Zaskoczyć może nas to, że ta pozornie fantastyczna interpretacja angielskiego biblisty w rzeczy samej nie jest pozbawiona pewnego udokumentowania. Davies powołuje się dla poparcia swej teorii na dwa fragmenty z Drugiego listu do Tymoteusza. W jednym Paweł tak oto wylewa swą gorycz: „W czasie pierwszej mej obrony nikt nie był przy mnie, ale wszyscy mię opuścili, niechaj to im nie będzie poczytane” (4,16). W innym znowu miejscu rozwodzi się nad swoim położeniem nieco szerzej. Oto co czytamy: „Wiesz o tym, że wszyscy w Azji, a wśród nich Figelos i Hermogenes, odeszli ode mnie. Oby Bóg okazał miłosierdzie swoje nad domem Onezyfora za to, że mnie często pokrzepiał i więzów się moich nie wstydził, ale gdy przybył do Rzymu, usilnie mnie szukał i znalazł” (1, 1.5-16).
Informacja zawarta w tekście tych wersetów jest aż nadto jednoznaczna: w chwili, gdy Pawła przeniesiono do więzienia zakutego w kajdany, naraz zabrakło jego miejscowych przyjaciół i towarzyszy. Wszyscy rozproszyli się, bo „wstydzili się” więźnia i woleli dla ostrożności nie przyznawać się do niego. Dokładnie tak jak postąpił Piotr wobec uwięzionego Jezusa. Nic przeto dziwnego, że Onezyfor, gdy przybył i dopytywał się o Pawła, nie mógł się dowiedzieć, gdzie go znaleźć. Musiał więc szukać go po wszystkich więzieniach Rzymu.
Można by tu wtrącić zastrzeżenie, że cytowany list do Tymoteusza nie został uznany za autentyczny, że przeto cała historia być może jest wymysłem jego nieznanego autora. Trudno jednak uwierzyć, aby tradycja, która nie głosi chwały towarzyszy Pawła, wręcz stawia ich w niepochlebnym świetle, mogła być wyssana z palca. Jakiś okruch prawdy kryje się w tej rozdzierająco smutnej opowieści. Jako komentarz mógłby tu służyć znany nam już fakt, że listy Pawła na długie lata poszły całkowicie w zapomnienie, że bardzo szybko zanikała jego popularność i to nawet już w ostatnich dwóch latach jego życia, kiedy siedział w Rzymie odizolowany od założonych przez siebie gmin chrześcijańskich. Dziesiątki lat minęły, zanim nastąpił renesans jego wpływów i moralnego autorytetu.
Tradycja dotycząca męczeństwa i śmierci św. Pawła jest bardzo zajmująca. Pisarz kościelny II wieku Tertulian donosi, że Paweł został ścięty w pobliżu trzech źródeł, zwanych dziś Tre Fontane. Ciało jego miała ponoć zabrać pobożna matrona imieniem Lucyna i pochować w grobie rodzinnym wśród winnic przy drodze do Ostii. Podczas prześladowań cesarza wierni przenieśli je wraz z ciałem św. Piotra do katakumb św. Sebastiana, gdzie spoczywały przez czterdzieści lat. Konstantyn Wielki złożył potem relikwię do podwójnego sarkofagu z marmuru i ze srebra, a nad grobowcem wybudował świątynię, zwaną dzisiaj Bazyliką św. Pawła za Murami.
Archeolodzy poszukiwali tego sarkofagu w podziemiach kościoła, nie znaleźli jednak nic poza żelaznymi kratami, które rzekomo miały stanowić fragment grobowca. Inna świątynia, zwana Kościołem św. Pawła przy Trzech Źródłach, zbudowana została w V wieku na miejscu kaźni Pawła. W 1599 r. przebudowano ją do tego stopnia gruntownie, że nie znaleziono po niej żadnego śladu. W dzisiejszym kościele pokazują jedynie kolumnę, do której Paweł jakoby miał być przywiązany przed egzekucją.
Istnieje jednak jeszcze inna tradycja, może nawet lepiej udokumentowana. W Liście do Rzymian, powszechnie uznanym za autentyczny, Paweł donosi swoim adresatom, że ma zamiar udać się do Hiszpanii i że po drodze na pewien czas wstąpi do nich. Pisze o tym aż dwa razy, a więc był jak najbardziej w swoim postanowieniu zdecydowany (15,24,28).
