Выбрать главу

Lera westchnęła i popatrzyła na Wiktora.

Naprawdę spał! Oczy miał zamknięte, na ustach błąkał się uśmiech…

– No coś ty? – Lera leciutko szturchnęła Wiktora i chłopak zaczął się przewracać, lecieć głową prosto na stalową burtę. Lera krzyknęła, zdążyła go chwycić (co się dzieje, czemu jest taki bezwolny?!) i położyć z powrotem na drewnianej ławie.

Na jej krzyk natychmiast przybiegł jeszcze jeden pracownik – czarny płaszcz, gumowe kły, czarno-czerwone policzki. Zręcznie wskoczył do łódki.

– Coś się stało pani przyjacielowi, miss? – Chłopak był bardzo młody, mógł być rówieśnikiem Lery.

– Tak… nie… nie wiem! – Zajrzała pracownikowi w oczy, ale on sam był stropiony. – Niech mi pan pomoże! Trzeba go wynieść z łódki!

– Może to serce? – Chłopak się pochylił, wziął Wiktora za ramiona – i szybko cofnął ręce, jakby się poparzył. – Co się dzieje? Co za głupie żarty? Światło! Dajcie światło!

Potrząsał i otrzepywał dłonie, z których spadały ciemne krople. A osłupiała Lera patrzyła na nieruchome ciało Wiktora. Zapłonęło światło – rażąco białe, wypalające cienie, przemieniające rozrywkę w żałosną farsę.

Ale farsa skończyła się razem z rozrywką.

W szyi Wiktora ziały dwie otwarte rany z wywiniętymi brzegami. Z tych niesamowicie głębokich ran krew sączyła się powoli, niczym ostatnie krople keczupu z przewróconej butelki. Tuż nad tętnicą – jakby zadane dwiema brzytwami… albo dwoma ostrymi kłami…

I wtedy dopiero Lera zaczęta krzyczeć. Przenikliwie, głośno, zamykając oczy i wymachując rękami, jak mała dziewczynka, która widziała, jak ciężarówka przejeżdża jej ukochanego kotka.

W końcu w każdej kobiecie, nawet najbardziej dorosłej, mieszka mała, przestraszona dziewczynka.

ROZDZIAŁ 1

– Jak zdołałem to zrobić? – zapytał Heser. – I czemu ty nie zdołałeś?

Staliśmy na środku bezkresnej szarej równiny. Gdy patrzyło się na cały krajobraz, wzrok nie rejestrował barw, lecz wystarczyło przyjrzeć się pojedynczemu ziarnku piasku, a zaczynało ono płonąć złotem, purpurą, lazurem i zielenią. W górze, na niebie zastygła biel i róż, jakby rzekę mlekiem i miodem płynącą przemieszano z powidłowymi brzegami i wylano na nieboskłon.

Wiał wiatr i było zimno. Na czwartej warstwie Zmroku zawsze jest mi zimno, ale to indywidualna reakcja. Heserowi, przeciwnie, było gorąco. Twarz mu poczerwieniała, po czole spływały krople potu.

– Dlatego że brak mi Siły – powiedziałem. Twarz Hesera spurpurowiała.

– Zła odpowiedź! Jesteś Wyższym magiem. Zostałeś nim przypadkiem, ale zostałeś. Dlaczego Wyższych magów nazywa się również magami poza kategoriami?

– Dlatego że różnica Siły jest między nimi tak nikła, że ciężko stwierdzić, kto jest silniejszy, a kto słabszy – mruknąłem. – Ja to rozumiem, Borysie Ignatjewiczu. Ale brakuje mi Siły. Nie zdołam wejść na piątą warstwę.

Heser spojrzał pod nogi. Podważył piasek noskiem pantofla, podrzucił. Zrobił krok do przodu – i zniknął.

Co to ma być? Rada?

Podrzuciłem piasek przed sobą. Zrobiłem krok, usiłując pochwycić swój cień. Cienia nie było.

Nic się nie zmieniło. Pozostałem na czwartej warstwie. W dodatku robiło się coraz zimniej – para mojego oddechu nie rozpływała się jak biały obłoczek, lecz zamieniała w kłujące igiełki, które spadały na piasek.

Odwróciłem się. Z psychologicznego punktu widzenia łatwiej znaleźć wyjście z tyłu. Zrobiłem krok i wyszedłem na trzeci poziom Zmroku, w bezbarwny labirynt nadgryzionych zębem czasu kamiennych płyt, nad którymi szarzało niskie, nieruchome niebo. Na kamieniach ścieliły się wyschnięte łodygi, przypominające zmarznięty powój.

Kolejny krok. Druga warstwa Zmroku. Kamienny labirynt przykryły splecione gałęzie.

