Выбрать главу

Było już prawie południe, kiedy Herb Anderson nasycił się kawą z whisky i wyszedł z domu na poszukiwanie następnego statku.

Z narożnego sklepu spożywczego Catherine przyglądała się, jak jej ojciec wychodzi, po czym pośpiesznie zatelefonowała do swojej kuzynki Bobbi Schumaker i wróciła do domu, żeby się spakować.

Podobnie jak Catherine, Bobbi studiowała na pierwszym roku na Uniwersytecie Minnesota, lubiła jednak mieszkać z rodziną. Dom kuzynki, tak różny od domu Catherine, był dla niej schronieniem w czasie dorastania, gdyż obie dziewczynki były przyjaciółkami i towarzyszkami od urodzenia. Nie miały przed sobą sekretów.

Godzinę później, podskakując na drodze w żółtym volkswagenie Bobbi, Catherine odczuła ulgę, że w końcu udało się jej uciec z domu.

– Jak poszło? – Bobbi rzuciła jej z ukosa spojrzenie przez ogromne okulary w szylkretowych oprawkach.

– Wczoraj wieczorem czy dzisiaj rano?

– W obu wypadkach.

– Nie pytaj. – Catherine ze znużeniem oparła głowę i zamknęła oczy.

– Tak źle?

– Myślę, że Forresterowie byli zaskoczeni, kiedy mój stary tam wpadł. Boże, szkoda, że nie widziałaś tego domu, to naprawdę coś.

– Czy zaproponowali, że zapłacą za wszystko?

– Clay zaproponował – przyznała Catherine.

– Powiedziałam ci, że tak zrobi.

– A ja ci powiedziałam, że odmówię. Bobbi wydęła usta.

– Dlaczego musisz być tak cholernie uparta? To także jego dziecko!

– Powiedziałam ci – nie chcę, żeby kiedykolwiek miał nade mną jakąś władzę. Gdyby zapłacił, mógłby uważać, że ma jakieś prawa.

– Nie myślisz racjonalnie! Przydałoby ci się trochę pieniędzy. Jak zapłacisz za drugi semestr?

– Tak jak za pierwszy. – Usta Catherine zacisnęły się w zdecydowaną linię, którą Bobbi tak dobrze znała. – N a d a l mam maszynę do pisania i maszynę do szycia.

– A on ma miliony ojca – odparowała sucho Bobbi.

– Och, daj spokój, Bobbi, nie są tak bardzo bogaci.

– Stu mówi, że śpią na pieniądzach. Mają ich tyle, że parę nędznych tysięcy nie ma dla nich znaczenia.

Catherine wyprostowała się i wysunęła brodę.

– Bobbi, nie chcę się kłócić. Mam dość awantur.

– Słodki stary wuj Herb znowu wstąpił na ścieżkę wojenną, co? – zapytała Bobbi ze słodyczą w głosie. Catherine skinęła głową. – Cóż, zyskałaś przynajmniej tyle, że nie będziesz musiała już tego znosić. – Kiedy Catherine nadal milczała, Bobbi powiedziała weselszym głosem: – Wiem, co myślisz, Cath, ale nie rób tego. Twoja matka wybrała wiele lat temu i to jej problem, czy będzie z tym żyła, czy to jakoś rozwiąże.

– On wpadnie we wściekłość, kiedy odkryje, że wyjechałam, i wszystko skrupi się na niej. – Catherine z ponurą miną wyglądała przez okno.

– Nie myśl o tym. Ciesz się, że udało ci się stamtąd wyrwać. Gdyby to się nie zdarzyło, zostałabyś tam na zawsze, żeby ją chronić. Poproszę mamę, żeby wpadła do was dziś wieczorem, tak że twoja nie będzie z nim sama. Posłuchaj, Cath, najważniejsze, że się stamtąd wyrwałaś. – Rzuciła na kuzynkę spojrzenie brązowych oczu i dodała z uśmiechem: – Wiesz, w pewnym sensie jestem wdzięczna Clayowi Forresterowi.

– Bobbi! – W niebieskich oczach Catherine pojawił się wesoły błysk przygany.

– Cóż, jestem. – Bobbi wyrzuciła ręce w górę, po czym ponownie schwyciła kierownicę. – Niezły ambaras.

– Obiecałaś, że nie powiesz Clayowi i nie zapominaj o tym! – przypomniała jej Catherine.

– Nie bój się – ode mnie się nie dowie, nawet jeśli uważam, że powinnaś postąpić inaczej. Połowa dziewcząt na uniwersytecie zrobiłaby wszystko, żeby wykorzystać sytuację, w której się znalazłaś, a ty kierujesz się dumą!

