Inny werset tej samej ewangelii, jakkolwiek dość enigmatycznie zredagowany, pozwala nam domyślić się, że w związku z ową rywalizacją Jezus miał jakieś poważniejsze kłopoty. Z tej pełnej niedomówień informacji dowiadujemy się, że opuścił Judeę i skierował się do Galilei, ponieważ faryzeusze wyrażali niezadowolenie z tego, że „więcej uczniów zyskuje i chrzci niż Jan” (4,1-3).
Chwilami mamy wątpliwości, czy Jan Chrzciciel i Jezus w ogóle kiedykolwiek się spotkali. Wspominaliśmy poprzednio o drastycznej sprzeczności w ewangeliach, mianowicie, że naprzód Jan chrzci Jezusa, a w późniejszej narracji Jezus otrzymuje chrzest z anonimowych rąk dopiero wówczas, gdy Jan już siedział w więzieniu.
Mamy jednak u Mateusza i Łukasza inne sprzeczności, które nas w tych wątpliwościach jeszcze bardziej utwierdzają. Otóż obaj ewangeliści zgodnie opisują podniosłą scenę, kiedy Jan uznaje prymat Jezusa. „Tedy przyszedł Jezus – relacjonuje nam Mateusz – z Galilei nad Jordan do Jana, aby był ochrzczony przez niego. Ale Jan powstrzymał go, mówiąc: Ja winienem być ochrzczony przez ciebie, a ty idziesz do mnie?” (3,13-14). U Łukasza, wbrew temu zresztą, co ewangelista później twierdzi, Jan również uznaje wyższość Jezusa, oświadczając publicznie, iż nie jest godzien rozwiązać rzemyka u jego sandałów (3,15-16).
Z tych dwóch wersji wynika taki oto wniosek: Mateusz i Łukasz zapewniają nas, że Jan uznał wyższość misji Jezusa, czyli że wiedział, z kim ma do czynienia. Dla uważnego czytelnika będzie więc zapewne szokiem niemałym, gdy z późniejszych rozdziałów obu ewangelii wyczyta, że Jan będąc w więzieniu posłał do Jezusa dwóch swoich uczniów z zapytaniem następującym: „Tyś jest, który ma przyjść, czy też innego czekamy?” (Mt. 1 1,1-2; Łk. 7,19). Inaczej mówiąc, ni stąd, ni zowąd dowiadujemy się, że Jan nie wiedział, kim był Jezus.
Przyczyną owej kontuzji jest to, że poprzez warstwę propagandy przezierają tu i ówdzie szczątki prawdy historycznej, z którymi obaj ewangeliści jakoś nie potrafili sobie poradzić. A prawdą jest to, że od najdawniejszych czasów istniała sekta, która czciła tylko Jana Chrzciciela, a nie uznawała Jezusa. I musiała to być sekta dość prężna i liczna, skoro bardzo szybko rozkrzewiła się w diasporze żydowskiej i zdobywała nawet wyznawców wśród ludzi, którzy już byli chrześcijanami. Ewangelie synoptyczne niedwuznacznie ujawniają nam, że członkowie sekty tworzyli zamkniętą w sobie organizację, mieli bowiem swoje własne posty (Mt. 9,14; Mk. 2,18; Łk. 5,33), a nawet również odrębne modlitwy (Łk. 11,1).
Po śmierci Jana Chrzciciela jednym z kolejnych przełożonych sekty był niejaki Apollos, który z Aleksandrii przeniósł się wraz ze swoimi dwunastoma apostołami do Efezu. W Dziejach Apostolskich czytamy: „I pewien Żyd, imieniem Apollos, rodem z Aleksandrii, mąż wymowny i biegły w Piśmie, przybył do Efezu. Znał on już drogę Pańską i przemawiając z wielkim zapałem, nauczał gorliwie tego, co dotyczyło Jezusa, a wiedział tylko o chrzcie Jana. I począł odważnie przemawiać w synagodze. Gdy go posłyszeli Pryscylla i Akwila, wzięli go do siebie i wyłożyli mu dokładniej drogę Pańską” (18,24-26).
