Legenda ta nie jest zresztą oryginalnym wytworem folkloru chrześcijańskiego. Inspirującym wzorcem była tu na pewno żywa jeszcze w owych czasach tradycja judaistyczna, która utrzymywała, że Mojżesz ogłosił na górze Synaj swoje prawa w siedemdziesięciu językach, tak aby dotarły one do wszystkich ludów świata. Sam autor Dziejów Apostolskich naprowadza nas na ślad tych judaistycznych filiacji, gdy przez usta Piotra cytuje następujący ustęp z proroctwa Joela: „Ześlę Ducha mojego na każdego człowieka, a synowie wasi i córki wasze będą prorokowali, młodzieńcy wasi widzenia mieć będą, a starcy wasi będą śnili we śnie. A także na sługi wasze i na służebnice wasze ześlę Ducha mojego w one dni i będą prorokowali” (Joel 2,28-29). Niejednokrotnie jeszcze wykażemy, że posługiwanie się analogiami ze Starego Testamentu nie jest zjawiskiem odosobnionym w tamtych czasach, że korzystanie z tego rodzaju metody to właściwie podstawowy budulec w kompozycji czterech ewangelii.
Jakże złożony jest rodowód tej w gruncie rzeczy prostodusznej opowieści. I gdyby nie wzmianka o obecności prześmiewców, jej utajonej struktury warstwowej może by się nie domyślono. Obecność tej wzmianki, stanowiącej przecież w ogólnej atmosferze sakralnego namaszczenia i gloryfikacji akcent nieporęczny, da się wytłumaczyć jedynie tylko tym, że z pierwotną wersją pochodzącą z czasów, kiedy pod wpływem Pawła odnoszono się niechętnie do wszelkiego rodzaju praktyk mistycznych, stopiły się w jeden wątek dwa chronologicznie kolejne motywy narracyjne: wydarzenie w domu Korneliusza i otoczenie nimbem boskiego posłannictwa dwunastu apostołów.
Nie daje nam jednak nadal spokoju pytanie, dlaczego Łukasz, człowiek bądź co bądź obyty z rzemiosłem pisarskim, nie wyeliminował z tekstu wzmianki o drwiących niedowiarkach, w tak ewidentny sposób kolidującej z sakralnym nastrojem i tendencją całej opowieści o apostołach. Ponieważ jednak skądinąd wiemy, że bywają w Dziejach Apostolskich partie zdradzające ich charakter kompilacyjny, możemy więc zasadnie przypuszczać, że cała ta opowieść włączona została do tekstu Dziejów Apostolskich przez jakiegoś późniejszego, mniej krytycznego kompilatora, który przeniósł ją żywcem z folkloru, w takim domorosłym, mało zaadaptowanym stanie, w jakim znana była w tradycji ustnej ówczesnych gmin chrześcijańskich.
Od współczesnego człowieka, przywykłego do racjonalistycznego myślenia, nie sposób zresztą wymagać, by przyjął na wiarę ten cały naiwny, przez wyobraźnię ludową wymyślony teatralny sztafaż z nagłym szumem, z ognistymi językami i z nieuczonymi rybakami znad jeziora Genezaret, którzy nagle stali się poliglotami. Bliższe jest mu stanowisko tych egzegetów, którzy w apoteozie apostołów widzą alegoryczną przypowieść, uzasadniającą charyzmatyczną i nadrzędną rolę bezpośrednich uczniów Jezusa w Kościele.
Mimowolnymi inicjatorami tych legend byli najprawdopodobniej krzewiciele nowej wiary, którzy podobnie jak Paweł wędrowali od gminy do gminy i zatrzymywali się wszędzie tam, gdzie przy żydowskich domach modlitwy powstawały zalążki pierwszych wspólnot chrześcijańskich. Mając do czynienia przeważnie z ludźmi prostymi, musieli posługiwać się w swoich naukach formami narracyjnymi przemawiającymi raczej do ich wyobraźni, niż do rozumu, a więc obrazowym przykładem z życia, anegdotą i alegorią. Przypowieść z morałem była przecież na Wschodzie tradycyjnym sposobem urozmaicenia gawęd i baśni, także u Żydów i pierwszych chrześcijan. Przypomnijmy tu tylko, że ewangeliści wkładają w usta Jezusa aż czterdzieści tego rodzaju przypowieści.
Pierwotnie, jak to już zaznaczyliśmy, były to typowe parabole moralno dydaktyczne, a więc twory oratorskie nie mające żadnego związku z historyczną rzeczywistością. Ich celem było nie tylko przykucie wyobraźni słuchaczy, ale także przekonywanie ich w sposób poglądowy o prawdzie głoszonych doktryn i zasad moralnych. Najczęściej jednak fabuła tych przypowieści była tak sugestywna i łudząco realistyczna, że rychło zapomniano o ich fikcyjnym charakterze. Co w jednej gminie narodziło się w toku oratorskiego ferworu krasomówców, to na fali wieści gminnej pojawiało się gdzie indziej już jako rzecz, która naprawdę się wydarzyła. Zapewne taka była też droga powstania legendy o cudownym zstąpieniu Ducha Świętego na apostołów.
DRAMAT ANANIASZA I SAFIRY
Nie wszystkie jednak legendy mają tak skomplikowany rodowód. Spotykamy się bowiem z legendami, które zawdzięczają swoje istnienie wyłącznie fantazji ludu, są więc autentycznym tworem folkloru. Przypuszczalnie należy do tej kategorii zaliczyć opowieść o Ananiaszu i Safirze, opowieść, której obecność w relacji Dziejów Apostolskich jest chyba jedną z najbardziej frapujących zagadek chrześcijaństwa.
Oto tło historyczne tej niesamowitej historii. Piotr, Jan i pozostali apostołowie według wersji Łukasza znaleźli się w Jerozolimie, odważnie nauczali na dziedzińcu świątyni, nawracali i chrzcili, uzdrawiali chorych i ułomnych, nawet wskrzeszali zmarłych. Mimo prześladowań ze strony kapłanów, chłosty i uwięzienia osiągnęli w końcu to, że pozyskali dla nauki Jezusa aż pięć tysięcy wyznawców. Organizacja tej pierwszej gminy chrześcijańskiej oparta była na zasadzie bezwzględnej wspólnoty majątkowej. „Albowiem ci, którzy posiadali rolę albo domy – czytamy w Dziejach Apostolskich – sprzedawali je, a przynosili zapłatę za to, co sprzedali, i składali u Apostołów. I wydzielano każdemu, ile komu było potrzeba” (4, 34-35). Dowiadujemy się ponadto z tych wersetów, że członkowie gminy spożywali posiłki i łamali chleb przy wspólnym stole, co nawiasem mówiąc Kościół poczytuje za jeden z dowodów, że Eucharystia istniała już od samego zarania chrześcijaństwa.