Paweł miał bardzo ciekawy stosunek do tego zagadnienia. W Pierwszym liście do Koryntian (10, 27-29) zalecał swoim żydowskim podopiecznym, by nie pytając swego sumienia, kupowali mięso, jakie znajdą w jatkach, a także, by jadali z poganami, gdy ich zaproszą do stołu. Dopiero gdyby im ktoś z braci żydowskich zwrócił uwagę, że mięso jest pogańskie, wtedy powinni się wstrzymać, ale nie ze względu na własne sumienie, lecz by nie gorszyć innych.
Gdyby ktoś sądził, że Paweł zalecał w tej sprawie wykrętny sposób postępowania, to na jego usprawiedliwienie należy tu przytoczyć inne zdanie z tegoż samego listu do Koryntian. Mianowicie czytamy tam: „Co się tyczy zatem pokarmów ofiarowanych bożkom pogańskim wiemy, że nie ma na świecie żadnego bożka, a istnieje tylko jeden Bóg” (8,4). A więc w jego mniemaniu całe to zagadnienie było bezprzedmiotowe, skoro coś takiego, jak mięso skażone pochodzeniem pogańskim, w ogóle nie istniało. Zalecał tylko, by zachowując w tej sprawie wolność sumienia, nie gorszyć tych współwyznawców religii Mojżeszowej, którzy nie byli jeszcze na tyle uświadomieni, by to zrozumieć.
Ten sam rozsądny pragmatyzm wobec wymagań życia, który sprawił, że Paweł dla dobra swojej misji wśród pogan odrzucił niektóre przepisy rytualne religii Mojżeszowej, określał także jego stosunek do pewnych aspektów pierwotnego chrześcijaństwa, jaki reprezentowała jerozolimska gmina Jakuba. Był to, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, stosunek w całym tego słowa znaczeniu rewizjonistyczny.
Dotyczy to szczególnie ustroju tej gminy, opartego na zasadzie totalnej wspólnoty majątkowej. Wiemy z Dziejów Apostolskich, że jej przywódcy traktowali ten ustrój jako rzecz sakralną, stanowiącą integralną część nowej wiary. Najdrobniejsze nawet wykroczenie w tej mierze równało się ciężkiemu grzechowi przeciwko Duchowi Świętemu i dlatego Piotr ukarał nagłą śmiercią nieszczęsne małżeństwo neofitów, Ananiasza i Safirę.
Dowiedzieliśmy się poprzednio, że w związku z rygorystycznym przestrzeganiem nienaruszalności tego ustroju dochodziło wśród jerozolimskich wyznawców Jezusa do poważnych konfliktów. Nietrudno zrozumieć dlaczego. Tego rodzaju komuna mogła uchować się jedynie tylko w izolacji od pokus bieżącego życia, a więc w warunkach klasztornych. Ustrój wspólnoty majątkowej przetrwał dłuższy czas wśród esseńczyków, żydowskiej sekty anachoretów, która wybudowała sobie klasztor na skalnym, odludnym wybrzeżu Morza Martwego, w pobliżu dzisiejszej miejscowości Qumran.
Pierwsi wyznawcy Jezusa w Jerozolimie byli nieliczną garstką ludzi bardzo ubogich, uzależnionych od jałmużny przesyłanej im przez współwyznawców zamożniejszych, mieszkających w miastach helleńskich. Jałmużnę taką zbierał i przywoził do Jerozolimy również Paweł. W tych warunkach utworzenie wspólnoty majątkowej było nie tylko pożądane, ale nawet konieczne życiowo. Chodziło o gospodarowanie tymi darami w taki sposób, aby wszyscy zostali obdzieleni sprawiedliwie.
Ubożsi członkowie gminy, których byt zawisł od jałmużny, oczywiście chwalili sobie taką wspólnotę. Gdy jednak liczba członków ze stu dwudziestu pomnożyła się, jak donosi autor Dziejów Apostolskich, do pięciu tysięcy, ramy ustroju nie wytrzymały tego naporu. Rozsadzała je infiltracja ludzi zamożniejszych, takich jak Ananiasz i Safira, a przede wszystkim „hellenistów”, Żydów z diaspory, którzy wnosili do gminy powiew szerokiego świata i zaczyn buntu przeciwko zastanemu układowi stosunków. Wyżej wskazywaliśmy na wyraźne echa tych konfliktowych wydarzeń w tekście Dziejów Apostolskich.
Paweł był nie tylko ideologiem religijnym, ale także trzeźwym, praktycznym założycielem wielu ognisk chrześcijańskich. Jako „hellenista” urodzony w Tarsie znał na wylot stosunki społeczno-polityczne miast i miasteczek, gdzie panowała kultura grecka. Na pewno zdawał sobie sprawę, że ustrój wspólnoty majątkowej, który nawet w prowincjonalnej Jerozolimie tylko z trudnością opierał się falom napierającego życia, stałby się tam utopią i nawet poważną przeszkodą w rozwoju nowej wiary. Odstraszałby on tych prozelitów z warstw rzemieślniczych, kupieckich i urzędniczych, na których Pawłowi wyraźnie zależało. Byłoby niedorzecznością wymagać od tych dostatnich przedstawicieli stanu średniego, by wyrzekli się dorobku swojego życia, do którego przywykli od pokoleń.
Zresztą w tym wypadku Paweł kierował się nie tylko racjami praktycznego działania. Jego pochodzenie społeczne sprawiło, że do tej sprawy miał zasadniczo inny stosunek, jak byśmy dzisiaj powiedzieli: stosunek klasowy. Wychował się bowiem w rodzinie zamożnej. Ojciec jego handlował w Cylicji materiałami tkanymi z koziej sierści, on sam nauczył się wyrobu namiotów. Dzięki zamożności ojca mógł jako młodzieniec udać się do Jerozolimy, aby kształcić się u stóp słynnego uczonego w Piśmie Gamaliela. Była to wyprawa na owe czasy kosztowna, nie każdy mógł sobie na nią pozwolić.
Zdaje się jednak, że po konwersji nie wiodło mu się już tak dobrze. Sądzić by można, biorąc pod uwagę dziwne jego milczenie na temat rodziny, że doszło wówczas do zerwania z ojcem, o którym wiemy, że był faryzeuszem, a więc prawdopodobnie także wyznawcą ortodoksyjnego judaizmu. Postępowanie syna musiało wydawać mu się niewybaczalnym odstępstwem od religii ojców. Przyznajemy, że są to tylko domysły, jest jednak rzeczą zastanawiającą, że Paweł, ów dawny zamożny młodzieniec, zdany był wyłącznie na pomoc swoich uczniów, na zbiórki urządzane przez nich w gminach chrześcijańskich.
W Liście do Filipian (4,12) pisze, że nauczył się zarówno znosić głód, jak i też opływać w dostatki. Wynika z tego wynurzenia, iż zasiłki, jak to zwykle bywa z dobrowolnymi zbiórkami, nie nadchodziły zbyt regularnie. Jednakże jego sytuacja materialna nie była chyba zła, skoro w tym samym liście Paweł, dziękując za zapomogę, zapewnia, że ma „wszystko... w obfitości” i że po otrzymaniu przesyłki jest dobrze „zaopatrzony” (4,18).