Выбрать главу

Chrystianizm, pod naporem atawistycznych nawyków swoich nowych helle­nistycznych adeptów, dość wcześnie czuł się zmuszony przejąć chrzest do swego rytuału, nadając mu oczywiście własne teologiczne znaczenie. Nie wiemy jednak, kiedy ta synkreryzacja nastąpiła, bo jeśli chodzi o Nowy Testament, to wiadomości dotyczące tej sprawy są raczej chwiejne.

Tak na przykład w ewangeliach Mateusza i Marka Jezus co prawda poleca swym uczniom chrzcić, ale czyni to dopiero po zmartwychwstaniu, czyli pośmier­tnie. Przy czym dodać trzeba, że u Marka informacja ta znajduje się w części tekstu, która uznana została za późniejszą interpolację, nie napisaną przez najstarszego ewangelistę (Mt. 28,19; Mk. 16,16).

Tymczasem Jan podaje dwie wykluczające się wersje: raz twierdzi, że Jezus chrzcił w ziemi judzkiej, a drugi raz, że w ogóle nie chrzcił. Przy czym dodaje w tymże samym zdaniu, że chrzcili jego uczniowie, z czego można by wniosko­wać, że już w drugim pokoleniu chrzest jako obrzęd chrześcijański zaczął się przyjmować.

Najbardziej jednak frapujące jest to, co Paweł pisze w swoim Pierwszym liście do Koryntian. Oto, co tam czytamy: „Dziękuję Bogu, żem żadnego z was nie ochrzcił, jeno Kryspa i Gajusa, aby kto nie mówił, żeście w imię moje ochrzczeni. Ochrzciłem też i dom Stefanasa. Nadto nie wiem, czym jeszcze chrzcił kogo. Bo Chrystus nie posłał mię chrzcić, ale głosić Ewangelię...” (1,14-17). Paweł, jak z tych słów wolno nam wnioskować, nie przywiązywał szczególnej wagi do chrztu, sam zaś chrzcił niechętnie i tylko dorywczo. Nie bez słuszności powołuje się tu także na Jezusa, który przecież, jak wiadomo, bardzo krytycznie odnosił się do wszelkich formalistycznych, zewnętrznych obrzędów religijnych.

Protagonistom chrześcijańskim, a także ewangelistom zależało na tym, aby zamazać filiacje pogańskie chrztu i eksponować mocno jego genetyczne związki z judaizmem, gdzie dzięki esseńczykom miał on bogate tradycje. W ten sposób powstała wersja o Janie Chrzcicielu jako prekursorze Jezusa. Cała jego historia podporządkowania się nowemu Mesjaszowi przypuszczalnie ma charakter typowego mitu etiologicznego, który ex post tłumaczył i sankcjonował obecność chrztu w chrześcijaństwie.

D.F. Strauss w swojej słynnej monografii o Jezusie pisze, że Jan Chrzciciel był ascetą i posępnym odludkiem, podczas gdy Jezus miał usposobienie pogod­ne, lubił towarzystwo ludzi, nie pościł i nawet pił wino. Nie sposób wyobrazić sobie – pisze dalej – aby ów asceta i chmurny prorok mógł uznać jako istotę wyższą Jezusa, który był jego przeciwieństwem.

Pozwala nam to zrozumieć, dlaczego od samego początku istniała sekta wyznawców Jana, tak zwana sekta joannitów. Utrzymywała się ona bardzo długo niezależnie od gmin chrześcijańskich i jeszcze w II stuleciu mowa jest o niej w kronikach jako o jednej z uznanych sekt w ramach judaizmu. Wybitny biblista R. Bultmann identyfikuje ją z późniejszą sektą mandejczyków, znaną w literatu­rze pod nazwą baptystów lub hemerobaptystów. Mandejczycy, aczkolwiek tylko w liczbie dwóch tysięcy członków, istnieją do dnia dzisiejszego. Mieszkają nad dolnym Eufratem w Zatoce Perskiej i mają swoje własne pisma święte, w których Jan Chrzciciel jest nazwany prawdziwym, a Jezus fałszywym proro­kiem. 

NA GÓRZE OLIWNEJ 

Gdyby ktoś próbował wytyczyć na mapie drogi, którymi Jezus wędrował nauczając i uzdrawiając chorych, przekonałby się, że jest to całkiem niemożliwe. Mimo że chodzi tu o niezmiernie doniosły okres Jezusowego żywota, autorzy Nowego Testamentu nie potrafili uniknąć skrajnego zamętu. Z jednej strony synoptycy, a z drugiej strony Jan Ewangelista – to dwie odmienne wersje, wobec których czytelnik staje właściwie bezradny, nie wiedząc, komu dać wiarę.

Jeżeli ewangeliści w czymkolwiek są zgodni, to jedynie tylko w tym, że kariera publiczna Jezusa rozpoczęła się w Nazarecie i skończyła w Jerozolimie. Nato­miast wszystkie ich relacje, które mieszczą się między tymi antypodami jego życia, nie pokrywają się ze sobą.

Synoptycy twierdzą, że jedynym obszarem działalności Jezusa była Galilea. Jeżeli przekraczał jej granice, to tylko sporadycznie i przeważnie pod przymu­sem, chroniąc się przed zbytnią natarczywością tłumów lub faryzeuszy. Tak na przykład trzy razy przeprawiał się na wschodni brzeg jeziora Genezaret, raz dotarł aż do północnej granicy kraju i zatrzymał się w Cezarei Filippi, przebywał także w fenickich miastach Tyr i Sydon.

Należy jednak podkreślić, że przed swoim triumfalnym ostatecznym wjazdem do Jerozolimy nigdy nie był w relacji synoptyków w tym mieście ani w ogóle w Judei. Gdy zatem go aresztowano, stawiano przed trybunałem Sanhendrynu i przed Piłatem, gdy go bito i ukrzyżowano, jerozolimczycy musieli go chyba uważać za człowieka obcego i w dodatku przybysza z pogardzanej, buntowniczej Galilei.

Natomiast Jan Ewangelista opowiada nam zgoła coś innego, coś, co jest jakby odwróceniem sytuacji. Według niego Jezus owszem nauczał także w Galilei, jednakże głównym terenem jego działalności była Judea. Tam głosił swoje nauki, tam uzdrawiał i wskrzesił Łazarza, tam miał przyjaciół i potykał się z antagonistami. I należy jeszcze zwrócić uwagę na to, że właśnie do Galilejczy­ków, którzy według synoptyków mieli nastawać na jego życie, chroni się przed agresywnością Żydów judzkich.

Gdy Jezus wkraczał triumfalnie w mury Jerozolimy, nie zjawiał się tam w relacji Jana po raz pierwszy w życiu. Bawił tam już poprzednio aż cztery razy z okazji różnych świąt żydowskich. Przebywał ponadto w Betanii i dłuższy czas ukrywał się przed kapłanami w Efrem, miasteczku położonym na skraju pustyni judzkiej. Gdy bywał w Jerozolimie, bynajmniej nie unikał ludzi, lecz wiele czasu spędzał na dziedzińcu świątyni otwarcie głosząc swoją naukę, z czego wynika, że nie mógł być tam osobistością nieznaną.