Выбрать главу

– Zerowa – powiedziała z zachwytem Arina. – Absolutna Czarodziejka…

– Przez pięć minut nie będę miał do was głowy – oznajmiłem, patrząc na nich. – A potem…

– Mam „Kulę minojską” – odezwał się Edgar prosząco. – Możemy?

– Będą was szukać – oznajmiłem. – I pamiętajcie, że ja też będę was szukał. Ale teraz macie pięć minut. Tylko dlatego że oni prosili mnie, żebym wybaczył.

– Co chcesz zrobić? – spytała Arina.

– Chcę zrobić to, o czym marzyli ci, którzy odeszli… Dać im śmierć. Ponieważ nie może być zmartwychwstania bez śmierci.

Edgar zmrużył oczy. Otworzył torebkę na pasie, wyjął małą kościaną kulkę, podał Arinie. Była wiedźma przyjęła ją w milczeniu.

– Pomóż i mnie, Jasny – poprosił Edgar. – Co ci zależy?

– Jesteś obwieszony czarami obronnymi jak choinka światełkami. Jak mam ci pomóc?

– Ja mu pomogę – odezwała się Arina. – A ty rób swoje.

Nie wiem, co zrobiła. Zauważyłem tylko, że poruszyła wargami. Edgar uśmiechnął się, jego twarz stała się piękna i niemal młoda. Potem nogi się pod nim ugięły i padł na bruk.

– A ty nie masz zamiaru się ubezcieleśnić… – zauważyłem. – Co z ciebie za Jasna?

– Przecież cel i tak został osiągnięty – odparła Arina. – Ci, którzy odeszli, otrzymają to, czego pragnęli!

Pokręciłem głową. Spojrzałem na zamek, znowu zamknąłem oczy.

– Oddaję telefon – powiedziała Arina. – Nie potrzeba mi cudzych rzeczy.

A potem za moimi plecami niegłośno pękła „Kula minojska”, otwierająca portal, którego nie da się potem prześledzić. Dziwna z niej była Ciemna, dziwna wyszła Jasna.

Nagle usłyszałem muzykę – cichą, delikatną. Arina włączyła umieszczony w telefonie odtwarzacz. Przypadkiem? A może celowo, dając do zrozumienia, że zna się na technice lepiej, niż sądziłem?

Tak samo wyszli z nigredo jak ja, no i ty, I idą po świecie, nie wiedząc o niczym. W lustro spoglądają, z siebie się naśmiewają – tak! Wyszli z nigredo, nie wiedząc o niczym. Ciemnego ukarzą, kredą łeb wymażą, Jasnego schwytają, w sadzy uwalają. Czy ktoś będzie krzyczał? Niby tak jak ja i ty wyszli z nigredo, Nie wiedząc o niczym.

Na kapryśnej dłoni linia linię goni, A jak się spotkają, okaleczają się. Lecz co można począć? Niby tak jak ja i ty wyszli z nigredo, Nie wiedząc o niczym…

Cóż, to już dużo, gdy się udaje wyjść z nigredo. Nieważne, czy jesteś Ciemnym, czy Jasnym, masz szansę kontynuować swoją drogę. Tylko przez nigredo, przez rozpad i rozkład można pójść dalej. Do syntezy. Do stworzenia czegoś nowego. Do albedo.

Pradawne kamienie na szczycie skały czekały.

Sięgnąłem do nich. Zaklęcia, słowa, rytuały nie były potrzebne. Należało tylko wiedzieć, do czego sięgać i o co prosić.

Merlin zawsze zostawiał sobie furtkę. Nawet wybierając się do raju dla Innych, brał pod uwagę, że skradziony raj może się okazać piekłem.

„Wypuść ich” – poprosiłem, nie wiedząc, do kogo się zwracam. „Wypuść ich, proszę. Czynili zło, które było złem, i dobro, które w zło się obracało. Ale przecież wszystko ma swój czas i swój koniec. Wypuść ich…”.

Twierdza nad miastem jakby odetchnęła. Krążące na niebie ptaki zeszły niżej. Mgła zaczęła się rozpływać. Ostatni promień zachodzącego słońca padł na miasto z obietnicą powrócenia ze świtem.

Poczułem, jak ścisnęły się i drgnęły wszystkie warstwy świata, zobaczyłem, jakby na jawie, jak przewracają się kamienne posągi na płaskowyżu demonów w Uzbekistanie. Jak rozpływają się w Zmroku Inni, którzy odeszli tam po ubezcieleśnieniu… z ulgą i nieśmiałą nadzieją.

Teraz oddychało się lżej.

– Tato, mogę już popatrzeć? – zapytała Nadia. – Chociaż jednym oczkiem?

– Możesz – odparłem i wreszcie usiadłem; nogi ostatecznie odmówiły mi posłuszeństwa. – Teraz trochę odpocznę i wrócimy do domu… Zaprowadzisz mnie krótką drogą?

– Zaprowadzę – przyznała Nadia.

– Chociaż nie. Wiesz co, nie chcę krótką – poprawiłem się nagle. – Jakoś nie lubię krótkich dróg. Polecimy samolotem?

– Hura! – zawołała Nadia. – Samolotem! A wrócimy tu jeszcze kiedyś?

Popatrzyłem na nią i uśmiechnąłem się. Może zdołam ją nauczyć, że trzeba się bać prostych decyzji i krótkich dróg?

– Na pewno – obiecałem. – Naprawdę myślałaś, że to był ostatni patrol?

Listopad, 2005 rok

Siergiej Łukjanienko

***