Выбрать главу

Myron odsunął się od niej.

– Nie rozumiem.

– Już powiedziałam, szlachetny z ciebie chłop. Pomyślał o rodzinie Brendy Slaughter, o tym, jak to wszystko się skończyło, i znów coś w nim pękło.

– Od studiów upłynęło mnóstwo czasu – rzekł cicho.

– Nie zmieniłeś się.

– Zdziwiłabyś się, jak bardzo.

– Wciąż szukasz sprawiedliwości, przyzwoitości, logicznych zakończeń. Nie odpowiedział.

– U Clu tego nie znajdziesz. Nie był szlachetny.

– Nie zasłużył, żeby go zabito.

– Uratuj przyjaciółkę, Myron – powiedziała Bonnie, kładąc mu dłoń na ramieniu. – A Clu sobie daruj.

10

Myron wjechał dwa piętra wyżej do serca firmy maklerskiej Lock – Horne. Wyczerpani biali, cząsteczki uwijające się jak w ukropie – rosnąca z każdym rokiem liczba zatrudnionych tu kobiet i przedstawicieli mniejszości etnicznych była wciąż żałośnie mała – pędzili we wszystkie strony z życiodajnymi pępowinami szarych telefonów przy uszach. Natężenie hałasu i otwarta przestrzeń przywodziły na myśl kasyno w Las Vegas, choć noszone tu tupeciki wydawały się lepszej jakości. Pokrzykiwano z radości i udręki. Tracono i zdobywano pieniądze. Rzucano kości, puszczano w ruch koła, rozdawano karty. Maklerzy cały czas z respektem zerkali na tablicę elektroniczną, śledząc kursy akcji tak pilnie, jak hazardziści czekający na zatrzymanie się koła ruletki albo jak starożytni Izraelici wypatrujący Mojżesza i jego kamiennych tablic.

Były to okopy finansjery, skupisko uzbrojonych żołnierzy, z których każdy próbował przeżyć w świecie, gdzie zyski poniżej sum sześciocyfrowych oznaczały tchórzostwo i prawdopodobnie śmierć. Terminale komputerowe mrugały wśród nawały żółtych kartek samoprzylepnych. Wojownicy pili kawę, grzebiąc oprawione w ramki rodzinne zdjęcia pod wulkaniczną lawą analiz rynkowych, zestawień finansowych i sprawozdań spółek. Nosili białe koszule zapinane na guziki i tradycyjne krawaty, marynarki zaś wieszali porządnie na oparciach krzeseł, tak jakby krzesłom było ciut za zimno lub wybierały się na lunch do ekskluzywnej Le Cirque.

Win oczywiście siedział gdzie indziej. Generałowie w tej wojnie – finansowi magowie, wielcy producenci, wpływowe osoby et cetera – kwaterowali na obrzeżach, w biurach z oknami, całkowicie odcinając piechocie dostęp do nieba, świeżego powietrza i podobnych coraz powszechniej dostępnych dobrodziejstw.

Myron ruszył pochyłym, wyłożonym dywanem przejściem, zdążając do narożnego biura po lewej. Win siedział tam zazwyczaj sam. Lecz nie dziś. Kiedy Myron wsadził głowę w uchylone drzwi, w jego stronę obróciło się grono ludzi w garniturach. Spore grono. Nie umiał powiedzieć ilu, sześciu, może ośmiu. Jak w inscenizacji wojny secesyjnej, tworzyli szaro – granatową plamę przetykaną czerwienią krawatów i chustek. Najbliżej biurka Wina, w skórzanych fotelach koloru burgunda, siedzieli, raz po raz kiwając głowami, starsi dystyngowani jegomoście z wymanikiurowanymi dłońmi i spinkami w mankietach koszul. Młodsi, ściśnięci na kanapach pod ścianą, z pochylonymi głowami pisali w żółtych notatnikach z takim przejęciem, jak gdyby Win zdradzał im tajemnicę wiecznego życia. Co jakiś czas podnosili wzrok na starszych, popatrując jakby na własną świetlaną przyszłość, na którą składały się w gruncie rzeczy wygodniejsze siedzisko i mniej notowania.

Ich tożsamość zdradzały żółte notesy. Byli prawnikami. Starsi brali prawdopodobnie przeszło czterysta zielonych za godzinę, młodsi dwieście pięćdziesiąt. Myron odpuścił sobie arytmetykę, głównie ze względu na trud policzenia osób w garniturach. Nieważne. Firmę maklerską Lock – Horne stać było na ten wydatek. Redystrybucja bogactw – czyli wprawianie w ruch pieniędzy bez tworzenia lub produkowania czegokolwiek nowego – przynosiła krocie. Myron Bolitar, agent sportowy, marksista.

