A jak przedstawia się sprawa w autentycznych listach Pawła? Nie jest oczywiście naszym zadaniem przeprowadzenie rozbioru ich zawartości. Mówiąc najogólniej, autor porusza w nich szereg problemów doktrynalnych i obyczajowych, które wówczas, gdy żył i działał, były przedmiotem troski gmin chrześcijańskich. Jednakże głównym zamierzeniem autora tych listów jest lansowanie idei teologicznej, która wprawdzie zarysowała się niejako samorzutnie już w ówczesnych środowiskach chrześcijańskich na skutek synkretycznego działania rozmaitych wpływów helleńskich, ale której Paweł dopiero był konsekwentnym wyrazicielem i zapamiętałym propagatorem.
Myśl główna tej nauki sprowadza się do wiary, że Jezus Chrystus jest Bogiem, który dla odkupienia ludzkości z grzechu pierworodnego umarł na krzyżu, zmartwychwstał, wstąpił do nieba i lada dzień wróci, by zaprowadzić Królestwo Niebieskie na ziemi.
W tej soteriologicznej koncepcji, Jezus jako człowiek osadzony w konkretnej sytuacji historycznej oczywiście musiał ustąpić na plan dalszy. Paweł, całkowicie pochłonięty przez swoją wizję, która w nagłej rewelacji objawiła mu kosmiczny sens życia i śmierci Jezusa, nie przywiązywał wagi do ziemskiej strony jego żywota. W swoich listach przedstawia Jezusa zawsze tylko jako „Chrestosa” (Mesjasza), Syna Bożego, Zbawiciela lub Syna Człowieczego.
W Drugim liście do Koryntian czytamy: „... i jeśliśmy i znali Chrystusa według ciała, to go już teraz nie znamy” (5,16). Wynikałoby stąd to, na co zwrócił uwagę już Dawid F. Strauss, że mianowicie Paweł najwidoczniej z rozmysłem unikał w swych teologicznych spekulacjach obrazu Jezusa cielesnego, bo taki obraz był mu niepotrzebny, bo niejako był psychologiczną barierą w dążeniu do wydźwignięcia Nazarejczyka na wyżyny boskiego sprawcy wielkiego misterium zbawienia.
Tego rodzaju nastawienie ułatwia mu zresztą ta okoliczność, że nie znał Jezusa osobiście, że wobec tego nie był w sytuacji owych Żydów z Ewangelii Jana, którzy wołali ze zgrozą i zdumieniem: „Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakże więc może on mówić: Zstąpiłem z nieba” (6, 41-42).
Cokolwiek wiedział o Jezusie, zasłyszał od innych, przeważnie od żarliwych jego wyznawców, którzy w swoich pełnych egzaltacji wspomnieniach wyobrażali go sobie jako istotę ponad ludzką miarę.
Ta właśnie abstrakcyjna koncepcja Pawła, w której Jezus odkonkretyzował się i stał się wyłącznie upostaciowaniem wielkiej teologicznej idei sprawia, że – w jego listach Jezus -człowiek jest prawie zupełnie nieobecny.
TRZYDZIEŚCI NIEZMIERNIE WAŻNYCH LAT
Poświęcając te kilka zdań listom apostolskim, przeskoczyliśmy na chwilę piątą w porządku kanonicznym księgę Nowego Testamentu: Dzieje Apostolskie. Zasługują one na nie mniejszą, a może nawet z pewnych względów na większą niż listy uwagę i dlatego wypada nam do nich powrócić. Jest to jedyne źródło do historii rozwoju wczesnego chrześcijaństwa przed III wiekiem, jakie zachowało się do naszych czasów i swoją narracją obejmuje trzydzieści niezmiernie ważnych lat, mianowicie okres od ukrzyżowania Jezusa aż do pojawienia się w Rzymie Pawła Apostoła w latach 61-63. Z poprzednich rozdziałów wiemy, jak bujny, bogaty w wydarzenia i przełomowy był to okres w historii nowej religii, toteż uczonych intrygowało pytanie, o ile Dzieje Apostolskie są wiernym odbiciem tych czasów, a mówiąc po prostu – czy są one wiarygodnym źródłem historycznym.
Interesował ich przede wszystkim problem autorstwa i data powstania tego dzieła. Nie ma wątpliwości, że jest ono dalszym ciągiem Ewangelii Łukasza, że oba dzieła stanowią jednolitą kompozycję tego samego autora, podzieloną na dwa tomy odpowiadające ówczesnym dwom zwojom. Wynika to z początkowych zdań Dziejów Apostolskich, czytamy tam bowiem, co następuje: „Pierwszą księgę napisałem, Teofilu, o wszystkim, co począł był czynić i nauczać Jezus...”
Ale za wspólnym autorstwem przemawiają jeszcze inne sprawdziany. Filologowie ustalili na przykład za pomocą precyzyjnej metody statystycznej, że obie części łączy tożsamość stylu i słownictwa, nie mówiąc już o fakcie, że autor je dedykował jednej i tej samej osobistości, niejakiemu Teofilowi, zwanemu przezeń „dostojnym”. Wreszcie nie bez wartości dowodowej w tym względzie jest to, że prolog Dziejów Apostolskich jest jakby rekapitulacją ostatniego rozdziału Ewangelii Łukasza, a więc ogniwem wiążącym obie części w jedną całość narracyjną.
Według tradycji kościelnej autorem obu ksiąg miał być Łukasz, towarzysz podróży, sekretarz i lekarz Pawła. Jako dowód jego autorstwa wskazuje się m.in. na fakt, że ewangelia jego imienia zawiera mnóstwo terminów medycznych, które mógł znać tylko zawodowy lekarz tamtych czasów.
Rzecz nie jest jednak tak prosta, jak się to przedstawia. Nie wolno nam przede wszystkim zapominać, co już parokrotnie podkreślaliśmy przy innych okazjach, że ewangelie z początku krążyły wśród czytelników bezimiennie, zanim przypisano je poszczególnym autorom. W tych warunkach tradycja ustna, tak często przecież zawodna, nie ma i nie może mieć i w tym przypadku wartości kategorycznego dowodu.
Łukasz w tekstach obu ksiąg ani razu nie występuje imiennie. Jak więc doszło do tego, że w pewnej chwili uznano go za ich autora? Dzisiaj na ten temat możemy gubić się tylko w domysłach. Zapewne pamiętano, że Łukasz był towarzyszem Pawła, toteż opinia, że jest on autorem obu tych ksiąg Nowego Testamentu, mogła łatwo powstać pod wpływem wzmianek w trzech listach figurujących pod imieniem Pawła. W kwestionowanym Drugim liście Pawła do Tymoteusza (4,11) oraz w autentycznym Liście Pawła do Filomena (4,24) imię Łukasza wymienione jest lakonicznie wśród innych towarzyszy autora, a więc bez specjalnego wyróżnienia.
Natomiast autor Listu do Kolossan określa go bliżej, nazywając „lekarzem najmilszym” (4,14). W tym jednak bieda, że list ten zawiera anachronizmy i przez wielu biblistów definitywnie uznany został za apokryf. Wynikałoby z tego, że nie od Pawła pochodzi ta jedyna notatka, która wyraża jakiś bardziej osobisty, bardziej zażyły stosunek do Łukasza.