Wynika z tego, że Paweł wprawdzie nawołuje, aby obchodzić się łagodnie z niewolnikami, gdyż wobec Boga mają oni według niego równe prawa z ludźmi wolnymi, to jednak aprobuje wyraźnie instytucję niewolnictwa. Trudno oczywiście dociec, co złożyło się na taką, a nie inną postawę. Przede wszystkim z racji swojej przynależności do określonego stanu społecznego Paweł, przyzwyczajony od dzieciństwa do obecności niewolników, uważał ich za normalny atrybut życia, nad którym nie ma co się zastanawiać. Myśl, że można by instytucję niewolnictwa zlikwidować, na pewno wydawałaby się mu dziwaczna, nawet niedorzeczna. A gdyby nawet taka światoburcza myśl przyszła mu do głowy, to prawdopodobnie jako człowiek trzymający się ziemi spostrzegłby od razu, co by go mogło spotkać. Stałoby się to, czego przecież za wszelką cenę pragnął uniknąć: zadarłby z władzami rzymskimi, które podenerwowane licznymi rebeliami niewolników były specjalnie na te sprawy uczulone.
W fazie rozwoju dziejowego, kiedy struktura ekonomiczna świata miała jako główną bazę rozbudowany system pracy niewolniczej, nie sposób wyobrazić sobie, by Paweł mógł zająć stanowisko inne. Dążył on jedynie do tego, aby w jakiś sposób złagodzić los tych nieszczęśników i uważał, że w imię miłości bliźniego jest to przede wszystkim obowiązkiem braci chrześcijańskich.
Solidaryzując się tak ostentacyjnie z potęgą państwa rzymskiego i z jego ustrojem opartym na niewolnictwie Paweł wprawdzie ułatwił chrześcijaństwu jego dziejowy pochód ku ostatecznemu triumfowi jako religii państwowej, równocześnie jednak oddalił się od nauki Jezusa i jego uczniów, od tego wszystkiego, co immanentnie było w niej protestem przeciwko niesprawiedliwościom życia. Poszedł, jak wyraził się już cytowany ks. Żywczyński, pod każdym względem mocno na prawo. Społeczne ostrze chrześcijaństwa zostało stępione.
Nic dziwnego, iż niektórzy bibliści uważają, że w porównaniu z Jezusem Paweł był nowym fenomenem, że z jego pojawieniem się chrześcijaństwo rozpoczęło zupełnie inny okres swego rozwoju. Protestancki teolog i głośny biblista niemiecki Heinz Zahrnt, autor świetnej książki Jezus historyczny powiedział, że „historycznego Jezusa dzieli od Zbawiciela Kościoła taka przepaść, że niepodobna dopatrzeć się jakichś wspólnych cech w tych dwóch postaciach”.
Jako uzupełnienie tego obrazu warto tu jeszcze przytoczyć to, co na ten temat pisze katolicki biblista Jean Steinmann, autor monografii Paweł z Tarsu. „Jak różny jest [Paweł] od swego Mistrza! Jezus mówił po aramejsku, Paweł po grecku. Jezus był człowiekiem przyrody i pól, Paweł to człowiek miejski. Jezus całym sercem był przywiązany do Galilei, Paweł był kosmopolitą. Jezus był nieufny wobec intelektualistów i rabinów, Paweł jest rabinem”.
PAWEŁ W TRZECIM NIEBIE
Nie leży w naszym zamiarze przedstawianie tu biografii Pawła. Chcielibyśmy jednak zwrócić uwagę na niektóre szczegóły jego żywota, aby uzyskać jakiś pełniejszy rysunek psychologiczny jego osobowości. Są w tym żywocie nie wyjaśnione zagadki i rzeczy sporne, a do tych kontrowersji należy także kwestia genezy jego dwóch imion.
Jako Żyd otrzymał on hebrajskie imię Szaul, spolszczone na Szaweł. Tym imieniem niewątpliwie posługiwał się wówczas, gdy przebywał w ośrodkach żydowskich, a więc także w Jerozolimie jako młody uczeń Gamaliela i później jako osławiony prześladowca „hellenistów”.
