Tak więc zastanawiającą rzeczą jest to, że w Lystrze podburzony tłum żydowski wyładował swoją wściekłość jedynie i wyłącznie na Pawle, że tylko jego usiłował ukamienować, natomiast Barnabę, jego nieodłącznego towarzysza podróży i równie żarliwego wyznawcę Jezusa Chrystusa, pozostawił w spokoju. W Koryncie wytworzyła się identyczna sytuacja: tamtejsi Żydzi zawlekli przed trybunał pro konsula Gallio samego tylko Pawła, ignorując pozostałych wyznawców Jezusa. Wszelako najdrastyczniej przejawiła się ta specjalna wrogość wobec Pawła w Berei. Żydzi tego miasta wszczęli uliczne rozruchy przeciwko niemu. Wówczas towarzysze podróży Pawła, Sylas i Tymoteusz, chcąc go ocalić przed gniewem tłumów, wyprawili go szybko z miasta i kazali mu iść ku morzu. Oni jednak nie ruszyli się z miejsca, z czego wynika, że sami, chociaż tak jak Paweł byli chrześcijanami, nie czuli się zagrożeni.
Właściwie nie powinno to nas dziwić, poznaliśmy bowiem niektóre epizody życiorysu Pawła i wiemy, do czego był zdolny, z jaką nieubłaganą bezwzględnością i fanatyzmem prześladował chrześcijan. Wiemy też, że on głównie miał na sumieniu śmierć męczeńską diakona Szczepana. Po przejściu na stronę wyznawców Jezusa, niewiele chyba pod tym względem się zmienił. O jego szorstkości świadczą takie przykre incydenty, jak zatargi i zerwanie stosunków z Janem Markiem, z łagodnym Barnabą i poczciwym Piotrem, no i podjudzanie współwyznawców efeskich do niechlubnego palenia na stosie pism pogańskich.
Obraz ten, oparty na Dziejach Apostolskich, uzupełniają listy, w których Paweł maluje swój duchowy autoportret. Są to impulsywne, szczere wynurzenia człowieka, opętanego pasją swego posłannictwa. Czytając te listy, widzimy w wyobraźni ich autora: drobnego, ruchliwego, nieurodziwego Żyda o niespokojnej inteligencji, wiecznie miotającego się między skrajnymi antypodami uczuć. Ks. Eugeniusz Dąbrowski w swoich Dziejach Pawła z Tarsu tak oto go charakteryzuje: „Była to natura pełna przeciwieństw i wręcz paradoksalnych nastrojów. Psychiczna depresja łączy się u niego z niezwykłą odwagą, pokora z dumą, wyniosłość i gryząca ironia wobec przeciwnika z matczyną niemal serdecznością w stosunku do swych wiernych”.
Jednakże ocena katolickiego biblisty wydaje się nazbyt łagodna, gdyż Paweł w stosunku do swoich przeciwników nie tylko okazywał „wyniosłość i gryzącą ironię”. Potrafił bowiem w polemice z nimi wybuchać gwałtownym gniewem i w narzucaniu swego zdania ujawnić wręcz szokujący fanatyzm. W Drugim liście do Koryntian piętnował ich jako fałszywych proroków i przyrównywał do szatana, który przybiera postać anioła światłości” (11, 13-15). W innym wersecie tegoż listu tak oto się odgraża: „Zapowiedziałem już i zapowiadam, że gdy się zjawię, choć teraz jestem nieobecny, tym którzy przedtem zgrzeszyli i wszystkim innym, gdy przybędę powtórnie, nie przepuszczę” (13,2). Szczytowy punkt osiąga ów ekstremizm w Liście do Galatów, gdzie Paweł w ten sposób gromi swoich braci w wierze, których poglądy mu nie odpowiadały: „Ale choćbyśmy i my, albo nawet anioł z nieba głosił wam coś ponadto, cośmy wam głosili – niech będzie przeklęty. Jakom powiedział przedtem, tak i teraz mówię: Gdyby wam ktokolwiek głosił Ewangelię inną od tej, którąście otrzymali – niech będzie przeklęty” (1,8-9).
Można natomiast zgodzić się z ks. Dąbrowskim, gdy pisze, że w stosunku do braci, którzy byli mu wierni, a więc posłuszni, Paweł odnosił się „z matczyną serdecznością”. W samej rzeczy, w Dziejach Apostolskich znajdziemy parę chwytających za serce scen pożegnania, świadczących o tym, jak miłowany był w najbliższym gronie swoich uczniów i towarzyszy.
Przypomina się tu przede wszystkim scena pożegnania w Milecie, dokąd przybyli wierni z Efezu, aby Pawła udającego się do Jerozolimy odprowadzić na okręt. „A wszyscy wybuchli płaczem wielkim – czytamy – i rzucając się Pawłowi na szyję, całowali go. Najbardziej zasmuciły ich słowa, które wypowiedział, że już więcej oblicza jego oglądać nie będą” (Dz.Ap.20 37-38). Powtórzyło się to później w Tyrze i Cezarei, gdzie wierni wraz z niewiastami i dziećmi z płaczem żegnali apostoła, jakby przeczuwając, co spotka go w Jerozolimie.
W Pierwszym liście do Koryntian Paweł dał dowód, że na tę miłość zasługiwał, skoro on sam po brzegi był wypełniony czystym żywiołem miłości. Bowiem tylko człowiek, który wiedział, co to jest miłość, mógł zdobyć się na tak porywający, tak strzelisty hymn pochwalny na jej cześć, jeden z najpiękniejszych, jakie wydała literatura światowa. Wersety te są na ogół znane, przytaczamy je tu jednak, aby ich żarem przepełnione, natchnione, muzyczne frazy jeszcze raz zabrzmiały nam w uszach:
„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, byłbym jako miedź dźwięcząca albo cymbał brzmiący. I gdybym miał dar proroctwa, znał wszystkie tajemnice i posiadł wszelką wiedzę, a wiarą miałbym taką, iżbym przenosił góry, a miłości bym nie miał, niczym nie jestem. I gdybym na żywienie ubogich rozdał wszystką majętność swoją, a ciało swoje wydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie działa obłudnie, nie nadyma się, nie łaknie czci, nie szuka swego, nie wpada w gniew, nie pamięta urazy, nie cieszy się z niesprawiedliwości, ale współweseli się z prawdy. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko wytrzyma. Miłość nigdy nie ustaje, chociaż proroctwa się skończą, choć zniknie dar języków, choć przeminie wiedza” (13,1-8).
ZMYŚLENIE I PRAWDA
Podczas omawiania treści Dziejów Apostolskich poddaliśmy niektóre fragmenty rozumowej analizie i doszliśmy do przekonania, że trudno uznać je za historycznie prawdziwe. Zadajemy sobie wobec tego pytanie, jak ustosunkować się do całości tego dzieła, czy można je traktować na serio jako autentyczne źródło wiedzy o wczesnym chrześcijaństwie. Zdania biblistów są pod tym względem krańcowo odmienne: od uznania bez zastrzeżeń jego wiarygodności aż do takich niczym nie skrępowanych poglądów reprezentowanych przez znanego protestanckiego biblistę Marcina Dibeliusa, który określił Dzieje Apostolskie jako zbiór krótkich nowel.