Relacja, jak łatwo spostrzec, jest dość niekonsekwentna. Według niej, Apollos miał nauczać o Jezusie, a z drugiej strony „wiedział tylko o chrzcie Jana”. Po co w takim razie trzeba było namawiać go na wiarę Jezusa, trudno zrozumieć. Chrześcijańska para małżeńska mimo to podjęła się tego zadania.
Podobno jej się to udało, wiemy jednak z Pierwszego listu do Koryntian, że wcale tak nie było. Oto, co pisze Paweł: „Doniesiono mi bowiem o was, bracia moi, przez ludzi Chloi, że kłótnie są między wami. A to mam na myśli, że każdy z was mówi: Ja jestem Pawła, a ja Apollosa, a ja Kefasa, ja znowu Chrystusa” (1,11-12).
W miastach helleńskich, jak stąd należy sądzić, istniała ostra rywalizacja między poszczególnymi ugrupowaniami wyznaniowymi, a wśród nich byli także czciciele Jana. Za czasów autora Dziejów Apostolskich walka ta bynajmniej nie wygasła; jej echem jest identyczny zabieg polemiczno-propagandowy, jaki synoptycy zastosowali wobec Jana Chrzciciela i Jezusa. Chodziło o udowodnienie, że sławetny, wykształcony Apollos wraz z całą sektą czcicieli Jana podporządkował się nauce Pawła.
Zależało im na szerzeniu tej opinii tym bardziej, że kult Jana Chrzciciela w miarę lat bynajmniej nie przygasał, lecz raczej wzrastał. Wzrastał szczególnie u Żydów, którzy zawsze uważali go za proroka żydowskiego. Józef Flawiusz donosi nam, że cała Judea była przekonana, iż klęska, jaką poniósł Herod Antypas z rąk nabatejskiego Aretesa, była karą za uśmiercenie Jana. Anachoreta wraził się w pamięć narodu żydowskiego tak głęboko, że wokół jego osoby powstawały różne legendy. Jedna z nich opowiada o tym, jak to wielki rabin, Gamaliel, spostrzegł głowę Jana płynącą nurtem Jordanu i powiedział: Podczas gdy ty chrzciłeś, utopiono ciebie, dlatego losem tych, którzy ciebie utopili, będzie, że również się utopią.
Kult ten znalazł podatny grunt także w chrześcijaństwie, a nawet w islamie. Podczas plądrowania Konstantynopola krzyżowcy zrabowali mnóstwo relikwii, między innymi aż dwie głowy św. Jana Chrzciciela. Znajdują się one obecnie w dwóch kościołach: w Soisson i w Amiens. Gdy potem Konstantynopol zdobyli Turcy, sułtan umieścił w swoim skarbcu i przechowywał z pietyzmem inne relikwie Jana: jedną dłoń i ułamek czaszki.
Trzeba jeszcze uświadomić sobie, że rytualny obrzęd chrztu, który wiąże się głównie z działalnością misyjną Jana, nie był w Palestynie czymś nowym. Nie był inicjacją do nowej religii, tym bardziej nie mógł być obrzędem wyłącznie chrześcijańskim. Stosowały go niektóre judaistyczne sekty, szczególnie zaś sekta esseńczyków mająca swoją siedzibę w Qumran, z którą Jan musiał mieć jakieś powiązania. Ale rodowód chrztu jest o wiele starszy, sięga bowiem aż trzeciego tysiąclecia p.n.e., kiedy nad Eufratem narodził się kult wody. Jak świadczy odkryta przez archeologów mozaika wyobrażająca boga rzeki Eufrat, trwał on aż do III wieku naszej, ery. Amerykański orientalista W.F. Albright na podstawie starożytnej ikonografii wykazał, że koncepcja chrztu, to jest ablucji duchowej przez zanurzanie w wodzie, jest pochodzenia mezopotamskiego. Chrzest był praktykowany ponadto w Egipcie, a także stanowił magiczny sposób szukania jedności z bóstwem w różnych helleńskich misteriach religijnych, między innymi w misterium eleuzyjskim i orfickim, jak i też w mitraizmie. Był to więc zwyczaj pogański, nierozerwalnie zrośnięty ze światem pojęć religijnych Bliskiego Wschodu.