Выбрать главу

Do jakiego stopnia obraz ten jest skomponowany z elementów imaginacyjnych, a zatem pozbawiony jakiejkolwiek podstawy źródłowej, pokazuje nam historyk Kościoła Euzebiusz. Opowiada on, jak to apostoł Juda Tadeusz w rozmowie z królem Edessy Abgarem opisuje Jezusa jako człowieka niskiego wzrostu, brzydkiego, o postawie potulnego mizeraka.

Św. Cyprian i św. Augustyn, mężowie przecież wykształceni, powtarzają za nim tę charakterystykę z rozbrajającą ufnością i powagą. A przecież cała rozmowa apostoła Judy Tadeusza z królem Edessy, jak też słowa, jakie Euzebiusz z właściwą sobie niefrasobliwością wkłada w usta tego pierwszego, uznano jednomyślnie za typowy apokryf, czyli, inaczej mówiąc, za wierutny wymysł. Ot, taka była wówczas łatwowierność wyznawców Jezusa.

Orygenes, polemizując z Celsusem, wychodził z założenia, że właśnie w brzy­docie Jezusa należy widzieć dowód jego boskości. Według niego w ten sposób uwidoczniła się w jego postaci supremacja ducha nad marnością ciała. Zresztą w tej właśnie koncepcji stał się on bliski i zrozumiały dla niezliczonych rzesz ówczesnych jego wyznawców, żyjących w ubóstwie i upośledzeniu. Był to Jezus stworzony na ich podobieństwo, ubóstwiany i ukochany, swoją niepozornością symbolizujący ich własny nędzny los życiowy.

Nadeszły jednak czasy, kiedy w umysłach chrześcijan zaczęły brać górę wyobrażenia rodem z mitologii grecko-rzymskiej; Jezus był Bogiem, a zatem musiał być mężem pięknej, szlachetnej powierzchowności. W chrześcijaństwie zakiełkowała po prostu od nowa pogańska idea doskonałej harmonii ciała i ducha. Początek nowej tendencji dał św. Jan Chryzostom wręcz oświadczając wbrew tradycji, że Jezus był piękny.

Najświetniejszy wyraz znalazła ta nowa tendencja w sztuce renesansu. Michał Anioł, żarliwy wyznawca platonizmu, przedstawił w Sądzie Ostatecznym w Ka­plicy Sykstyńskiej Jezusa jako młodzieńca bez brody, co spotkało się z ostrą krytyką wielu dostojników dworu papieskiego. Bardziej jeszcze uderzająca pod tym względem jest jego nie dokończona rzeźba, znajdująca się po lewej stronie ołtarza w kościele rzymskim S. Maria sopra Minerva. Chrystus przedstawiony jest tam jako nagi, harmonijnie zbudowany młodzian z krzyżem w ręku, przypominający bożka greckiego. Rzeźba wywołała burzę zgorszenia wśród pobożnisiów, wobec czego zaopatrzono ją w śmieszną opaskę z brązu. Wśród szerokich mas stała się jednak przedmiotem kultu, tak że jedną stopę trzeba było również pokryć warstwą brązu, aby uchronić marmur przed niezliczonymi pocałunkami wiernych.

Charakterystycznym świadectwem owej tendencji jest List Lentulusa. Jest to rzekomo sprawozdanie, złożone senatowi rzymskiemu przez prokonsula Pales­tyny. Oto co autor donosi swej władzy o Jezusie: „Człowiek ten ma postać prostą, średniego wzrostu, wspaniałą twarz, szlachetną. Patrzący nań mogą kochać go i bać się zarazem. Włosy ma koloru orzecha dojrzałego, spadają mu one gładko aż do uszu, a dalej wiją się w pierścieniach nieco jaśniejszych i połyskujących, na ramionach ma zwichrzone, na środku głowy rozdzielone – jak to jest we zwyczaju u Nazarejczyków; czoło ma jasne i pogodne, twarz bez zmarszczek i plam cechuje spokój i siła. Nic nie można zarzucić kształtowi nosa i ust, broda jest gęsta, barwy włosów, niezbyt długa, na środku rozdzielona. Spojrzenie proste i wnikliwe, a oczy niebiesko-zielone, jasne i żywe. Gdy gromi, jest straszny, gdy napomina – przyjazny i delikatny, radosny przy swej powadze. Czasem płakał, ale nigdy się nie śmiał. Postawa ciała wyniosła i prosta, ręce i ramiona pełne wdzięku, w rozmowie poważny, skromny i małomówny, tak że słusznie według proroka może być nazwany: Najpiękniejszy urodą z synów ludzkich”.