Jeżeli chodzi o jego drugie imię Paulos – po łacinie Paulus, po polsku Paweł – opinie biblistów są podzielone. Niektórzy z nich, powołując się na to, że „paulos” znaczy po grecku „mały”, przypuszczają, że było to właściwie żartobliwe przezwisko, nadane przez przyjaciół dla podkreślenia niskiego wzrostu Pawła. Natomiast niemiecki biblista Dibelius, mając na uwadze zmysł praktyczny Pawła, doszedł do przekonania, że przybrał on to imię dopiero po swoim nawróceniu, gdy uświadomił sobie, że jako obywatel rzymski Paulus znajdzie łatwiejszy posłuch u pogan niż jako Żyd Szaul.
Jednakże według najstarszej tradycji Szaweł jakoby miał przybrać sobie przydomek Paulus na cześć prokonsula Cypru Sergiusza Paulusa, którego nawrócił na chrześcijaństwo. Wersję tę przekazali nam Orygenes, Hieronim i Augustyn, mimo że autor Dziejów Apostolskich, który jedyny to nawrócenie opisuje, nie czyni na temat tego przydomka żadnej wzmianki. Była to więc zapewne jedna z tych później powstałych legend, które miały na celu przypomnienie zasług Pawła.
Zupełnie inaczej spojrzał na tę kontrowersyjną sprawę znakomity biblista katolicki ks. Eugeniusz Dąbrowski. Zwrócił on uwagę na to, o czym wielu uczestników dyskusji zapomniało, że mianowicie wśród Żydów diaspory, posiadających obywatelstwo rzymskie, zakorzenił się snobistyczny zwyczaj przybierania sobie i nadawania synom przydomków grecko-rzymskich. Przeto jest rzeczą raczej pewną, że Paweł jako syn zamożnego Żyda, posiadającego obywatelstwo rzymskie, nosił obok swego imienia hebrajskiego także przydomek rzymski.
Wydaje się, że całą tę kontuzję zawinił sam Paweł: manewrował on przypuszczalnie swoimi dwoma imionami tak jak dyktowała mu każdorazowo koniunktura i sytuacja życiowa. W Jerozolimie i w gminach żydowskich diaspory był Szaulem, natomiast w środowiskach grecko-rzymskich występował jako Paulos lub Paulus.
Nie mniejszą łamigłówkę dla historyków przedstawia sprawa zewnętrznego wyglądu Pawła. Autor Dziejów Apostolskich jakoś dziwnie poskąpił nam jakichkolwiek wiadomości na ten temat, toteż jesteśmy tu wyłącznie skazani na przekazy późniejszej daty. Jedyny bowiem opis jego wyglądu, jaki zachował się do naszych czasów, pochodzi dopiero z II wieku i zawarty jest w słynnym apokryfie Dzieje Pawła. Anonimowy autor tego opowiadania donosi nam, że Paweł był małego wzrostu i prawie całkowicie łysy, że miał krzywe nogi, krzaczaste brwi i wydatny, zakrzywiony nos.
Apokryf z racji swego fikcyjnego charakteru trudno oczywiście brać poważnie jako źródło historyczne. Tu jednak sprawa ma się nieco inaczej, bo dziełko zostało napisane w Cylicji, a więc w kraju rodzinnym Pawła, tam gdzie długo jeszcze zachowano go w pamięci takim, jaki był w rzeczywistości. W historii bywa raczej tak, że wygląd zewnętrzny bohaterów w podaniach pokoleń ulega stopniowemu wyidealizowaniu. Jeżeli zatem wbrew owej tendencji dokument z Cylicji przekazał nam tak nieatrakcyjny portret Pawła, możemy spokojnie przyjąć, że jest on wiarygodny. Prawda okazała się tu na pewien czas silniejsza niż sublimujące działanie legendy.
Powiedzieliśmy rozmyślnie: „na pewien czas”, bo ikonografia, jakby nieświadoma tego realistycznego przekazu, poszła od razu w kierunku portretów imaginacyjnych. Były to już tylko stereotypy przedstawiające apostoła jako hieratyczną postać dostojnego męża, z brodatym obliczem zamyślonego filozofa. Najstarszy konterfekt w tym konwencjonalnym stylu widnieje na medalionie odnalezionym w katakumbach św. Domitielli i pochodzi z wieku drugiego. Inne, jeszcze późniejsze, odkryto dość liczne na sarkofagach i freskach katakumb rzymskich, przede wszystkim zaś w sztuce mozaikowej.