Ale czy apostoł swój plan podróży do Hiszpanii rzeczywiście zdołał przeprowadzić? Wydaje się, że istnieje pod tym względem duże prawdopodobieństwo. Możemy tu powołać się na bardzo poważnego świadka, mianowicie na ojca apostolskiego i jednego z pierwszych papieży Klemensa Rzymskiego (ok. 95 r.). Wspomina on o pobycie św. Piotra w Rzymie, a o Pawle powiada, że „osiągnął granice Zachodu”. „Granicą Zachodu” nazywano w owych czasach właśnie Hiszpanię. Notatkę o wyjeździe Pawła do Hiszpanii znaleziono także w jednym z dokumentów z II wieku, odkrytym w 1740 r. w Mediolanie przez wybitnego archeologa włoskiego Muratoriego.
Ciekawe jest jeszcze to, że Klemens Rzymski czyni jakąś aluzję o skazaniu Pawła na wygnanie. Czyżby więc odbył się proces i Paweł zamiast na ścięcie został skazany na wygnanie? Rzymianie nagminnie stosowali ten rodzaj kary, jednym zaś z miejsc wygnania była właśnie Hiszpania. Dlaczego nie zachował się żaden ślad jego pobytu w tym kraju? Wytłumaczeniem mogą być burzliwe dzieje Półwyspu Iberyjskiego: najazdy barbarzyńskich plemion, chaos po upadku imperium rzymskiego i w końcu długie panowanie Maurów, które być może wymazały wszelki ślad po Pawle.
Jezus – postać enigmatyczna
JAK WYGLĄDAŁ JEZUS?
Gdy w chwili refleksji zapytujemy siebie, jak właściwie wyglądał Jezus, odkrywamy, o dziwo, że ewangelie nic na ten temat nie mówią. A przecież Galilejczyk jest w nich wszechobecny, jest też centralną postacią wszystkich zawartych w nich przypowieści i anegdot. Wprawdzie góruje on w narracji nad otoczeniem swą suwerenną, nieziemską osobowością, ale poza tym jest, tak jak my wszyscy, człowiekiem zwyczajnym z jego ułomnościami i niedostatkami. Wędrując po ścieżkach Galilei i Judei, chętnie wdaje się w rozmowy z przygodnie napotkanymi ludźmi, bywa gościem w domach przyjaciół i znajomych, a nawet, jeżeli wierzyć Janowi, nie widzi w tym nic zdrożnego, by wziąć czynny udział w hucznym weselisku. Jak każdy śmiertelnik, cierpiał, łamał się i wpadał w wewnętrzne rozterki, a swój dramatyczny żywot przypieczętował straszliwą, męczeńską śmiercią na krzyżu.
Jeżeli nawet założymy, że ewangeliści nie pisali i nie mieli zamiaru pisać biografii Jezusa, to i tak wydaje się zastanawiające, że na temat jego wyglądu nie mają nic, ale to absolutnie nic konkretnego do powiedzenia. Nie mówią nam nawet aluzyjnie, czy był wysoki czy niski Wzrostem, czy urodziwy czy brzydki, jaki miał kolor włosów i oczu, jak się ubierał. Jezus w ich opowiadaniach jest odmaterializowany, zadziwiająco niewidoczny, jakby nakryty czapką niewidką.
Czy ten brak opisu Jezusa jest świadomie zamierzony? Wydaje się, że stanowi on dodatkowy dowód, potwierdzający teorię o źródłach i warunkach powstania ewangelii. Ich autorzy, jak to stwierdza wielu biblistów, nie byli naocznymi świadkami opisywanych wydarzeń i nie mieli żadnych wiadomości, jak Jezus wyglądał. Nie spisywali oni jego biografii, lecz byli kronikarzami otaczających ich wierzeń, jakie o nim krążyły wśród chrześcijan na rozległych obszarach świata rzymsko-greckiego; pisali w oderwaniu od rzeczywistości palestyńskiej, gdzie Jezus spędził życie i gdzie ongiś żyli ludzie, którzy znali go jako człowieka. Wizerunek jego, przewędrowawszy daleką drogę czasu i przestrzeni, dotarł do świadomości tych niezliczonych rzesz rozmiłowanych w nim helleńskich znawców, wysublimowany z cielesności, oślepiający blaskiem boskości. Jednym słowem: odczłowieczony.