Apokryf z racji swego fikcyjnego charakteru trudno oczywiście brać poważnie jako źródło historyczne. Tu jednak sprawa ma się nieco inaczej, bo dziełko zostało napisane w Cylicji, a więc w kraju rodzinnym Pawła, tam gdzie długo jeszcze zachowano go w pamięci takim, jaki był w rzeczywistości. W historii bywa raczej tak, że wygląd zewnętrzny bohaterów w podaniach pokoleń ulega stopniowemu wyidealizowaniu. Jeżeli zatem wbrew owej tendencji dokument z Cylicji przekazał nam tak nieatrakcyjny portret Pawła, możemy spokojnie przyjąć, że jest on wiarygodny. Prawda okazała się tu na pewien czas silniejsza niż sublimujące działanie legendy.
Powiedzieliśmy rozmyślnie: „na pewien czas”, bo ikonografia, jakby nieświadoma tego realistycznego przekazu, poszła od razu w kierunku portretów imaginacyjnych. Były to już tylko stereotypy przedstawiające apostoła jako hieratyczną postać dostojnego męża, z brodatym obliczem zamyślonego filozofa. Najstarszy konterfekt w tym konwencjonalnym stylu widnieje na medalionie odnalezionym w katakumbach św. Domitielli i pochodzi z wieku drugiego. Inne, jeszcze późniejsze, odkryto dość liczne na sarkofagach i freskach katakumb rzymskich, przede wszystkim zaś w sztuce mozaikowej.
Z fizycznym wyglądem Pawła wiąże się jakaś zagadkowa choroba, która go całe życie gnębiła. Z Listu do Galatów wynika, że wystawiała ona jego uczniów i towarzyszy na ciężką próbę, budząc swoimi objawami odrazę. Paweł doskonale był świadom tego i wyrażał im wdzięczność, że nie wzgardzili nim i go nie odstąpili (4,13).
Opisuje on swoją chorobę w tak zawoalowany sposób, że właściwie trudno dociec, na czym ona polegała. Naukowcy, którzy próbowali postawić jakąś diagnozę, obracali się w błędnym kole domysłów i nie mogli swoich stanowisk uzgodnić. W ogniu polemiki padały sugestie, że była to jakaś choroba oczu, malaria lub epilepsja. Wszelako, jak dotąd, zdaje się przeważać opinia, że chodzi tu o epilepsję. Wiadomo, że na tę dolegliwość cierpieli niektórzy genialni ludzie, między innymi Cezar, Mahomet i Napoleon. Nie przeszkadzało im to wybić się ponad przeciętność, przeciwnie, istnieje teoria, która dowodzi, że właśnie tej chorobie zawdzięczali oni swoją wielkość. Jeżeli więc Paweł również chorował na epilepsję, nie przynosi mu to żadnej ujmy, natomiast nam pomaga lepiej zrozumieć bardzo złożoną strukturę jego psychiki. Nie jest bowiem wykluczone, że właśnie epilepsja była źródłem głęboko działającego w nim fermentu twórczego, który przyczynił się do tego, że stał się on współzałożycielem jednej z wielkich religii w dziejach ludzkości.
Niestety, podstawa, na której opiera się hipoteza o epilepsji, nie jest zbyt solidna, bo składa się tylko z jednego zdania, zawartego w Drugim liście do Koryntian (12,7). Paweł skarży się tam, że wysłannik szatana wbija mu klin w ciało i okłada pięściami. To intymne wynurzenie, tak przecież w swej relacji skąpe i w dodatku zaszyfrowane w metaforycznym obrazie, naprowadza nas jednak na myśl, że w gruncie rzeczy może chodzić tu o dramatyczne tortury, jakich doznają zazwyczaj chorzy w czasie ataku epilepsji.
Ciekawą rzeczą jest jeszcze to, co między innymi również cytowany przez nas Steinmann podkreślił w swojej monografii, mianowicie, że Paweł najwidoczniej zdawał sobie sprawę z tego, iż między jego chorobą a ekstatycznymi objawieniami, jakich niekiedy doznawał w życiu, istnieje ścisły stosunek przyczynowy (Por.II Kor. 12,7-9).