Z fizycznym wyglądem Pawła wiąże się jakaś zagadkowa choroba, która go całe życie gnębiła. Z Listu do Galatów wynika, że wystawiała ona jego uczniów i towarzyszy na ciężką próbę, budząc swoimi objawami odrazę. Paweł doskonale był świadom tego i wyrażał im wdzięczność, że nie wzgardzili nim i go nie odstąpili (4,13).
Opisuje on swoją chorobę w tak zawoalowany sposób, że właściwie trudno dociec, na czym ona polegała. Naukowcy, którzy próbowali postawić jakąś diagnozę, obracali się w błędnym kole domysłów i nie mogli swoich stanowisk uzgodnić. W ogniu polemiki padały sugestie, że była to jakaś choroba oczu, malaria lub epilepsja. Wszelako, jak dotąd, zdaje się przeważać opinia, że chodzi tu o epilepsję. Wiadomo, że na tę dolegliwość cierpieli niektórzy genialni ludzie, między innymi Cezar, Mahomet i Napoleon. Nie przeszkadzało im to wybić się ponad przeciętność, przeciwnie, istnieje teoria, która dowodzi, że właśnie tej chorobie zawdzięczali oni swoją wielkość. Jeżeli więc Paweł również chorował na epilepsję, nie przynosi mu to żadnej ujmy, natomiast nam pomaga lepiej zrozumieć bardzo złożoną strukturę jego psychiki. Nie jest bowiem wykluczone, że właśnie epilepsja była źródłem głęboko działającego w nim fermentu twórczego, który przyczynił się do tego, że stał się on współzałożycielem jednej z wielkich religii w dziejach ludzkości.
Niestety, podstawa, na której opiera się hipoteza o epilepsji, nie jest zbyt solidna, bo składa się tylko z jednego zdania, zawartego w Drugim liście do Koryntian (12,7). Paweł skarży się tam, że wysłannik szatana wbija mu klin w ciało i okłada pięściami. To intymne wynurzenie, tak przecież w swej relacji skąpe i w dodatku zaszyfrowane w metaforycznym obrazie, naprowadza nas jednak na myśl, że w gruncie rzeczy może chodzić tu o dramatyczne tortury, jakich doznają zazwyczaj chorzy w czasie ataku epilepsji.
Ciekawą rzeczą jest jeszcze to, co między innymi również cytowany przez nas Steinmann podkreślił w swojej monografii, mianowicie, że Paweł najwidoczniej zdawał sobie sprawę z tego, iż między jego chorobą a ekstatycznymi objawieniami, jakich niekiedy doznawał w życiu, istnieje ścisły stosunek przyczynowy (Por.II Kor. 12,7-9).
O tych niesamowitych przeżyciach mówi wprawdzie tak jakby dotyczyły one jakiejś trzeciej osoby, z kontekstu wynika jednak jasno, że miał na myśli siebie samego. Opowiada więc swoim braciom w Koryncie, że kiedyś został porwany do „trzeciego nieba”, że jednak nie jest pewny, czy było to porwanie cielesne czy duchowe. Właściwie więc przyznaje, że nie wie, czy został naprawdę porwany fizycznie, czy też były to wywołane maligną urojenia.
Paweł, jak wiemy, był na ogół człowiekiem praktycznym i trzeźwym, toteż mistyczna wizja, jakiej naraz doznał, jest dla nas pewnego rodzaju zaskoczeniem. Zapytujemy ze zdumieniem, skąd nagle wzięło się u niego to niezgodne z jego usposobieniem przeżycie. I dochodzimy do przekonania, iż zagrały tu drzemiące w nim starozakonne reminiscencje, bo przecież według legendy prorocy Enoch, Eliasz, Ezdrasz i Jeremiasz zostali żywcem porwani do nieba. A co do ezoterycznie brzmiącego określenia „trzecie niebo”, stanowczo obcego chrześcijaństwu i dlatego nader niezwykłego w wyznaniach jednego z głównych jego krzewicieli, to wiadomo, skąd ono pochodzi. Wyjaśnienie znajdujemy w dwóch żydowskich apokryfach, mianowicie w Testamencie dwunastu patriarchów i w Księdze Enocha. Autorzy tych pism pouczają nas, że niebo składa się z siedmiu stopni i że trzecie niebo, dokąd został porwany Paweł, jest siedzibą raju.