Выбрать главу

Trzeba wczuć się w położenie Pawła, żeby zrozumieć, dlaczego tak potulnie ugiął się przed żądaniami Jakuba i zdobył się na akt tak upokarzający. Ostrzegano go wprawdzie w Cezarei przed jerozolimczykami, jednakże to, czego zaznał, przerosło chyba najgorsze obawy. Wszędzie, gdzie tylko się pokazał, spotykał się z zajadłą wrogością i z oszczerstwami. Cała Jerozolima ziała w stosunku do jego osoby fanatyczną nienawiścią, podsycaną przez kapłanów. Jego bracia we wspólnej wierze, jakkolwiek nastąpiło z nimi pojednanie dzięki temu, że się pokajał, nie czuli się jakoś na siłach, by w tej najczarniejszej chwili jego życia stanąć po jego stronie i wesprzeć go moralnie; po prostu poznikali, jakby nie mieli odwagi się przyznać do niego. Czuł się więc w tych zmaganiach osamotniony, tak jak Jezus czuł się opuszczony przez uczniów w dniach swojej męki.

Relację o dalszych dramatycznych losach Pawła czyta się z zapartym tchem. Autor Dziejów Apostolskich, opisując te wydarzenia, rozwinął tu cały swój kunszt pisarski. Tok narracji, pełen werwy i dramatycznego napięcia, sprawia wrażenie, jakby to był skrócony scenopis do zaprojektowanego dramatu. Autor chyba świadomie dążył do uzyskania takiego dramaturgicznego efektu, a jako dowód może posłużyć to, że w tym lapidarnym przecież opowiadaniu aż siedem razy każe swoim bohaterom wygłaszać dosłownie przytoczone oracje, a w trzech wypadkach w ferworze narracyjnym przechodzi bezpośrednio na dialogi, co oczywiście przyczynia się do większego udramatyzowania akcji.

Paweł wygłosił przemówienie w obronie własnej ze schodów warowni Antonia, prowadzących wprost na dziedziniec świątyni. Józef Flawiusz opisał tę budowlę, a wykopaliska archeologiczne potwierdziły ścisłość jego informacji. Fortecą wraz ze znajdującym się tam pałacem królewskim rozbudował Herod Wielki i na cześć swego protektora Antoniusza nadał jej nazwę Antonia. Za czasów Jezusa i Pawła stacjonowała tam załoga rzymskiego wojska, mająca za zadanie utrzymanie porządku wśród licznych pielgrzymów tłoczących się ustawi­cznie na dziedzińcu świątyni. Z wysokości fortecznych murów strażnicy widzieli jak na dłoni, co się tam działo, toteż mogli szybko interweniować, gdy zaszła potrzeba uwolnienia Pawła z rąk rozsierdzonych Żydów.

Rzymianie zabrali Pawła do siebie, zakuli w łańcuchy i na wszelki wypadek chcieli go wybiczować. Gdy jednak dowiedzieli się, że mają do czynienia z obywatelem rzymskim, odstąpili od swego zamiaru. Niemniej nazajutrz postawili go przed Sanhedrynem, aby się usprawiedliwił przed własnymi rodaka­mi. Pewność siebie i odwaga, z jaką odpowiadał na oskarżenia, rozgniewała arcykapłana do tego stopnia, że kazał go spoliczkować. Wtedy padły z ust Pawła słynne, pełne pogardy zdania, w których nazwał arcykapłana „pobielaną ścianą”.