Taki oto panegiryk miał wypisywać wysoki urzędnik rzymski do swoich przełożonych w senacie. I dziwną rzeczą jest to, że całe wieki, nawet w niektó­rych kołach ludzi wykształconych, wierzono w autentyczność Listu Lentulusa, rozpowszechniano go bowiem często w druku ku zbudowaniu wiernych, z pełny­mi powagi komentarzami. Dziś wiadomo, że apokryf, albo raczej grubą nicią szyty falsyfikat, powstał dopiero w XIII wieku, a opublikowany został po raz pierwszy w 1474 r.

W związku z tą sprawą zasługuje na przypomnienie nader ciekawa postać, mianowicie Lorenzo Valla, humanista i sekretarz papieski za pontyfikatu Mikołaja V. Władza świecka papieża w Italii legitymowała się aktem nadania cesarza Konstantyna. Dokument ten, pisany na dużych arkuszach pergamino­wych złotymi literami i bogato zdobiony iluminacjami, jest przechowywany w Watykanie. Lorenzo Valla, który żył w pierwszej połowie XV wieku (1405 – 1457), ogłosił traktat, wykazując za pomocą ściśle naukowej analizy tekstowej i znajomości prawa rzymskiego, że ten brzemienny w historyczne skutki dokument jest podrobiony. Władza papieska w Italii była wobec tego uzurpacją.

Lorenzo Valla także jako jeden z pierwszych badaczy posłużył się w badaniach nad Biblią metodą krytyki tekstowej i odkrył w niej mnóstwo niezgodności. Jego racjonalistyczną metodę badań tekstów biblijnych przejął po nim wielki huma­nista Erazm z Rotterdamu.

Valla poznał się również na Liście Lentulusa i publicznie napiętnował go jako fikcję, jako twór czyjejś bujnej wyobraźni. Jednakże ten odważny i światły człowiek u samego boku papieża nie znalazł posłuchu: ludziom było zbyt przyjemnie i wygodnie wierzyć, że Jezus był takim, jakim przedstawia go w swoim sprawozdaniu dostojnik imperium rzymskiego, świadek bezstronny.

Jednakże najstarszy nurt portretowania Jezusa bynajmniej nie wygasł. Zależ­nie od potrzeb duchowych pokoleń chrześcijańskich odradzał się od nowa, szczególnie w głęboko przejmującej sztuce gotyckiej. Dzisiaj znajduje on swoje ucieleśnienie w rzeźbie ludowej, w świątkach, czyli w wystruganych w lipowym drzewie frasobliwych Jezusikach. Najsławniejszym przedstawicielem tej sztuki ludowej w Polsce był Wowro, góral beskidzki spod Wadowic, opiewany w poe­matach Emila Zegadłowicza.

Ciekawą rzeczą jest to, że sprawa fizycznego wyglądu Jezusa, ściśle mówiąc jego wzrostu, wypłynęła ponownie kilka lat temu. Asumpt do tych współczes­nych rozważań dał słynny, otoczony wielką czcią wiernych „całun turyński”, prześcieradło śmiertelne, w które podobno Józef z Arymatei miał owinąć ciało Jezusa Chrystusa. Na płótnie utkanym z nici lnianych widać zamazany zarys ciała ludzkiego rdzawego koloru. W 1898 r. pewien turyński fotograf sfotografował całun i wtedy wyszła na jaw rzecz rewelacyjna. Okazało się, że kontur jest negatywem, takim, jaki uzyskuje się na filmie za pomocą wywoływacza w ciemni. Odbicie w sposób już wyraźnie zarysowany ujawnia kontury nagiego, brodatego, dobrze zbudowanego mężczyzny od przodu i tyłu, z bliznami od gwoździ na rękach i nogach oraz z pręgami na plecach, których naliczono aż 125. Widać nawet ślad po ukłuciu lancą na klatce piersiowej i liczne ukłucia na czaszce, przywodzące na pamięć koronę cierniową. Należy tu jeszcze wyjaśnić, jak ten podwójny kontur powstał. Ciało położono na połowie prześcieradła, potem drugą, wolną połowę użyto jako nakrycie. W ten sposób powstało odbicie mężczyzny z przodu i z tyłu, stykające się ze sobą szczytami czaszki.