O tych niesamowitych przeżyciach mówi wprawdzie tak jakby dotyczyły one jakiejś trzeciej osoby, z kontekstu wynika jednak jasno, że miał na myśli siebie samego. Opowiada więc swoim braciom w Koryncie, że kiedyś został porwany do „trzeciego nieba”, że jednak nie jest pewny, czy było to porwanie cielesne czy duchowe. Właściwie więc przyznaje, że nie wie, czy został naprawdę porwany fizycznie, czy też były to wywołane maligną urojenia.
Paweł, jak wiemy, był na ogół człowiekiem praktycznym i trzeźwym, toteż mistyczna wizja, jakiej naraz doznał, jest dla nas pewnego rodzaju zaskoczeniem. Zapytujemy ze zdumieniem, skąd nagle wzięło się u niego to niezgodne z jego usposobieniem przeżycie. I dochodzimy do przekonania, iż zagrały tu drzemiące w nim starozakonne reminiscencje, bo przecież według legendy prorocy Enoch, Eliasz, Ezdrasz i Jeremiasz zostali żywcem porwani do nieba. A co do ezoterycznie brzmiącego określenia „trzecie niebo”, stanowczo obcego chrześcijaństwu i dlatego nader niezwykłego w wyznaniach jednego z głównych jego krzewicieli, to wiadomo, skąd ono pochodzi. Wyjaśnienie znajdujemy w dwóch żydowskich apokryfach, mianowicie w Testamencie dwunastu patriarchów i w Księdze Enocha. Autorzy tych pism pouczają nas, że niebo składa się z siedmiu stopni i że trzecie niebo, dokąd został porwany Paweł, jest siedzibą raju.
PEŁEN PRZECIWIEŃSTW I PARADOKSALNYCH NASTROJÓW
Zauważyliśmy już przy innej okazji, jak uderzająco awanturniczy i pełen gwałtownych spięć był żywot Pawła. Gdziekolwiek się pojawiał, tam wybuchały z reguły groźne dla niego rozruchy i kontrowersje.
Zdawałoby się, że przyczyny tego zjawiska są niewątpliwe: Żydzi reagowali tak gwałtownie, bo uważali Pawła za niebezpiecznego heretyka i renegata, który zdradził judaizm. Są jednak bibliści (np. Powell Davies), którym to proste wyjaśnienie nie przemawia do przekonania. Ich zdaniem nie uwzględnia ono atmosfery tolerancji, jaka wówczas panowała w środowiskach żydowskich na emigracji. Składały się one przecież z tak zwanych „hellenistów”, znanych z liberalizmu w sprawach religijnych. W synagogach ich nie było kapłanów, każdy mógł wystąpić i przemawiać do zgromadzonych. Był to okres, kiedy Żydzi ogromnie się rozdyskutowali, kiedy myśl judaistyczna przeżywała głęboki ferment. W dodatku na emigracji mieli liczebną przewagę faryzeusze, w pewnym stopniu zbliżeni w wierzeniach do chrześcijan. W tych warunkach Paweł, podobnie zresztą jak wielu innych wędrownych „uczonych w Piśmie”, nie powinien był zaznawać specjalnych przykrości.
Jeżeli więc więziono go, biczowano, kamienowano i grożono jego życiu tak, że musiał się ratować ucieczką, to chyba przyczyną tej ostrej reakcji nie mógł być sam fakt, że głosił nowinę o Zbawicielu i Królestwie Bożym na ziemi. Źródło tych konfliktów musiało tkwić w nim samym, w jego usposobieniu. Było w jego charakterze na pewno coś wyzywającego i apodyktycznego, co wytwarzało naokoło jego osoby atmosferę niepokoju i wrzenia. Jakoż w Dziejach Apostolskich mamy pewne dane, które pośrednio świadczą, iż tak istotnie było.