– Pobyt w Horizons jest darmowy. Wszystko będzie dobrze. – Catherine ponownie z rezygnacją spojrzała przez okno.

– Ale ja chcę, żeby ci było lepiej niż dobrze, Cath. Czy nie widzisz, że czuję się odpowiedzialna? – Bobbi wysunęła rękę, żeby dotknąć ramienia kuzynki, i ich spojrzenia ponownie się spotkały.

– Nie jesteś odpowiedzialna. Ile razy mam ci to powtarzać?

– Przedstawiłam cię Clayowi Forresterowi.

– Owszem, ale to wszystko, co zrobiłaś, Bobbi. Sama się w to wpakowałam.

Kłóciły się na ten temat wiele razy. Zawsze potem Bobbi czuła się smutna i przygnębiona.

– On będzie o ciebie pytał – powiedziała cicho.

– Musisz po prostu skłamać i powiedzieć, że nie wiesz, gdzie jestem.

– Nie podoba mi się to. – Usta Bobbi skrzywiły się w grymasie.

– Mnie także się nie podoba, że muszę zostawić matkę, ale takie jest życie, jak lubisz powtarzać.

– Pamiętaj tylko, żeby się trzymać tego, co postanowiłaś, kiedy będzie cię kusiło, żeby się poddać i zobaczyć, jak jej się wiedzie.

– To właśnie mnie niepokoi. Będzie się zamartwiała, biedaczka.

– Tylko przez jakiś czas. Pocztówki ją przekonają, że dobrze ci się wiedzie, a twój stary nie będzie cię szukał na uniwersytecie. Nie ma sposobu, żeby się dowiedział, że nadal jesteś w mieście. Jak tylko dziecko się urodzi, będziesz znowu mogła zobaczyć się z matką.

Catherine zwróciła na kuzynkę błagalne spojrzenie.

– Ale ty będziesz do niej wpadała, żeby zobaczyć, jak się miewa, i… dasz mi znać, czy u niej wszystko w porządku, prawda?

– Powiedziałam ci, że tak, więc się odpręż, i pamiętaj… że jak mama zda sobie sprawę, iż miałaś dość odwagi, by się spakować i go zostawić, sama może zdobędzie się na taki krok.

– Wątpię w to. Coś ją tu trzyma… coś, czego nie rozumiem.

– Nie usiłuj zrozumieć świata i jego problemów, Cath. Masz dość własnych.

Od chwili kiedy Catherine po raz pierwszy zobaczyła Horizons, poczuła się spokojna. Był to wielopokojowy, potwornie brzydki dom z przełomu wieków. Wokół niego biegł obszerny ganek, nie zadaszony, ozdobiony frędzlami przez kolejnych mieszkańców. Rośliny zwieszające się z kwietników wyglądały na zwarzone, jakby je dopadł późnowrześniowy przymrozek, podobnie jak klony rosnące wzdłuż alejki. Z ganku wchodziło się do obszernego holu, oddzielonego od salonu kolumnami pomalowanymi na pożółkły kolor kości słoniowej. Schody po lewej stronie korytarza tworzyły w drodze na górę dwa zakręty. Bogato rzeźbiona poręcz i toczone balaski świadczyły o dawno minionej świetności. Salon i zarazem jadalnia przypominały słoneczną, wygodną jaskinię. Barwne światło sączyło się przez stare witraże, malując pokój kolorami ametystu, granatu, szafiru i szmaragdu. Promienie padały przez kwietny wzór, niezmiennie od osiemdziesięciu lat albo i dłużej. Szerokie deski podłogowe i boazeria zostały jakimś cudem zachowane. W pokoju stała sofa i krzesła obite tapicerką o bardzo różnych wzorach, które w jakiś sposób wydawały się tu bardziej odpowiednie niż najstaranniej wybrany komplet. Krzesła otaczały stoły o wytartych blatach. Raził jedynie telewizor, teraz wyłączony, kiedy Catherine i Bobbi stanęły w holu, patrząc, jak trzy dziewczyny sprzątają pokój.

Jedna z nich klęczała sortując gazety, druga czyściła odkurzaczem podłogę, trzecia odkurzała stoliki. Jakaś dziewczynka pochylała się nad stołem jadalnym, przy którym z łatwością mogła się pomieścić cała futbolowa drużyna Minnesoty. Nagle wyprostowała się, położyła dłoń na swoim krzyżu i odgięła się do tyłu, pokazując wystający duży brzuch. Nie miała więcej niż pięć stóp wzrostu i jej piersi nie były jeszcze w pełni rozwinięte. Mogła mieć mniej więcej trzynaście lat, a była już przynajmniej w ósmym miesiącu ciąży. Gdy spostrzegła Catherine i Bobbi, na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech.