– Jeśli chcesz, odwieziemy cię do domu – zaproponował Claiborne.
– Cóż, to zależy od Cathy. Catherine usłyszała, jak Clay mówi:
– Catherine może pojechać ze mną. Rzuciła mu gniewne spojrzenie, ale on spokojnie zapinał płaszcz, jakby wszystko już zostało postanowione.
– Mam własny samochód – rzuciła.
– Jak chcesz. Możesz pojechać ze mną jeśli masz ochotę, a później podrzucę cię tutaj, żebyś mogła zabrać swój samochód.
Odezwała się w niej dawna Catherine, zagrał w niej ten impuls, który kazał zwalczać pociąg, jaki czuła do Claya. Nowa Catherine była jednak pewniejsza siebie i postanowiła nie walczyć i cieszyć się jego obecnością.
– Dobrze – zgodziła się. – Nie ma sensu zużywać niepotrzebnie benzyny.
Uśmiechając się do pozostałych, Clay powiedział:
– Do zobaczenia na miejscu. I Catherine poczuła, że mocno ujmuje jej łokieć i przytula do swego ciepłego boku.
Na zewnątrz zawodził wiatr, tworząc w dolinach pomiędzy wysokimi budynkami wiry. Catherine z przyjemnością poczuła lodowate ukłucia na rozpalonych policzkach. Doszli do rogu i czekali na zmianę świateł. Catherine zapatrzyła się w czerwony krążek po drugiej stronie ulicy, czuła jednak na sobie wzrok Claya. Wyciągnęła rękę, by postawić kołnierz płaszcza, ale zaplątał się on w długi angorowy szalik owinięty wokół szyi, i Clay sięgnął rękaw rękawiczce, by jej pomóc. Poprzez te wszystkie warstwy jego dotyk nadal wywoływał gęsią skórkę wzdłuż kręgosłupa Catherine.
– Zostawiłem samochód na parkingu – powiedział Clay, ujmując ją za ramię, kiedy przechodzili przez wietrzną ulicę.
Ten dotyk sprawił, że przeszły ją ciarki. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc milczała i jedynym słyszalnym dźwiękiem był odgłos ich kroków na chodniku. Clay skierował ją w dudniący echem loch podziemnego parkingu, o podłodze lepkiej od oleju. Catherine poślizgnęła się, zatoczyła, ale Clay w porę ją podtrzymał.
– Nic się nie stało?
– Nie, ale zima to nie najlepsza pora roku na wysokie obcasy.
Clay spojrzał na zgrabne kostki jej nóg, w myślach nie zgadzając się z nią.
Przy windzie puścił jej ramię, nachylił się, by nacisnąć guzik, a kiedy czekali i cisza stawała się nie do zniesienia, przygarbili się, drżąc z zimna, jeszcze bardziej przenikliwego w tym betonowym mroku. Przyjechała winda i Clay cofnął się, przepuszczając Catherine. Nacisnął pomarańczowy guzik. Nadal nic nie mówili, i Catherine pożałowała, że nie potrafi paplać na zawołanie, gdyż w ciasnej windzie to, że są blisko siebie, wprawiało oboje w zakłopotanie.
Clay patrzył na światełka, które oznaczały mijane piętra.
– Jak się ma Melissa? – zapytał, jakby zwracając się do tych światełek.
– Świetnie. Uwielbia swoją opiekunkę, a ona twierdzi, że jest bardzo zadowolona i szczęśliwa u nas.
Brzęczenie windy przypominało odgłos piłowania.
– Jak się ma Jill? Clay spojrzał ostro na Catherine, wahając się tylko przez chwilę, zanim odpowiedział:
– Jill ma się świetnie, a w każdym razie mówi, że jest bardzo zadowolona i szczęśliwa.
– A ty? – Serce Catherine waliło jak oszalałe. – Co ty jej mówisz?
Dojechali na właściwy poziom. Drzwi się otworzyły. Żadne z nich się nie poruszyło. Do windy wdarło się mroźne powietrze, oni jednak stali tam nadal, nieświadomi niczego, wpatrzeni w siebie.
– Samochód stoi po prawej stronie – powiedział, zaniepokojony dziwnym uczuciem w klatce piersiowej.
– Przepraszam, Clay, nie powinnam była o to pytać – powiedziała gwałtownie Catherine, idąc spiesznie obok niego. – Masz wszelkie prawa pytać o Melissę, ale ja nie mam żadnego, by pytać cię o Jill. Myślę jednak o tobie i mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy. Chcę, żebyś był.
Zatrzymali się obok corvetty. Clay pochylił się, by otworzyć drzwi samochodu. Wyprostował się i spojrzał na Catherine.
