W tym właśnie okresie, kiedy chwilowo Paweł schodzi ze sceny historii, coraz ważniejszą rolę w dziejach chrześcijaństwa zaczyna odgrywać Antiochia, stolica Syrii. Było to wówczas trzecie co do wielkości miasto w imperium rzymskim, liczące około pół miliona mieszkańców i nazwane z racji swych wspaniałych budowli, placów i ogrodów „Królową Wschodu”. Oczywiście panowała tam kultura helleńska, a ludność, jakkolwiek różnorakiego pochodzenia etnicznego, posługiwała się językiem greckim.
Istniała tam od dawna duża kolonia żydowska, o której Józef Flawiusz powiada, że korzystała z wielu przywilejów obywatelskich. Jest więc rzeczą zrozumiałą, że „helleniści”, którzy uchodzili z Jerozolimy przed prześladowaniami, przede wszystkim w Antiochii szukali schronienia. Dzięki tym uchodźcom powstało tam najliczniejsze, najruchliwsze środowisko chrześcijańskie poza Jerozolimą. A także najzamożniejsze, gdyż jak to wynika z dalszej opowieści Dziejów Apostolskich, członkowie tej gminy wspomagali materialnie braci jerozolimskich, gdy za panowania Klaudiusza nękał ich głód.
Wieści o antiochijskich wyznawcach Jezusa Chrystusa rychło dotarły do Jerozolimy i Jakub, zapewne nie bardzo ufając „hellenistom”, postanowił wysłać do nich swego zaufanego człowieka, aby sprawował nad nimi nadzór i pokierował ich działalnością. Wybór padł na znanego nam już Barnabę. Był to kiedyś zamożny lewita z Cypru, który cały swój majątek sprzedał, a uzyskane pieniądze oddał apostołom na cele utrzymania gminy. W Dziejach Apostolskich czytamy o nim, że był to mąż „dobry, pełny Ducha Świętego i wiary”.
W Antiochii Barnaba zakrzątnął się żywo i pozyskiwał dla nowej wiary coraz więcej prozelitów. Gmina szybko się rozrastała i coraz trudniej było mu sprostać zadaniom. Rozglądał się więc za jakimś pomocnikiem. I teraz, po tej dygresji, wracamy do głównego bohatera naszego opowiadania: do Pawła. Albowiem Barnaba decyduje się na niewygody podróży do Tarsu, aby stamtąd ściągnąć do Antiochii tego byłego pełnomocnika Sanhedrynu, nawróconego przed laty na wiarę chrześcijańską.
Czyż byłby to uczynił, gdyby Paweł siedział w Tarsie cicho, oddając się wyłącznie pospolitym sprawom dnia codziennego? Rzecz jasna, że tak nie było. Paweł musiał chyba głosić nową wiarę w swoim rodzinnym Tarsie, a także w rzymskiej prowincji Cylicji, w której znajdowało się miasto Tars. I to z taką gorliwością, że wieść o jego działalności musiała dotrzeć do samej Antiochii. Trudno inaczej wytłumaczyć sobie postępowanie Barnaby.
W tym momencie mógłby ktoś zapytać, czy cała ta sprawa nie jest zbyt marginalna, by poświęcać jej aż tyle uwagi. Odpowiadamy na to, że wprost przeciwnie. To, co metodą dedukcji zdołaliśmy ustalić, jest dla poparcia naszej naczelnej tezy ogromnie pomocne. Bo oto, jaka jest sytuacja. Zapamiętały patriota żydowski i faryzeusz nawraca się nagle na wiarę, z którą zetknął się o tyle tylko, że tępił jej najbardziej żarliwych głosicieli, a tych spośród ich grona, którzy mogliby mu coś dokładniejszego opowiedzieć na temat Jezusa i jego nauki, według wszelkiego prawdopodobieństwa w ogóle nie widział na oczy. Nie jest to żaden gołosłowny domysł, stwierdziliśmy ten stan rzeczy poprzednio w wyniku krytycznej analizy przekazanej nam relacji w Dziejach Apostolskich.
