Выбрать главу

O niektórych cechach powierzchowności Jezusa możemy pośrednio wnioskować drogą dedukcji z pewnych wersetów, pozornie nie mają­cych z tą sprawą nic wspólnego. Dlaczego na przykład Judasz musiał w Getsemani złożyć pocałunek na obliczu Jezusa, aby oprawcy arcykapłana mogli go rozpoznać? Nieodparcie nasuwa się tu myśl, że chyba dlatego, iż niczym specjalnie nie różnił się od innych Żydów jerozolimskich, że podobnie jak oni przedstawiał przeciętny typ Semity, tak że pod względem wyglądu zlewał się po prostu z otaczającym go tłumem.

Jezus, jak wiemy, nie był ascetą i lubił towarzystwo innych ludzi. Na pewno też nie chodził ubrany jak abnegat, skoro żołdacy rzymscy, trzymający straż pod krzyżem, uznali jego szatę za dość wartościową, by losować, komu ma ona przypaść na własność.

Trafną obserwację zawdzięczamy wielkiemu pisarzowi angielskiemu H.G. Wellsowi. W swojej monumentalnej Historii świata zwraca on uwagę, że Jezus rozpięty na krzyżu wyzionął ducha daleko wcześniej, niż to bywało z innymi skazańcami. Tak wcześnie, że gdy doniesiono o tym Piłatowi, miał wątpliwości, czy naprawdę umarł. Otóż Wells wysnuwa z tego faktu słuszny chyba wniosek, że Jezus musiał być z pewnością człowiekiem wątłej i słabowitej budowy ciała.

To, co między wierszami można wyczytać w księgach kanonicznych Nowego Testamentu składa się jednak w sumie na wizerunek Jezusa bardzo tylko mglisty i pełen niedomówień. Zbiorowa wyobraźnia jego wyznawców, złakniona wiedzy o Jezusie-człowieku, nie znosiła takiej próżni, toteż rychło zaczęła uzupełniać ten obraz bardziej życiowymi szczegółami. W ten sposób powstała tradycja o jego wyglądzie, z pewnością oparta częściowo na jakichś pogłoskach, które z Jerozolimy docierały do miast helleńskich.

Jak wyobrażały sobie Jezusa szerokie rzesze jego wczesnych wyznawców? Osobliwą rzeczą jest to, że wiadomość na ten temat zawdzięczamy jednemu z najzaciętszych wrogów chrześcijaństwa, znanemu nam już Celsusowi, przyja­cielowi cesarza Marka Aureliusza. A raczej nie jemu należy się nasza wdzięcz­ność, jako że jego pamflet nie dochował się do naszych czasów, lecz pisarzowi kościelnemu Orygenesowi, który w swej polemicznej replice Przeciw Celsusowi tak obficie cytuje swego adwersarza, że znamy dziś prawie wszystkie główne jego argumenty w brzmieniu niemalże dosłownym.

Oto co pisze Celsus w relacji Orygenesa: „Gdyby naprawdę duch boży gościł w jego ciele [Jezusa], należałoby przypuszczać, że wyróżniał się on od innych pięknością i wspaniałością ciała, jak też i krasomówstwem. Nie sposób bowiem uwierzyć, aby ten, w którego ciele jest coś boskiego, nie różnił się niczym od innych. Tymczasem ludzie mówią, że Jezus był niepokaźny wzrostem, zaś oblicze miał tak niefortunne, iż budził odrazę”.

Był to typowy pogląd człowieka starożytności: wychowany na mitologii greckiej i rzymskiej, nie mógł wyobrazić sobie, aby Bóg zamieszkał w ciele ludzkim, które by nie odznaczało się doskonałym pięknem. Brzydota Jezusa była dla niego niewątpliwym argumentem przeciwko jego boskości.

Czy istotnie ówcześni chrześcijanie wyobrażali sobie Jezusa tak jak to nam przedstawia Celsus? Owszem, potwierdza to w całej pełni pisarz kościelny Tertulian. W swoich polemicznych dialogach ze zwolennikiem Pawła i przeciw­nikiem Starego Testamentu Marcjonem tak oto opisuje Jezusa: „Postać jego pozbawiona była wszelkiej piękności i wdzięku. Zaiste, czyżby się znalazł taki śmiałek, który by uczynił najmniejszą skazę na ciele, gdyby ono obdarzone było pięknością nadzwyczajną i oświetlone jasnością niebieską? Któż by pokrył plwocinami oblicze, jeśliby brzydota, którą nałożył na siebie Jezus Chrystus i która uczyniła go przedmiotem pogardy w oczach ludzi, to oblicze nie przedstawiała jako na plwociny tylko zasługujące”.

Tertulian, co jest dla nas ogromnie ważne, ujawnia przy tej okazji źródło, skąd w owych czasach brano inspirację do przedstawienia wizerunku Jezusa w tak smętnych barwach. Okazało się, że mamy tu do czynienia z jednym z licznych przykładów jedynego w swoim rodzaju sposobu myślenia, o którym już w niniej­szej książce była mowa i któremu poświęcimy później więcej uwagi. Otóż ówcześni wyznawcy Jezusa, wierząc głęboko, że starotestamentowe proroctwa o Mesjaszu odnoszone do jego osoby musiały na pewno się spełnić w jego życiu, korzystali z nich w najlepszej wierze, aby zrekonstruować anegdotycznie te fragmenty jego żywota, o których nic nie wiedzieli lub które w ogóle nigdy nie istniały.

Tak więc Tertulian, malując wygląd zewnętrzny Jezusa, otwarcie powołuje się na słynny fragment Proroctwa Izajaszowego. W rozdziale 53 czytamy (według ks. J. Wujka): „A wystąpił jako latorośl przed nim, a jako korzeń ziemi spragnio­ny, nie ma krasy ani piękności. I widzieliśmy go, a nie było na co spojrzeć, i pożądaliśmy go. Wzgardzonego i najpodlejszego z mężów, męża boleści i znającego niemoc. A jakoby zasłoniona twarz jego i wzgardzona: skąd aniśmy go mieli zacz. Prawdziwe choroby on nasze nosił, a boleści nasze on odnosił. A myśmy go poczytywali za trędowatego, a od Boga ubitego i uniżonego”.

Wypada tu podkreślić, że wszyscy przed chwilą wymienieni pisarze żyli w drugiej połowie II wieku, a więc dawali wyraz wierzeniom pokolenia, które od śmierci Jezusa dzieliło okrągłe stulecie z okładem.

W epoce, kiedy przeciętny wiek człowieka był bardzo krótki, znaczyło to ogromny szmat czasu. Nie tylko więc bunt „hellenistów”, reformistyczna doktryna Pawła Apostoła i zburzenie Jerozolimy odcięło chrześcijan od tego, co naprawdę się działo w Galilei i Judei, ale także płynący nurt czasu, który rozmywa pamięć historyczną pokoleń, torując drogę legendzie. Taką właśnie legendą jest opisany przed chwilą wizerunek Jezusa, oparty na szerokiej i dowolnej interpretacji starotestamentowych proroctw.