiej. Nierównie większą wagę ma dla nas to, że Łukasz był pisarzem z prawdziwego zdarzenia, posiadającym kulturę słowa i znajomość swego rzemiosła. Styl, jakim się posługuje, jest pełen umiaru i dostojności, słownictwo bogate, konstrukcja zdań zrównoważona i bezbłędna, formy gramatyczne zawsze staranne, składnia płynąca naturalnie i rytmicznie. Jest on ponadto utalentowanym narratorem. Sceny z życia Jezusa są pełne dramatycznego napięcia, ruchu i plastyki, a występujące w nich osoby tak wyraziste w charakterystyce, że na zawsze zapisały się w pamięci pokoleń. Na poparcie tej oceny można by zacytować mnóstwo przykładów z ewangelii, poprzestańmy jednak na przytoczeniu sławnej sceny przemienienia Chrystusa (9, 28-36). Wystarczy przeczytać ją na głos, by zdać sobie sprawę, jak wybornym pisarzem i artystą był Łukasz.
Łukasz uważał się jednak przede wszystkim za historyka. On jeden wśród ewangelistów próbował żywot Jezusa powiązać chronologicznie z dziejami imperium rzymskiego i w ten sposób podbudować swoją relację konkretnymi datami. Mimo że ścisłość w ustalaniu tych chronologicznych współzależności jest czasami, jak się później przekonamy, raczej wątpliwa, nie można Łukaszowi odmówić pewnych osiągnięć w tej dziedzinie. On jeden wprowadza do Nowego Testamentu nakazany przez Kwiryniusza spis ludności i wymienia po imieniu cesarzy rzymskich. Posłużmy się jednym przykładem, by ocenić jego metodę. Oto rozdział trzeci rozpoczyna się następującym zdaniem: „Roku piętnastego panowania Tyberiusza, gdy Piłat Poncjusz zarządzał Judeą, a Herod był tetrarchą Galilei, a Filip, brat jego, tetrarchą Iturei i krainy Trachonickiej, gdy Lizaniasz był tetrarchą Abileny, za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza, stało się słowo Pańskie do Jana, Zachariaszowego syna na pustyni”. Piętnasty rok panowania Tyberiusza przypada na 29 r. n.e. Poncjusz Piłat był prokuratorem Judei w latach 26-36 n.e. Annasz i Kajfasz piastowali kolejno godność arcykapłana od 6 do 36 r. n.e., a także mniej więcej w tych samych czasach panowali wymienieni tetrarchowie Herod Antypas, Filip i Lizaniasz. Widzimy więc, jak przydatne są te informacje w ustaleniu chronologii Nowego Testamentu.