– Staram się. W drodze do „The Mullion” oboje przypomnieli sobie ten poprzedni raz, kiedy ją tam zabrał. Nagle Catherine wydało się dziecinadą że zaczęli czuć się tak nieswojo ze sobą.
– Czy ty także myślisz o tym, o ostatnim razie, kiedy tam byliśmy? – zapytała.
– Nie chcę o tym mówić.
– Jesteśmy już dorośli, Clay. Powinniśmy umieć się z tym uporać.
– Wiesz, zmieniłaś się, Catherine. Pół roku temu najeżyłabyś się i zachowywała tak, jakby pójście tam ze mną czymś ci groziło.
– Wówczas czułam się zagrożona.
– A teraz już nie?
– Nie jestem pewna, o co pytasz. Czy chodzi ci o to, że czuję się zagrożona przez ciebie?
– Nie tylko przede mną się broniłaś. Także przed innymi rzeczami, miejscami, okolicznościami i własnymi obawami. Sądzę, że już z tego wyrosłaś.
– Ja też tak sądzę.
– Pozwolisz, że teraz ja zapytam ciebie – jesteś szczęśliwa?
– Tak. A wiesz, co na to wpłynęło?
– Co? – Rzucił jej spojrzenie z ukosa i zobaczył, że mu się przygląda w zanikającym świetle późnego popołudnia.
– Melissa – odparła cicho. – Nieskończenie wiele razy patrzyłam na nią i walczyłam z pokusą, by do ciebie zatelefonować i podziękować ci za to, że mi ją dałeś.
– Dlaczego tego nie zrobiłaś? Tak długo nie spuszczał z niej wzroku, że zastanawiała się, jak to możliwe, iż samochód nie zjechał jeszcze z jezdni. Catherine nieznacznie wzruszyła ramionami, co miało znaczyć, że nie ma na to gotowej odpowiedzi. Clay odwrócił głowę, patrząc teraz na drogę, i ten znajomy obraz uderzył ją z zapierającą dech siłą: jego profil, dłoń niedbale trzymająca kierownicę, łatwość, z jaką prowadził samochód. Jak dobrze to pamiętała. Pozwoliła ponieść się impulsowi i nagle przechyliła się ku niemu, i na krótką chwilę przyłożyła usta do jego policzka.
– To za nas obie, za Melissę i za mnie. Ponieważ uważam, że jest równie wdzięczna, że ma mnie, jak ja, że mam ją. – Catherine szybko usiadła wyprostowana w swoim fotelu i ciągnęła: – I wiesz co, Clay? Jestem cudowną matką. Nie pytaj mnie, jak to się stało, ale wiem, że tak jest.
Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
– Jesteś bardzo skromna. Catherine z zadowoleniem rozsiadła się w fotelu.
– Niewiele jest rzeczy, w których jestem dobra, ale to, że jestem świetną matką dla Melissy, jest… jest wspaniałe. Trochę mi trudniej, kiedy zaczęły się zajęcia na uczelni, ale domowe prace i porządki mogą poczekać, dla niej zawsze muszę znaleźć czas. Gdy zajęcia się skończą, nie będę już taka zabiegana.
Pocałunek więc był jedynie pocałunkiem dziękczynnym. Było oczywiste, że życie Catherine jest pełne i szczęśliwe. Miała wszystko. Clay słuchał, jak opowiada mu o tym, i czuł żal, że nie potrafiła odczuwać tego spełnienia, kiedy mieszkała z nim. Gdy powiedziała, że umawia się na randki, poczuł ukłucie zazdrości, do której nie miał już prawa.
– Jak to jest? – zapytał.
– Cudownie! – Wyrzuciła ręce w górę. – Po prostu cudownie! Mogę oddawać pocałunki bez najmniejszego poczucia winy. Czasami nawet sprawia mi to przyjemność.
Spojrzała na niego z figlarnym błyskiem w oczach i oboje wybuchnęli śmiechem. Clay chciał zapytać o te pocałunki, które z nim wymieniała, ale nie zapytał.
Spędzili w „The Mullion” ponad dwie godziny. Angela dowiedziała się wszystkiego o zabawkach Melissy, jej ząbkach i szczepieniach. Przez cały czas Catherine zachowywała się na ten swój nowy, swobodny sposób. Clay niewiele mówił, przyglądając się jej, porównując z dawną Cath. I podświadomie porównując ją z Jill. Zastanawiał się, czy umawia się z jednym mężczyzną czy z kilkoma. Postanowił, że zapyta o to, kiedy będzie ją odwoził.
Gdy jednak nastała pora rozstania, Catherine udowodniła, że bardziej po drodze będzie jej z Angela i Claiborne'em, pojechała więc z nimi do miasta.