Ta sama relacja, przypominamy, utrzymuje, że niedługo po swojej konwersji Paweł musiał uciekać z Damaszku i powrócił do Jerozolimy, gdzie ponoć spotykał się z Jakubem. I tutaj jesteśmy zmuszeni zwrócić uwagę na fakt, że autor Dziejów Apostolskich coś widocznie pogmatwał, bo jego wersja nie zgadza się z tym, co sam Paweł pisze w swoich listach. W Liście do Galatów (1,17-18) utrzymuje on (a przecież jemu możemy chyba wierzyć), że z Damaszku wyprawił się do Arabii, że nie prędzej niż po trzech latach wrócił do tegoż miasta syryjskiego i dopiero wówczas stamtąd podążył do Jerozolimy. To prawda, że w Drugim liście do Koryntian (11,32-33) wspomina coś o ucieczce z Damaszku, ale twierdzi, że jej powodem była wrogość króla Nabatei Aretesa, a nie Żydów.
Być może, że jeżeli chodzi o Dzieje Apostolskie, to mamy tam do czynienia z wypadkiem wyraźnego pomieszania chronologii, bo sławetna ucieczka chyba rzeczywiście miała miejsce, tyle tylko że dopiero później, po trzyletnim pobycie Pawła w Arabii, no i z innej zgoła przyczyny.
Tak czy owak, z tych sprzecznych relacji da się wysupłać jedną, zastanawiającą prawdę: Paweł, świeżo pozyskany wyznawca Jezusa, nie odczuwa żadnej, ale to żadnej wewnętrznej potrzeby nawiązania kontaktu z jego autentycznymi uczniami w Jerozolimie, by od nich dowiedzieć się czegoś o naukach i żywocie swego nowego Mistrza. Zjawia się, owszem, w Jerozolimie, ale dopiero po upływie trzech lat i w dodatku prawdopodobnie pod przymusem, uciekając przed pościgiem króla Aretesa. I wtedy jednak zachowuje się niezwyczajnie, bo bawi tam tylko dni piętnaście i spotyka się wyłącznie z Piotrem i „bratem Pańskim” Jakubem. Wygląda więc, jakby stronił od innych apostołów i członków nazarejskiej sekty (Gal. 1,18-19).
A teraz w związku z owym nie określonym chronologicznie pobytem w Jerozolimie inny zastanawiający fakt. Jeśli wierzyć autorowi Dziejów Apostolskich, Paweł nie zachowuje się tam bynajmniej jak skromny uczeń, jak nowicjusz spragniony wiedzy, lecz, o dziwo, występuje od razu w roli pewnego siebie nauczyciela, „... odważnie nauczając w imię Pana” (9,28), jak czytamy w Dziejach Apostolskich. Potem spędził parę lat w Tarsie, gdzie jak to już wiemy, propagował nową wiarę, i to z takim skutkiem, że wieści o nim zawędrowały aż do Antiochii.
Z ewentualną przerwą piętnastu dni pobytu w Jerozolimie, ileż w takim razie czasu przeżył w izolacji od macierzystego źródła wiary; od ludzi, którzy byli prawdziwymi uczniami i spadkobiercami ukrzyżowanego Mesjasza! Ileż lat pobytu w środowisku cudzoziemskim, w mieście helleńskim, gdzie niepodzielnie panowała kultura i filozofia grecka, a życie religijne toczyło się na oczach mieszkańców pod znakiem mitów o umierającym i zmartwychwstałym bogu! Gdy sobie to uprzytomnimy, nie możemy nie zapytać, skąd Paweł wiedział to wszystko, czego z taką apodyktyczną pasją nauczał innych? Z jakiego tytułu występował w imieniu żydowskiego prorok z dalekiej Galilei, o którym, jeżeli nawet cokolwiek wiedział, to tylko ze słyszenia?
Paweł wprawdzie utrzymywał, a na pewno sam był o tym głęboko przekonany, że Jezus ukazał mu się osobiście podczas podróży do Damaszku i taką misję mu powierzył. W tym jednak bieda, że nie wszyscy mu dawali wiarę. Wytknięto mu wręcz, że podaje się za apostoła samozwańczo. Oskarżenie widocznie mocno go ubodło, bo w listach swoich broni się z nie ukrywaną goryczą. Więcej jednak przykrości miał z tego powodu, że jego roszczenia najwidoczniej nie sprawiały wrażenia także na przywódcach braci jerozolimskich. Świadczą o tym liczne konflikty, jakie na tle osobistym i doktrynalnym miał z takimi czołowymi przedstawicielami nowej nauki, jak Piotr, Jakub Sprawiedliwy, Barnaba i Jan Marek. Czyż ganiliby oni z taką surowością jego doktrynalne odchylenia i zmuszali go do kajania się w świątyni jerozolimskiej, gdyby brali na serio jego twierdzenie, iż jest wybrańcem samego Jezusa Chrystusa?