Выбрать главу

Nadszedł jednak rychło drugi, hellenistyczny okres chrystianizmu, kiedy do wspólnot chrześcijańskich coraz liczniej napływali ludzie pochodzenia nieżydowskiego. Wobec tego stawała się coraz bardziej palącą kwestia ideowego usank­cjonowania tego obcego napływu. Znaleźli się więc nauczyciele i teologowie, którzy głosili, że jest to zgodne z wolą Jezusa, ponieważ miał się on po śmierci ukazać apostołom i polecić, by nawracali nie tylko synów Izraela, ale także pogan.

Tymczasem jest rzeczą oczywistą, że problem pogański powstał znacznie później, w parę lat po śmierci Jezusa. A niezbitym dowodem na to jest fakt, że spór o stosunek do pogan wybuchł dopiero wśród jego uczniów, między Jakubem, Piotrem, Pawłem i Barnabą. Gwałtowny przebieg tego sporu jest dostatecznym dowodem, że było to wówczas zagadnienie całkowicie nowe, niespodziane, narzucone przez odmienne warunki życia.

Jeżeli jednak taki spór zaistniał, o czym nie możemy mieć żadnej wątpliwości, to w takim razie wolno nam zapytać: dlaczego wymienieni apostołowie w ogóle się sprzeczali, skoro rzekomo istniał już w przedmiocie ich zatargu zdecydowany nakaz zmartwychwstałego Jezusa? Cóż, konkluzja jest jednoznaczna: w okresie, gdy Jakub, Paweł, Piotr i Barnaba się powaśnili na temat pogański, wersja o pośmiertnym nakazie Jezusa jeszcze nie istniała. Była to legenda, która zrodziła się w środowiskach chrześcijańskich znacznie później. Dość wcześnie jednak, aby Mateusz i Łukasz mogli ją uwzględnić w swoich ewangeliach.

Jezus był reformatorem religijnym, ale, powtarzamy, wyłącznie w ramach judaizmu. Walczył między innymi z bezdusznym, rygorystycznym formalizmem faryzeuszy, którzy w obronie Prawa stworzyli mnóstwo absurdalnych nakazów i restrykcji. Podczas szabatu nikt nie mógł podróżować, nosić szala, podnosić z ziemi ręcznika, gdy upadł, zerwać kłosa zboża, aby głód zaspokoić, a nawet wyciągnąć osła jucznego, gdy wpadł do rowu. Jezus protestował przeciwko tym bezmyślnym przepisom, usiłując szabatowi przywrócić jego pierwotny sens. Szabat jest dla ludzi, a nie ludzie dla szabatu – powiedział w jednej z dysput. Dla faryzeuszy, a także dla jego rodziny było to oświadczenie szokujące, heretyckie, buntownicze nawet.

Jego kontrowersja z legalistami miała inną jeszcze, ukrytą rację. Polegała ona, jak to podnosił niemiecki biblista Karl Barth, na żywej sympatii dla ubogich, cierpiących i wszelkich innych ludzi nieszczęśliwych, na głęboko odczutej odrazie do przekonania faryzeuszy, iż ubóstwo i cierpienie nie zasługuje na współczucie, bo jest karą za grzeszne życie.

Są to oczywiście tylko dwa aspekty wielkiej, epokowej działalności Jezusa, wystarczą jednak, aby zrozumieć, na czym polegała prawdziwa istota jego misji. Chodziło mu o przywrócenie religii ojców jej etycznego i prawdziwie ludzkiego sensu, o nawiązanie do chlubnej i strzelistej tradycji proroków. Idee jego, jakkolwiek dotyczyły tylko Żydów, były jednak równocześnie tak wszechogar­niające i znaczące w swej humanistycznej treści, że wykraczały poza ciasne granice żydowskie i nabierały wartości uniwersalnej.

Jezus, jak wiemy, jadał z celnikami i grzesznikami. Byli to jednak, pamiętać trzeba, zawsze tylko Żydzi. Nigdzie w ewangeliach nie ma najmniejszej nawet aluzji, aby tak jak to później w Antiochii zrobili Piotr, Paweł i Barnaba, kiedykolwiek zasiadł do stołu z poganami.