Jeszcze jeden. Pierwsza warstwa. Już nie kamień, lecz ściany i okna. Znajome ściany moskiewskiego biura Nocnego Patrolu – w jego zmrokowej postaci.

Ostatnim wysiłkiem wypadłem ze Zmroku do rzeczywistego świata, prosto do gabinetu Hesera.

Rzecz jasna, szef już siedział w fotelu. Chwiejąc się, stanąłem przed nim.

Jakim cudem mnie wyprzedził? Przecież wszedł na piątą warstwę, gdy ja zacząłem wychodzić ze Zmroku!

– Gdy zobaczyłem, że ci nie wychodzi – powiedział Heser, nie patrząc na mnie – od razu wyszedłem ze Zmroku.

– Z piątej warstwy do rzeczywistego świata? – Nie mogłem ukryć zdumienia.

– Zgadza się. Co cię tak dziwi?

Wzruszyłem ramionami. Nic mnie nie dziwi. Jeśli Heser zechce mnie zaskoczyć, będzie mógł przebierać w możliwościach Nie wiem bardzo wielu rzeczy. I to…

– Jest przykre – dokończył Heser. – Siadaj, Gorodecki.

Usiadłem naprzeciwko niego, złożyłem ręce na kolanach, a nawet spuściłem głowę, jakbym czuł się winny.

– Anton, zwykle mag osiąga swoją potęgę we właściwym czasie – powiedział szef. – Dopóki nie staniesz się mądrzejszy, dopóty nie będziesz silniejszy. Dopóki nie będziesz silniejszy, nie opanujesz Wyższej magii. Dopóki nie opanujesz Wyższej magii, nie będziesz się pchał do niebezpiecznych miejsc. Twoja sytuacja jest unikatowa. Trafiłeś pod… – skrzywił się -…zaklęcie Fuaran. Zostałeś Wyższym magiem, mimo braku przygotowania. To prawda, posiadasz Siłę i umiesz nią kierować… To, co przedtem przychodziło ci z trudem, teraz nie stanowi dla ciebie problemu. Jak długo przebywałeś na czwartej warstwie Zmroku? A teraz siedzisz tu jak gdyby nigdy nic! Ale to, czego nie umiałeś wcześniej…

Zamilkł.

– Nauczę się, Borysie Ignatjewiczu – powiedziałem. – Przecież wszyscy wiedzą, że robię znaczne postępy. Olga, Swietłana…

– Robisz – zgodził się Heser. – Nie jesteś przecież kompletnym idiotą, żeby się nie rozwijać. Ale teraz przypominasz mi niedoświadczonego kierowcę, który pół roku jeździł żiguli i nagle przesiadł się do wyścigowego ferrari. Nie, gorzej! Do wywrotki ważącej dwieście ton, która się wspina po serpentynie, wyjeżdżając z kamieniołomu… a tuż obok ciebie jest stumetrowa przepaść! A na dole jeżdżą inne wywrotki. Jeden fałszywy ruch, jeden zbyt gwałtowny skręt kierownicy, jedno drgnięcie nogi na pedale, a odbije się to na wszystkich!

– Rozumiem. – Skinąłem głową. – Ale przecież nie pchałem się do Wyższych, Borysie Ignatjewiczu. To pan posłał mnie w pogoń za Kostią…

– Nie mam do ciebie pretensji i próbuję cię wielu rzeczy nauczyć. – Heser westchnął. I niekonsekwentnie dodał: – Chociaż kiedyś odmówiłeś bycia moim uczniem!

Nic nie powiedziałem.

– Naprawdę nie wiem co zrobić… – Heser zabębnił pacami po leżącej przed nim teczce. – Posyłać cię na codzienne zadania?

„Uczennica widziała bezdomnego-wilkołaka”, „Na Butowie pojawił się wampir”, „Czarownica naprawdę czaruje”, „W mojej piwnicy rozlega się tajemniczy stuk”… To bez sensu. Z takimi bzdurami poradzisz sobie czystą Siłą i niczego się nie nauczysz. Zostawić cię, żebyś gnił przy biurku, przy papierkowej robocie? Sam tego nie chcesz. No?…

– Przecież pan mnie zna, Borysie Ignatjewiczu – odparłem. – Niech mi pan da prawdziwe zadanie. Takie, żebym musiał się rozwijać.

W oczach Hesera błysnęła iskierka ironii.

– Aha, już. Zorganizuję ci napad na specjalny magazyn Inkwizycji. Albo wyślę do szturmu biura Dziennego Patrolu.

Przesunął w moją stronę leżącą na stole teczkę.

– Masz, czytaj.

A sam otworzył dokładnie taką samą i pogrążył się w studiowaniu zapisanych odręcznym pismem kartek ze szkolnego zeszytu.