Wbrew wszelkim oczekiwaniom Paweł wyszedł z tej konfrontacji obronną ręką, górował bowiem nad zgromadzeniem swoich sędziów sprytem i bystrością umysłu. Szybko bowiem zorientował się, że Sanhedryn nie tworzy jednomyślne­go bloku, że dzieli się na dwa powaśnione ze sobą stronnictwa faryzeuszy i saduceuszy. Pierwsi, jak wiemy, wierzyli w zmartwychwstanie człowieka, drudzy natomiast uważali ten pogląd za herezję. W pewnej chwili Paweł zwrócił się przeciwko saduceuszom z oskarżeniem, że to oni go prześladują i podburzają lud przeciwko niemu, a to tylko dlatego, że jest faryzeuszem i wierzy w zmartwychwstanie. Tym zręcznym manewrem rozniecił antagonizm dzielący od dawien dawna oba stronnictwa i sprawił, że Sanhedryn nie mógł uzyskać jednomyślności w jego sprawie. Rozpętała się gwałtowna polemika na temat jego winy lub braku winy, a trybun rzymski, obawiając się, że ci skaczący sobie do oczu kłótnicy w swej zawziętości rozszarpią Pawła na strzępy, wyrwał go z tego ludzkiego tłoku i odprowadził z powrotem do warowni.

Znaleźli się jednak zagorzalcy, którzy ani myśleli skapitulować. Chcieli oni podstępem wymusić jeszcze jedno przesłuchanie Pawła i zamordować go wtedy, gdy będą prowadzić go do Sanhedrynu. O spisku dowiedział się jednak siostrzeniec Pawła i nie omieszkał ostrzec władze rzymskie. Trybun doszedł wobec tego do przekonania, że najbezpieczniej będzie odstawić więźnia natych­miast do dyspozycji samego namiestnika rezydującego w Cezarei.

Eskorta przeznaczona do ochrony Pawła liczyła czterystu pieszych i siedem­dziesięciu konnych żołnierzy. Ten niezwykle silny konwój jest bardzo wymow­ny, świadczy bowiem, jak nieubłaganie wrogi był stosunek jerozolimczyków do Pawła, jak wielkie groziło mu niebezpieczeństwo. Trybun rzymski, wyznaczając tak znaczną siłę zbrojną, musiał chyba wiedzieć, co robi, i zapewne nie bez powodu obawiał się odbicia więźnia przez fanatyczny motłoch Jerozolimy. Nawet już wtedy, kiedy Paweł siedział w więzieniu w Cezarei, arcykapłan i inni dostojnicy teokracji jerozolimskiej zjawili się przed obliczem namiestnika i powołując się na argumenty prawne, wygłoszone przez specjalnie najętego prawnika greckiego Tertullusa, usiłowali wymóc na nim, by skazał na śmierć znienawidzonego więźnia.

Po dwóch latach władzę objął nowy namiestnik Festus. Zajął się on natych­miast głośną już teraz sprawą Pawła, przesłuchał go i prosił nawet króla Agryppę, by wybadał więźnia i wypowiedział się, co o nim sądzi. Dramatyczna rozmowa odbyła się w obecności jego królewskiej małżonki Bereniki, sławnej z tego, że później stała się kochanką cesarza Tytusa. Wyjaśniając swoją naukę, Paweł czynił to z takim zapałem i siłą przekonania, że Agryppa, członek nastawiony raczej sceptycznie, zawołał ironicznie: „Niebawem namówisz mnie, żebym został chrześcijaninem”.

Mimo uporczywych starań Jerozolimy, namiestnik Festus nie mógł jakoś przekonać się o winie Pawła i w końcu, aby wybrnąć z kłopotliwego dylematu, stawił go przed wyborem: albo zgodzić się na ponowną rozprawę przed Sanhedrynem, albo skorzystać z prawa obywatela rzymskiego i apelować do cesarza.

Paweł wiedział, co go czeka w Jerozolimie, toteż bez namysłu wybrał tę drugą możliwość. Wsadzono go więc wraz z innymi więźniami na statek pod eskortą setnika rzymskiego. W Lystrze w Licji przesiedli się na inny statek, który miał popłynąć do Italii, po drodze jednak w pobliżu Krety natknął się na huragan i dryfując rozbił się na brzegu Malty. Dzięki przytomności umysłu Pawła załoga i więźniowie zdołali się uratować. Rozbitkowie spędzili trzy miesiące na gościn­nej wyspie. W tym czasie Paweł zyskał rozgłos jako lekarz-cudotwórca (między innymi uleczył ojca naczelnika wyspy), a pewnego razu okrzyknięty został przez wyspiarzy bogiem. Potem na innym statku wysłano więźniów do Rzymu.