Nigdy też nie wypowiedział słowa w obronie ciężko pokrzywdzonej kobiety żydowskiej, tradycyjnie dyskryminowanej społecznie, pozbawionej praw ludz­kich i traktowanej przez mężczyzn jak własność rzeczową. Pod tym względem nie objawiał żadnych inklinacji reformistycznych. Osobiście jednak, w życiu codziennym, ostentacyjnie postępował na przekór temu starodawnemu obycza­jowi, odnosił się do kobiet po ludzku, podkreślał samym sposobem bycia, iż szanuje ich godność.

Tak na przykład pozostawał w przyjaznej zażyłości z siostrami Łazarza, z Marią i Martą, chętnie odwiedzał je w domu i wiódł z nimi długie rozmowy. Przeto Jan słusznie pisze, że Jezus „kochał Martę i siostrę jej Marię” (11,5). Nie wahał się także wziąć w obronę niewiasty winnej cudzołóstwa, a nawet, jeżeli dać wiarę typowo alegorycznej opowieści Jana, zaszczycił rozmową Samarytankę, spotkaną u Jakubowej studni. Jego postępowanie było na owe czasy tak nadzwyczaj wyjątkowe, że zdziwieni byli nawet jego najbliżsi uczniowie, którzy przecież powinni byli znać go lepiej, niż inni ludzie (J. 4,27).

Celnicy, grzesznicy, cudzołożnica i niewiasta znienawidzonego przez Żydów pochodzenia – było to niezbyt dobrane dla Jezusa towarzystwo. Nieżyczliwi współziomkowie nazwali go „żarłokiem i opojem, przyjacielem celników i grze­szników” (Łk. 7,34). Inni współmieszkańcy Nazaretu, którzy znali go od dzieciń­stwa i nie mieli pojęcia, jak niezwykle głębokie przemiany dokonały się w tym pospolitym na pozór synu rodziny ciesielskiej zapytywali ze zgorszeniem, jakim prawem wykłada on Pismo Święte, skoro, jak im było wiadome, nie otrzymał on żadnego pod tym względem przygotowania. „A przyszedłszy do ojczyzny swojej – pisze Mateusz – nauczał ich w synagogach, tak że zdumiewali się i mówili: Skądże mu ta mądrość i moc? Czyż nie jest to syn cieśli i czyż matki jego nie zwą Marią, a braci jego Jakubem i Józefem, Szymonem i Judą? A siostry jego, czyż nie wszystkie znajdują się wśród nas? Skądże mu tedy to wszystko? I gorszyli się z niego. A Jezus rzekł im: Prorok bez czci jest tylko w ojczyźnie swojej i w domu swoim” (13,54-57). Łukasz kończy ten incydent akcentem o wiele dramatyczniejszym, twierdzi bowiem, że mieszkańcy Nazaretu byli do tego stopnia oburzeni, że wypędzili Jezusa z miasta i usiłowali go zabić (4,29).

Wieści o tych incydentach musiały chyba docierać do rodzinnego domu Jezusa i odbić się tam nader przykrymi reperkusjami. Był to od pewnego czasu dom osierocony, porzucony przez głowę rodziny, jakim po śmierci Józefa był Jezus. Maria odczuła najprawdopodobniej boleśnie, że jej syn pierworodny wędruje po świecie i sieje wszędzie zgorszenie. To, co donosili jej pozostali synowie, a szczególnie Jakub, najżarliwszy spośród nich judaistyczny purysta, napawało ją serdeczną troską. Jezus głosił bowiem poglądy, które miały wszelkie znamiona odstępstwa od surowych zasad religijnych, jakie wpajała mu od dzieciństwa.

Trzeba tu zaznaczyć, że naszkicowana przed chwilą charakterystyka nie jest bynajmniej oparta na czczych domysłach, albowiem z Nowego Testamentu można wyczytać z całą pewnością, że rodzina Jezusa nie wierzyła w jego boskie posłannictwo, nie rozumiała ani jego osobiście, ani jego nauki, że wręcz nieprzyjaźnie przeciwko niemu występowała.