Выбрать главу

Jeżeliby ktokolwiek miał pod tym względem jakieś wątpliwości, to powinno ostatecznie przekonać go zajście, które na pewno było dalszym etapem tych właśnie zatargów. Otóż Paweł po opuszczeniu Efezu udał się do Grecji. Stamtąd chciał popłynąć morzem do Syrii. Wówczas ktoś życzliwy uprzedził go, że w drodze do portu urządzili na niego zasadzkę jacyś Żydzi. Ponieważ w Grecji, jak wynika z tekstu, Paweł nie miał wrogów, mogli to być jedynie tylko wysłańcy Efezu. Chcąc obejść zasadzkę, musiał wybrać inną, okrężną, daleko dłuższą trasę podróży; wyruszył pieszo do Macedonii, by dopiero w porcie miasta Filippi wstąpić na statek płynący do Syrii.

Tumulty i zamieszki w dzielnicy żydowskiej efezjanie może i zauważyli. Jednakże dla wielkiego, kipiącego życiem miasta były to wydarzenia mało ważne, nad którymi przechodziło się do porządku dziennego. Gorzej, gdy te awantury zaczęły godzić w ich własne żywotne sprawy. Pewnego dnia, pod wrażeniem frenetycznych przemówień Pawła, „wielu z tych, którzy oddawali się zabobonom, znosiło księgi i paliło je wobec wszystkich. Gdy obliczono ich cenę, określono ich wartość na pięćdziesiąt tysięcy denarów” (19, 19-20).

Był to zatem ogromny stos płonących zwojów (bo oczywiście w owych czasach nie było jeszcze książek). Widowisko, jak wynika z tekstu, urządzono publicznie na oczach miasta i było ono chyba pierwszym w dziejach ludzkości „autodafe”.

Z opowiadań nie wynika jasno, jakie to teksty padły ofiarą płomieni. Autor Dziejów Apostolskich co prawda daje do zrozumienia, że chodziło o pisma zabobonne. Ale nawet jeżeli za takie uchodziły w oczach neofitów chrześcijań­skich, nie znaczy to, że większość obywateli efeskich była tego samego zdania. Dla nich te zwoje były na pewno czymś bliskim, czymś, co zrośnięte było z ich tradycją i wierzeniami. Płonący stos musieli chyba odczuć jako zuchwałą prowokację. Wylegli przeto tłumnie na ulice i w gniewnych manifestacjach domagali się ukarania świętokradców. I podziwiać trzeba ich rozsądek i umiar, jaki w tych warunkach ujawnili, bo w rezultacie winowajcom nic się nie stało, a manifestujące tłumy, zgromadzone w miejscowym amfiteatrze, na wezwanie jednego z przedstawicieli miasta spokojnie rozeszły się do domów.

Oto co po naszej krytycznej analizie pozostało z pięknej opowieści o triumfal­nych sukcesach Pawła i o popłochu, jaki miał z tego powodu ogarnąć sławną metropolię i jej majestatyczną świątynię. 

„JA JESTEM ŻYDEM URODZONYM W TARSIE” 

Po trzeciej wyprawie misyjnej Paweł postanowił przenieść się do Italii, po drodze jednak wstąpił na krótki pobyt do Jerozolimy. Gdy wylądował w Ceza­rei, przyjaciele i życzliwy mu żydowski prorok Agabus ostrzegli go, iż ze strony jerozolimczyków grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo, ale on nie usłuchał ich i ruszył w dalszą drogę.

Decyzja, którą Paweł podjął mimo grożącego mu niebezpieczeństwa, była ryzykowniejsza, niż należałoby sądzić z relacji Dziejów Apostolskich. To co ich autor w tej mierze przemilcza, dopowiada nam w swoich dziełach Józef Flawiusz. Od niego dowiadujemy się, jak złowrogie stosunki wytworzyły się wówczas w Jerozolimie, a w ogóle w całej Judei. Uciskana, doprowadzona do rozpaczy ludność żydowska raz po raz podnosiła bunt przeciwko rzymskim okupantom. Wszystkie tego rodzaju objawy desperacji kończyły się z reguły rzezią winnych i niewinnych, mężczyzn, kobiet i dzieci. Nie można przeto dziwić się, że ten nieszczęsny kraj niezliczonych ofiar, wieszanych na krzyżach lub skatowanych przez rozbestwione żołdactwo, ogarniała psychoza mistycyzmu: ludzie szukali duchowej ucieczki w nacjonalistycznych i mesjańskich złudzeniach.

Naprężona sytuacja sprzyjała pojawianiu się różnego autoramentu półobłąkanych fanatyków lub wręcz szarlatanów, którzy wmawiali sobie i innym, że są prorokami mającymi lud żydowski wyprowadzić z domu niewoli. Pod ich przewodem obałamucone tłumy szły jakby w zamroczeniu w okolice bezludne lub nad brzeg Jordanu, gdzie rzekomo czekało ich nowe życie, wolne od jarzma rzymskiego.

Prokurator śledził pilnie tego rodzaju ruchy ludnościowe; wysyłał w pościg swoje oddziały wojskowe i dokonywał w szeregach nieszczęśników okrutnego spustoszenia.

Wśród tych proroków wsławił się szczególnie jakiś nieznany z imienia Żyd z Egiptu. Podając się za następcę Jezusowego, wywiódł on podobno aż trzydzieś­ci tysięcy Żydów na pustynię, a potem sprowadził na Górę Oliwną, aby byli świadkami, jak on jednym rozkazem obróci w gruzy mury obronne miasta i rozgromi garnizon rzymski. Wyprawa skończyła się oczywiście katastrofą. Legioniści natarli na zgromadzonych Żydów z całą furią. Gdy miotająca się w rozpaczliwym nieładzie ciżba rozbiegła się na wszystkie strony, pozostawiając na miejscu czterysta trupów, okazało się, że sprawca nieszczęścia, ów fałszywy prorok, zdołał umknąć, by nigdy już nie dać znać o sobie. Wspomina go zresztą również autor Dziejów Apostolskich. Mianowicie, gdy aresztowano Pawła w Jerozolimie, trybun rzymski podejrzewając, że to on jest zbiegłym wichrzycie­lem, rzekł do niego: „Czyż nie jesteś ty Egipcjaninem, który niedawno wszczynał rozruchy i wyprowadził na pustynię cztery tysiące skrytobójców?” (21, 38). Jeżeli chodzi o liczbę uczestników owego wydarzenia, to autor Dziejów Apostol­skich był widać w swej ocenie mniej przesadny i tym samym bliższy prawdy niż Józef Flawiusz.

W chwili, gdy Paweł przybył do Jerozolimy, urząd prokuratora rzymskiego piastował wyzwoleniec Feliks. Jego żoną była księżniczka żydowska Druzylla, siostra króla Agryppy I. Nie miało to jednak żadnego wpływu na jego stosunek do podporządkowanego jego władzy narodu żydowskiego. Ze źródeł rzymskich wiemy, że był to człowiek nikczemny, bezwzględny i przekupny. Pawła prze­trzymywał dwa lata w więzieniu w nadziei, że wymusi na nim jakiś okup. Jego twarde rządy i nadużycia doprowadziły do tego, że społeczeństwo żydowskie wysłało do Rzymu skargę na niego. Ale protest pozostał bez odpowiedzi, ponieważ Feliks miał poparcie swego brata Pallasa, wszechmocnego wyzwoleńca i ulubieńca dwóch cesarzy, Klaudiusza i Nerona.