– Sama mogę pójść. – Jej głos był opanowany. – Nie potrzebuję twojej pomocy.
Z wystudiowanym spokojem wstała i opuściła pokój, zostawiając go klęczącego na środku, z poczuciem pustki.
Od tej chwili Catherine zaczęła spędzać wieczory w gościnnym pokoju. Albo szyła sobie sukienkę, albo przepisywała coś na maszynie, ustawionej na stoliczku do kart, który przeniosła do tego pokoju. Kiedy musiała się uczyć, również robiła to w pokoju gościnnym. Niczym krab pustelnik schowała się do swojej skorupy.
Po kilku wieczorach jej nieustającego stukania w maszynę Clay stanął w drzwiach, przyglądając się jej plecom i zastanawiając się, jak ma się do niej odezwać.
– Ostatnio bardzo dużo piszesz na maszynie. Czy profesorowie są tacy wymagający?
Nawet się nie odwróciła.
– Zarabiam. Przepisuję na maszynie prace semestralne.
– Jeśli potrzebujesz pieniędzy, dlaczego nie powiedziałaś? – zapytał ze zniecierpliwieniem.
– Chcę utrzymać biegłość w pisaniu na maszynie.
– Masz przecież dość pracy ze studiami i prowadzeniem domu, bez brania sobie dodatkowych zajęć.
W końcu spojrzała przez ramię.
– Myślałam, że uzgodniliśmy, iż nie będziemy się wtrącać w swoje życie prywatne.
Ściągnął usta w prostą, ostrą linię. Catherine wróciła do pracy.
Następnego wieczoru, kiedy znowu siedziała przy maszynie, usłyszała trzaśniecie drzwi. Jej palce znieruchomiały zawieszone nad klawiaturą. Nadsłuchiwała. W końcu wstała i sprawdziła w salonie i kuchni, stwierdziła jednak, że Clay wyszedł. Westchnęła i wróciła do pokoju gościnnego. Poczuła się jednak niezmiernie samotna.
Wrócił do domu około dziesiątej, nie tłumacząc się, gdzie był, a Catherine nie zapytała. Potem od czasu do czasu też wychodził wieczorami, gdyż wolał nie widzieć jej obojętności ani nie siedzieć samotnie w salonie, nadsłuchując stukotu maszyny do pisania albo do szycia.
Pewnego wieczoru zaskoczył ją, wracając do domu wcześniej niż zazwyczaj i jeszcze w kurtce wszedł do jej kryjówki.
Rzucił na stolik książeczkę czekową, a ona spojrzała na niego pytająco. Clay pochylił się lekko w bok, z rękami wsuniętymi do kieszeni kurtki, w jego oczach i włosach odbijały się refleksy światła lampy.
– Co to jest? – zapytała. Spojrzał na nią.
– Skończyły mi się czeki i musiałem zmienić książeczkę. – Spojrzała na czarną plastikową oprawkę i otworzyła ją. – Zawarliśmy układ – powiedział Clay – że będę cię utrzymywał.
Spojrzała na ich imiona wydrukowane obok siebie na niebieskim prostokącie czeku i nie wiadomo czemu przypomniała sobie zaproszenie ślubne. Podniosła wzrok, lecz jego twarz była nieprzenikniona.
– Ale nie na zawsze – odparła. – Niedługo będą mi potrzebne pieniądze i rekomendacje od zadowolonych klientów. Chcę przyjmować te zlecenia.
Przestąpił z nogi na nogę. Jego głos zabrzmiał trochę ostrzej.
– A ja chcę, żebyś znowu pojawiała się wieczorami w salonie.
– Mam pracę, Clay. – Odwróciła się do maszyny i zaczęła szybko uderzać w klawisze. Clay zostawił książeczkę czekową tam, gdzie leżała, i wściekły wyszedł z pokoju.
Catherine oparła łokcie na maszynie i ukryła twarz w dłoniach, wytrącona z równowagi jego postępowaniem, przestraszona – tak bardzo przestraszona – że jej uczucia do niego zachwieją jej postanowieniem. Pomyślała o przyszłym lecie, o rozłące nie do uniknięcia i ponownie zaczęła zaciekle uderzać w klawisze.
Pokój gościnny wkrótce zapełnił się jej rzeczami: ryzami papieru i stosami maszynopisów leżących na podłodze obok wykrojów i ścinków materiału, a także podręcznikami i pracami seminaryjnymi.
