Выбрать главу

Łatwo wyobrazić sobie, jaki niepokój musiał ogarnąć tych spokojnych, oddanych świątyni nazarejczyków, gdy w ich gromadzie zaczęli rej wodzić „helleniści”, a szczególnie Szczepan, młody agitator kipiący gorącym tempera­mentem, pełen ognia mówca, który swoimi śmiałymi poglądami narażał sektę na wielkie niebezpieczeństwo. Jakoż istotnie obawy ich rychło sprawdziły się w sposób tragiczny. Szczepana aresztowano i postawiono przed sądem Sanhe­drynu. Świadkowie oskarżyli go, że w swoich przemówieniach bluźnił, zapowia­dając zburzenie świątyni i głosząc, że słowo Jezusa stoi ponad Prawem Mojżeszowym.

Ale Szczepan, natura rogata, zamiast się bronić przybrał pozę oskarżyciela. Powołując się na Stary Testament, w namiętnej mowie wytknął Żydom, że już od czasów patriarchów stale sprzeciwiali się woli Boga, ostatnio zaś ukrzyżowali Jezusa: „Twardego karku i nieobrzezanych serc i uszu, wyście się zawsze sprzeciwiali Duchowi Świętemu, jak ojcowie wasi, tak i wy. Któregoż to z proroków nie prześladowali ojcowie wasi? Zabili tych, którzy przepowiadali przyjście Sprawiedliwego, a którego wy teraz staliście się zdrajcami i morderca­mi...” (7, 51-52).

Zuchwała mowa wywołała oczywiście niebywałe zamieszanie. Rozwścieczony motłoch, podjudzony przez fanatycznego faryzeusza imieniem Szaweł, wywlókł Szczepana za miasto i ukamienował. I w tych oto dramatycznych okolicznościach spotykamy się po raz pierwszy z późniejszym apostołem Pawłem, genialnym krzewicielem chrystianizmu.

W relacji o męczeństwie Szczepana są pewne niedopowiedzenia, które dają wiele do myślenia. Z tekstu odnosimy wrażenie, że tłum porwał Szczepana zrywając postępowanie sądowe, że przeto Sanhedryn nie zdążył go skazać formalnie na ukamienowanie, czyli na karę stosowaną u Żydów za zbrodnie bluźnierstwa. Tymczasem zaraz potem czytamy, że „świadkowie złożyli swoje płaszcze u stóp młodzieńca, zwanego Szawłem” (7, 58). Ta drobna wzmianka, wbrew naszym przypuszczeniom, przemawiałaby raczej za tym, że mamy tu do czynienia z prawomocnym wykonaniem wyroku, a nie z samosądem. Wiemy bowiem skądinąd, że w procedurze żydowskiego sądownictwa istniał uświęcony tradycją zwyczaj, według którego wykonawcy wyroku śmierci, szykując się do ukamienowania skazańca, składali swoje płaszcze u stóp oskarżyciela.

Koniec końców nie umiemy powiedzieć, czy winą za śmierć Szczepana należy obarczyć kapłanów, czy też wyłącznie Szawła. Z opowieści można by sądzić, że to Szaweł- Paweł wszczął prześladowanie „hellenistów” na własną rękę, jednak­że w późniejszej swojej mowie do króla Agryppy aż dwa razy podkreśla, że czynił to z upoważnienia kapłanów.

Męczeństwo Szczepana dało początek ogólnym prześladowaniom, a Szaweł w tym terrorze wodził prym pod względem okrucieństwa i fanatyzmu. Autor Dziejów Apostolskich bez ogródek powiada o nim, że „burzył Kościół, wcho­dząc do domów, porywając mężczyzn i niewiasty i wtrącając ich do więzienia” (8, 3). A nieco później przedstawia go jako człowieka, który dyszał „pragnieniem mordu przeciw uczniom Pańskim” (9, 1).

