Выбрать главу

Mitra – jak się już powiedziało – to bóg perskiego reformatora religijnego Zaratustry, a magowie byli kapłanami tego kultu. W pomyśle Mateusza zaznacza się wyraźnie tendencja apologetyczna, wynikająca z potrzeby bronienia chrześ­cijaństwa przed wrogami i szydercami, oraz z pragnienia wykazania, że Jezusa uznali jako Zbawiciela nawet przedstawiciele tak wszechpotężnego kultu, jakim był w owych czasach mitraizm.

Niektórzy badacze zwracają uwagę na pewne wydarzenie polityczne, które swego czasu odbiło się wielkim rozgłosem w imperium rzymskim, a które przypuszczalnie stało się dodatkowym, bezpośrednim bodźcem naprowadzają­cym Mateusza na ideę o trzech królach. Opisują ten epizod dziejopisarze rzymscy Pliniusz Starszy, Tacyt, Swetoniusz i Dios Kasjusz. Otóż w 66 r. przybył do Rzymu Tyrydates, król Armenii, aby złożyć hołd Neronowi. Kapiące od złota stroje orszaku królewskiego oraz hojne dary, jakie ofiarował egzotyczny władca Neronowi, wryły się w sposób niezatarty w pamięć ludu. Wprawdzie bibliści katoliccy zaprzeczają, aby opisywane wydarzenie mogło wpłynąć na Mateusza, ponieważ według nich ewangelia jego została napisana parę lat przed 66 r., to jest w latach 51-60. Jednakże ostatnie badania naukowe ustaliły, że powstała ona dopiero około 80 r., a więc paręnaście lat po przyjeździe Tyrydatesa.

Powróćmy jednak jeszcze raz do naszych miłych zwierząt: wołu i osła. W ewangelii apokryficznej zwanej Pseudo-Mateuszem czytamy, że złożyły one hołd Dzieciątku Jezus, żeby się spełniło proroctwo Izajasza: „Poznał wół swego pana i osioł żłób pana swego...” (2,3), a także proroctwo Habakuka: „Wpośród dwóch zwierząt objawisz się...” (3,2).

Gdy jednak otworzymy Wulgatę, czyli łaciński przekład Biblii, to zauważymy, że odnośny werset u Habakuka brzmi inaczej, a mianowicie: „W pośrodku lat oznajmisz...” Wobec tego zaglądamy do Septuaginty, czyli przekładu greckiego, i oto okazuje się, że autor apokryfu z tego właśnie przekładu cytuje proroctwo. Wiadomo jednak, że jest to przekład błędny. Stajemy wobec tego w obliczu bardzo zabawnej rewelacji, że dwa te miłe zwierzęta, które przez wieki tyle uciechy sprawiały dzieciom i dorosłym, zawdzięczają swoje istnienie, jak zauważa Daniel Rops, nieporozumieniu.

Skoro obracamy się w krainie baśni, fantazji i pomyłek, warto skorzystać z tej okazji, by wstąpić do jednej z najstarszych bazylik rzymskich Santa Maria Maggiore, będącej od niepamiętnych czasów celem pielgrzymów z całego świata chrześcijańskiego. W głównym ołtarzu przechowywany jest żłobek betlejemski, w którym spoczywało Dzieciątko Jezus. W dniu 25 każdego miesiąca relikwię wystawia się na widok publiczny, a w wigilię Bożego Narodzenia obnosi się ją w uroczystej procesji naokoło kościoła.

Stwierdzono, że przedmiot adoracji składa się z pięciu fragmentów drzewa oliwnego, połączonych metalowymi taśmami, przy czym na jednej z taśm odkryto zamazany napis w języku greckim z okresu od VII do IX wieku, zawierający jakiś spis świętych Kościoła. Pochodzenia relikwii nie udało się zweryfikować, fragmentów drewna nie poddano badaniom metodą C14. Wiado­mo tylko, że po raz pierwszy pojawia się ona w spisie inwentarza pochodzącym z XI wieku, a więc z epoki masowego fabrykowania relikwii. W tym samym spisie figuruje także inna relikwia, mianowicie „Arka Przymierza”, co daje nam dużo do myślenia na temat autentyczności również Jezusowego żłobka.

Skoro jest tu mowa o świętach Bożego Narodzenia, nie uchodzi, abyśmy pominęli milczeniem naszego popularnego św. Mikołaja. Po śmierci dozna­wał on dość zmiennych i burzliwych kolei losu, ostatnio zaś zupełnie nie dopi­sało mu szczęście. Ma to związek z dekretem papieża Pawła VI, który skreślił z rejestru świętych bez mała 200 osobistości, ponieważ okazało się, że są one bądź tworem fantazji, bądź też z tych czy owych względów nie zasługiwały na ten zaszczyt.

Nawiasem mówiąc, przy tej sposobności wyszła na jaw niezmiernie przykra sprawa. Włoszech cieszyła się żarliwą czcią św. Filomena. W paru kościołach przechowywano jej relikwie, zaś hagiograficzne opisy jej pobożnego żywota ukazywały się w wydaniu książkowym w różnych językach. Gdy z polecenia papieża przebadano jej historię w dokumentach watykańskich, okazało się, że Filomena nigdy nie istniała. Wymyślił ją sobie przeor pewnego klasztoru, zbudował ołtarz przeznaczony specjalnie na przechowywanie jej relikwii i lanso­wał wśród wiernych wieści o cudownych wyleczeniach, jakie chorzy i ułomni jej zawdzięczali. Oczywiście napływ pielgrzymów stał się tak tłumny, że sprytny przeor osiągnął swój ceclass="underline" pusta dotychczas skarbona klasztorna co dzień napełniała się po brzegi.

Na szczęście nie jest tak źle ze św. Mikołajem, ponieważ istniał naprawdę. Tyle tylko, że chyba nie zasłużył na miano świętego, skoro papież tego tytułu go pozbawił. Mikołaj był w rzeczywistości skromnym biskupem licyjskiego miasta portowego Mira (albo Listra), skąd Paweł – jak wiemy – wyruszył w podróż morską do Rzymu jako więzień (Dz. Ap. 27,5). Mikołaj umarł w IV wieku, by rozpocząć tym razem nowe, choć pośmiertne życie. Z początku stał się opieku­nem licyjskich rybaków, ale później awansował na patrona Grecji i Rosji carskiej.

Gdy rozeszła się wieść, że jego prochy mają moc leczniczą, zyskał sobie sławę również w Italii. Latyńczycy łasi na wszelkiego rodzaju relikwie, postanowili posiąść je za wszelką cenę. W 1087 r. biskup Bari przy pomocy czterdziestu parafian po prostu podstępnie je wywiózł i złożył w jednym z kościołów w Bari, gdzie dotąd się znajdują. Miał przy tym nie lada szczęście, bo wenecjanie postanowili to samo zrobić, jednakże spóźnili się i na otarcie łez musieli zadowolić się prochami wuja św. Mikołaja.

Nie koniec na tym, nasz święty dopiero w Europie doczekał się prawdziwie błyskotliwej kariery. Objął bowiem funkcję, o której za życia nawet mu się nie śniło, funkcję radowania dzieci europejskich rozdawnictwem prezentów. I zda­wałoby się, że wszystko po wsze czasy ustaliło się w jego burzliwym życiu, a tu naraz ów niespodziewany despekt: wypadnięcie z rejestru świętych Kościoła.