Выбрать главу

Galatowie, lud pochodzenia celtyckiego, opuścili swą siedzibę w Galii i ruszyli w świat w poszukiwaniu nowej siedziby. W 320 r. p.n.e. zdobyli Rzym, a potem przenieśli się do Azji Mniejszej. W Anatolii stworzyli swoje państewko i po latach całkowicie się zhellenizowali. Otóż w Anatolii uprawiano od niepamięt­nych czasów kult bogini frygijskiej Kybele i jej młodzieńczego kochanka Attysa, który w przystępie szału pozbawił się męskości. Na wiosnę, w święto boskich kochanków, wystawiano dramat – misterium, którego treścią było okaleczenie się Attysa, jego śmierć i zmartwychwstanie. Odbywały się także festyny i proces­je, a przede wszystkim orgiastyczne tańce, podczas których doprowadzeni do świętej ekstazy Anatolijczycy na cześć Attysa kaleczyli swoje ciała.

Mit o zmarłym z okaleczenia i zmartwychwstałym bożku symbolizował oczywiście rytm zamierającej i odradzającej się przyrody. Kult był więc związany z rolnictwem, podstawą bytu tamtejszej ludności. Galatowie, opierając swój byt również przede wszystkim na uprawie ziemi i już przeszło trzysta lat mieszkając w Anatolii, nie mogli nie ulec wpływowi tego kultu, któremu towarzyszyły przemawiając do wyobraźni uroczystości i nadzieje ludności, zależnej od kaprysów przyrody.

Obrzezanie nie było więc dla Galatów czymś obcym i odrażającym. Wystarczył silniejszy impuls ze strony współwyznawców wiernych judaizmowi, by ten staro hebrajski zabieg rytualny utożsamić z zakorzenionymi w tradycji ludowej praktykami anatolijskiego kultu.

Nie tylko na przykładzie Galatów widzimy, jak długotrwały i silny był nacisk judaizmu na środowiska chrześcijańskie. Bo oto w początkach II wieku ojciec Kościoła Ignacy Antiocheński w liście do Magnezjan karcił swoich adresatów za to, że popadają w judaizm. A nawet jeszcze w IV wieku (364) Synod w Laodycei, jak pisze Euzebiusz, napominał wiernych, by zaprzestali „judaizować i święto­wać w szabat”.

Paweł musiał borykać się z tą wrogą nagonką w obronie nie tylko swej uniwersalistycznej idei, ale nawet własnego autorytetu. Doszło bowiem do tego, że rozgłaszano, iż nie ma prawa mienić się apostołem, skoro nigdy nie był uczniem Jezusa, a nawet prześladował jego wyznawców.

Gdy po zakończeniu trzeciej podróży misyjnej Paweł zawitał znowu do Jerozolimy, minęło już dwadzieścia lat z okładem, odkąd wyprawił się do Damaszku jako wysłannik Sanhedrynu. W tym dwudziestoleciu w jerozolim­skiej gminie nazarejczyków nic się nie zmieniło. Sekta pod przewodem „brata Pańskiego” Jakuba pozostała dokładnie tym, czym była od samego początku: jedną z wielu sekt w ramach Starego Zakonu.

Trudno się przeto dziwić, że Paweł, gdy zgłosił się u Jakuba i „Starszych Gminy”, znalazł się od razu pod obstrzałem ciężkich zarzutów. „Widzisz, bracie – czytamy w Dziejach Apostolskich – ile jest tysięcy Żydów, którzy uwierzyli, a wszyscy gorliwie trzymają się Zakonu. O tobie jednak słyszeli, że nauczasz odstępstwa od Mojżesza tych Żydów, którzy żyją między poganami, powiadając, że nie należy poddawać obrzezaniu ani też zachowywać zwyczajów” (21, 21-22).

Paweł posłusznie zastosował się do życzenia „Starszych”, gdy zażądali, by przez siedem dni oczyszczał się w świątyni z grzechów i składał ofiary. A gdy mimo tej pokutnej ekspiacji rozagitowany tłum uliczny chciał dokonać na nim samosądu, zaklinał się na wszystko rozpaczliwie, że nigdy nie przestał być jednym z nich: Żydem mówiącym po hebrajsku.

Cofnijmy się jednak o dwadzieścia lat wstecz do sprawy Szczepana i jego towarzyszy. Uderzającą rzeczą jest to, że Szaweł, wszczynając prześladowania „hellenistów”, jakby nic nie słyszał o apostołach. Trudno jednak uwierzyć, aby w tak małym mieście, jakim była wówczas Jerozolima, nie miał wiedzieć o ich istnieniu. Dziś jesteśmy w stanie wyjaśnić, na czym to polegało. Skoro gmina jerozolimska, jak stwierdziliśmy, mimo upływu dwudziestu lat na krok nie odstąpiła od judaizmu, nie może ulegać wątpliwości, że tak musiało być tym bardziej na samym początku jej istnienia. W tych okolicznościach Szaweł po prostu nie widział żadnej różnicy między nazarejczykami a ogółem bogobojnych Żydów, podzielonych wówczas na rozmaite sekty i stronnictwa religijne. Rów­nież mesjanizm nazarejczyków nie był dlań czymś nadzwyczajnym, wszak wyznawały go także niektóre inne sekty żydowskie nie podejrzane o herezję, jak np. esseńczycy. Wiara w Mesjasza nie była u Żydów przestępstwem, skoro jego przyjście zapowiadali od niepamiętnych czasów prorocy. Adeptom nowej sekty nie brano za złe, iż czcili Jezusa jako Mesjasza, pod warunkiem, że pozostali wierni nakazom Tory. A Jakub i jego towarzysze codziennie odprawiali modły w świątyni, budząc ogólny szacunek wielką pobożnością, czystością obyczajów i skrupulatnością w wykonywaniu rytualnych przepisów religii Mojżeszowej.

Powód do niepokoju dawał natomiast jedynie tylko ten odłam wyznawców Jezusa, których autor Dziejów Apostolskich określa mianem „hellenistów”. Przybywszy z różnych miast świata helleńskiego, gorszyli parafiańskich jerozolimczyków swobodą w sposobie bycia i wypowiadania krytycznych uwag na róż­ne drażliwe tematy. Niektóre z tych uwag zakrawały wręcz na bluźnierstwo, herezję i bunt przeciwko władzy Sanhedrynu.

Mowa obronna Szczepana, której fragment przytoczyliśmy poprzednio, świad­czy, jak daleko posuwali się „helleniści” w swym radykalizmie. Szczepan potępia tam w czambuł całą historię narodu żydowskiego, przedstawiając ją jako nieprzerwane pasmo buntu przeciwko woli Boga, a pokolenia Żydów jako zbrodniarzy, którzy mordowali swoich proroków i ostatnio ukrzyżowali Jezusa Nazarejskiego. Jest więc zupełnie jasne, że „helleniści” wyraźnie odwracali się od Starego Zakonu, przeciwstawiali się mu, a nawet, świadomie czy nieświadomie, zmierzali do apostazji.

Nic dziwnego przeto, że Szaweł tolerując lojalnych judeochrześcijan, równo­cześnie uważał „hellenistów” za niebezpiecznych awanturników, których za wszelką cenę należało poskromić. Wnosili oni przecież do miasta niebezpieczne fermenty ideowe, grożące nieobliczalnymi konsekwencjami dla żydostwa: za­mieszkami, które mogłyby Rzymianom dać powód do interwencji zbrojnej, może nawet schizmą religijną.