Prześladowanych ogarnęła panika. Kto mógł, uchodził z Jerozolimy i szukał schronienia w innych krajach. Tą drogą, jeszcze przed misyjnymi podróżami Pawła, powstawały nowe ośrodki chrześcijaństwa w Judei, Galilei, Samarii, Fenicji i na Cyprze, szczególnie zaś w Antiochii, wspaniałej metropolii helleniz­mu. Niebawem też pozyskano nowych wyznawców wśród innych ludów, przede wszystkim jednak wśród tych, które posługiwały się językiem greckim. Jeden z członków komisji siedmiu „hellenistów”, Filip, nawrócił w Samarii dostojnika królowej Etiopii, a Piotr ochrzcił setnika rzymskiego Korneliusza i jego domow­ników, nawet nie wahał się zasiąść z nimi do wspólnego posiłku wbrew żydowskim przepisom religijnym.

W sprawozdaniu o prześladowaniu natrafiamy na wzmiankę, dzięki której dowiadujemy się, że „wszyscy z wyjątkiem Apostołów rozpierzchli się”. Jej zagadkowa lakoniczność intryguje, pobudza do rozmyślań i domysłów. Co kryje się za stwierdzeniem, że apostołowie mimo tak krwawego terroru pozostali w Jerozolimie? Postarajmy się zanalizować wszystkie możliwe odpowiedzi na to pytanie.

Załóżmy więc jako rzecz najprawdopodobniejszą, że apostołowie po prostu gdzieś w mieście dobrze się ukryli, pozostawiwszy na pastwę prześladowców swoich podopiecznych braci. W tym wypadku musielibyśmy dokonać wyboru między dwoma możliwymi motywami ich postępowania: mianowicie, że stchó­rzyli oni tak, jak już raz stchórzyli na Górze Oliwnej; albo też, że wbrew szalejącemu terrorowi postanowili wytrwać na posterunku, jak przystało na ludzi mężnego serca.

Wszelako, gdybyśmy mieli wypowiedzieć się na rzecz jednego z tych dwóch wariantów, bylibyśmy w kłopocie, gdyż w tekście, jak łatwo się przekonać, nie ma żadnych danych, na które moglibyśmy się powołać. Inaczej mówiąc, nie umielibyśmy odpowiedzieć na pytanie, czym powodowali się apostołowie pozos­tając w Jerozolimie: bojaźliwością czy odwagą.

Wydaje się jednak, że owe rozważania na tematy etyczno-psychologiczne okazują się bezprzedmiotową spekulacją. Z różnych bowiem drobnych wzmia­nek tu i ówdzie tkwiących w narracyjnym nurcie Dziejów Apostolskich można odczytać, że sytuacja apostołów była w istocie rzeczy inna, niż to na pierwszy rzut oka nam się wydawało. Mianowicie, ku naszemu zdumieniu, odkrywamy, że przywódcy prześladowanych nazarejczyków nie tylko się nie ukrywali, ale zachowywali się tak, jakby w ogóle nie czuli się zagrożeni. Odnosi się wrażenie, że nawałnica terroru przechodzi obok nich, tak jakby ich nie dotyczyła. Niezwykłość tej sytuacji podnosi jeszcze ten fakt, że, jak się wydaje, również ich bracia we wspólnocie, którymi bezpośrednio się opiekowali, nie doznali ze strony prześladowców żadnego uszczerbku.

Co prawda apostołowie dwukrotnie stanęli przed Sanhedrynem w roli oskar­żonych, ale działo się to przed ukamienowaniem Szczepana i przed wybuchem prześladowań, nie miało więc żadnego przyczynowego związku z akcją terrorys­tyczną Szawła. Zresztą w obu wypadkach apostołowie szybko odzyskali wolność, pierwszy raz z ostrzeżeniem, drugi raz po otrzymaniu kary chłosty, a z mowy obronnej Gamaliela wynika, że kapłańscy sędziowie wcale się nie obruszyli, gdy ten wysunął argument, że może nauka o nowym Mesjaszu „z Boga jest”, czyli że jest prawdziwa. Chodziło tu więc, rzecz jasna, o spór doktrynalny w ramach judaizmu, o jeden z licznych sporów, jakie wówczas toczyły się w Jerozolimie między mnóstwem sekt i stronnictw żydowskich. Z tych zapewne względów apostołowie mimo ostrzeżenia nie czuli się zmuszeni ograniczyć i zakonspirować swej działalności misyjnej; nadal występowali publicznie w mieście i na dziedziń­cu świątyni, nie doznając żadnych przeszkód ze strony jerozolimczyków.