Nadeszły ferie świąteczne. Catherine zaszyła się na dobre w swojej norce, pisząc na maszynie. Clay spędzał większość czasu w bibliotece wydziału prawa, otwartej przez siedem dni w tygodniu i dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Pewnego wieczoru wrócił do domu tuż przed kolacją, zmęczony surową prawniczą lekturą, suchymi wywodami i biblioteczną ciszą. Powiesił płaszcz i nadstawił ucha, czy z gościnnego pokoju nie dobiegnie go jakiś dźwięk. Wszędzie jednak panowała cisza. Zaniepokojony poszedł na górę, zajrzał do zagraconego i ciemnego pokoju. Zszedł na dół i znalazł liścik: „Gover urodziła przedwcześnie. Jadę do Horizons”. Podpisała się po prostu „C.”
W domu panowała martwa cisza, kiedy nie było Catherine. Clay zrobił sobie kanapkę i podszedł do rozsuwanych przeszklonych drzwi, stanął przy nich i jedząc patrzył na śnieg. Żałował, że nie mają choinki, Catherine jednak nie chciała jej kupować. Powiedziała, że nie mają żadnych ozdób, by przystroić drzewko. Pomyślał, z jakim chłodem odsunęła się od niego, zastanawiał się, jak ona może tak odgrodzić się od wszelkich uczuć i dlaczego to robi. W jego środowisku wszyscy spotykają się pod koniec dnia w domu, siadają razem gawędząc przy obiedzie, czasami w tym samym pokoju oglądają telewizję lub czytają książki, dotrzymując sobie milcząco towarzystwa. Bardzo brakowało mu olbrzymiej choinki, która stanowiła nieodzowny element świąt Bożego Narodzenia w domu rodziców, brakowało kominka, ciotek i wujów wpadających w odwiedziny, prezentów, dekoracji, którymi matka przyozdabiała cały dom. Po raz pierwszy w życiu zapragnął, by święta szybko nadeszły i równie szybko przeminęły.
Wziął ze sobą kanapkę i poszedł na górę, by przebrać się w dres. Zatrzymał się w drzwiach do ciemnego pokoju, wszedł do środka i zapalił lampkę na stoliku. Dotknął klawiszy maszyny, przeczytał kilka słów z kartki, którą zostawiła w wałku, i rzucił okiem na papiery pokrywające blat.
Nagle przestał żuć, gdy zauważył ciemny róg zeszytu wystający spod stosu kartek. Oblizał palce, wysunął zeszyt i otworzył go na zapisanej pismem Catherine stronie.
„Clay znowu wyszedł dziś wieczorem…”, przeczytał. Wsunął zeszyt pod kartki papieru, tam gdzie go znalazł, odgryzł duży kęs kanapki z sałatką z tuńczyka i zamyślił się. Kusił go ten zeszyt, gdy tak wystawał spod papierów. Powoli odłożył pusty talerz, zlizał z palców resztki majonezu. W końcu poddał się i położył pamiętnik na maszynie.
„Clay znowu wyszedł dziś wieczorem, ale wrócił wcześniej niż poprzednim razem. Staram się nie myśleć, gdzie chodzi, ale nie całkiem mi się to udaje. Kiedy go nie ma, czuję się samotna, ale lepiej nie przyzwyczajać się do jego obecności. Dzisiaj powiedział coś o kupnie choinki, ale chociaż tak bardzo jej pragnę, to jaki to ma sens? Ustanowimy jeszcze jedną tradycję, której zaniechamy w przyszłym roku. Ubrany dziś był w brązową sztruksową kurtkę, tę, którą miał na sobie kiedy…”
W tym miejscu przerwała pisanie.
Clay usiadł na jej krześle, wpatrując się w napisane słowa, mając okropne poczucie winy, że je przeczytał, ale mimo to przeczytał je ponownie. Wyobraził ją sobie siedzącą w tym pokoju, ukrytą przed nim, zapisującą swe sekretne myśli. Raz po raz odczytywał jej słowa: „Ubrany dziś był w brązową sztruksową kurtkę, tę, którą miał na sobie, kiedy…” i zastanawiał się, co by napisała, gdyby dokończyła to zdanie. Nigdy nic nie mówiła na temat jego ubiorów. Nigdy nie przyszło mu na myśl, że ona zwraca uwagę na to, co on ma na sobie. Jednak to…
Zamknął oczy, przypomniawszy sobie, jak powiedziała, że nie może znieść, kiedy ją dotyka. Otworzył znowu pamiętnik i przeczytał: „Ubrany dziś był w brązową sztruksową kurtkę, tę, którą miał na sobie, kiedy…” Czy brązowa kurtka wiązała się z jakimiś przyjemnymi dla niej wspomnieniami? Clay przypomniał sobie ich kłótnie z powodu Jill. Przeczytał ponownie: „Kiedy go nie ma, czuję się samotna”.