Win klaśnięciem w dłonie odprawił zebranych. Wstali wolno, z ociąganiem – prawnikom, podobnie jak panienkom z sekstelefonów, płaci się od minuty, bez gwarancji zadowolenia – i opuszczali rzędem gabinet. Starsi najpierw, młodsi za nimi, niczym japońskie panny młode. Myron wszedł do środka.

– Co się dzieje? – spytał.

Win dał mu znak, żeby usiadł, zagłębił się w fotelu i złożył dłonie koniuszkami palców.

– Zaniepokoiła mnie sytuacja – odparł.

– Wyjęcie gotówki przez Clu?

– Tak, po części. – Win zastukał koniuszkami palców o siebie, wskazujące oparł na dolnej wardze.

– Bardzo zmartwiłem się połączeniem w jednym zdaniu słów „wezwanie do sądu” i „Lock – Horne”.

– Dlaczego? Nie masz nic do ukrycia. Win lekko się uśmiechnął.

– To znaczy?

– Udostępnij im swoje akta. Masz wiele zalet, Win. Główną z nich jest uczciwość.

– Jesteś bardzo naiwny, Myron.

– Słucham?

– Moja rodzina prowadzi firmę maklerską.

– I co z tego?

– To, że wspomnianą firmę może zniszczyć najlżejsze pomówienie.

– Przesadzasz.

Win wygiął brew i przyłożył dłoń do ucha.

– Pardon?

– Daj spokój, Win. Na Wall Street nigdy nie brak skandali. Ludzie ledwie je zauważają.

– Te skandale dotyczą głównie spekulacji.

– I co z tego?

Win spojrzał na Myrona.

– Udajesz głupiego? – spytał.

– Nie.

– Spekulacje to całkiem inna sprawa.

– Jak to?

– Naprawdę mam ci to wyjaśniać?

– Tak myślę.

– No, dobrze. Streszczając rzecz do minimum: spekulacja to oszustwo albo kradzież. Moich klientów nie obchodzi, czy oszukuję lub kradnę, dopóki na tym zarabiają. W istocie większość z nich najpewniej poparłaby machlojki, gdyby tylko nabiły im one portfele. Jeśli jednak ich doradca finansowy majstruje przy ich kontach osobistych albo, nie daj Boże, wplątuje własną firmę w coś, co daje rządowi prawo do wglądu w jej akta, klienci słusznie stają się nerwowi.

Myron skinął głową.

– Rozumiem, w czym problem.

Win zabębnił palcami w biurko, co świadczyło o dużym wzburzeniu. Trudno uwierzyć, ale po raz pierwszy wydawał się lekko wytrącony z równowagi.

– Zaangażowałem do pracy nad tą sprawą trzy firmy prawnicze i dwie od PR.

– Jakiej pracy?

– Zwyczajnej. Zdobycia poparcia polityków, sporządzenia pozwu przeciwko prokuraturze okręgowej Bergen o oszczerstwo i pomówienie, pozytywnego nastawienia mediów, zbadania, którzy z sędziów będą zabiegać o reelekcję.

– Innymi słowy, komu się opłacić? Win wzruszył ramionami.

– Jak go zwał, tak zwał.

– Ale nie zażądali od ciebie jeszcze wglądu w akta?

– Nie. Chcę wykluczyć taką możliwość, zanim jakiemuś sędziemu wpadnie ten pomysł do głowy.

– Może powinniśmy przejść do ofensywy.

Win rozłączył palce. Jego duże mahoniowe biurko było tak wypolerowane, że odbijał się w nim niczym w lustrze, jak gospodyni domowa z dawnej reklamy płynu do zmywania naczyń, piejąca z zachwytu na widok swego odbicia w talerzu.

– Słucham cię – powiedział.

Myron zrelacjonował rozmowę z Bonnie Haid. Opowieść przerywał mu kilka razy czerwony bat – telefon na komodzie – drugi, oprócz samochodu Batmana, ulubiony rekwizyt Wina ze starego serialu z Adamem Western, tak przezeń uwielbiany, że trzymał go pod szklanym kloszem na ciasto. Dzwonili głównie prawnicy. Do uszu Myrona docierał adwokacki popłoch, wylewający się ze słuchawki na biurko. Nie dziwiło to ani trochę. Windsor Home Lockwood Trzeci nie należał do ludzi, których chciałeś zawieść. Win zachował spokój. Jego kwestie streszczały się w zasadzie do jednego słowa: ile?