— Diabli by to wzięli, książę, nałóż hełm. Z prawej mamy łuczników!
— Dopiero po was, szlachetny panie! — wyszczerzył zęby tamten i zakręciwszy mieczem młynka nad głową, wykrzyczał zachrypniętym od wydawania rozkazu głosem: — Dol Amroth i Łabędź!
— Rohan i Biały Koń! — odpowiedział Eomer, a za ich plecami już rozrósł się we wspaniałe stacatto jednolity grzmot tysięcy kopyt: rohańscy i dolamrodscy jeźdźcy ruszyli do ostatniego ataku — po zwycięstwo lub śmierć.
9
Wiadomo powszechnie, że piechota Wastaków to nie trolle — po uderzeniu Eomera Wastakowie rozlecieli się niczym kręgle i połyskujący klin jazdy Zachodu z chrzęstem przełamał pancerze mordorskiego obronnego szyku. Nieco później w tyły Mordorczyków uderzył inny klin — ostrze resztek szarej falangi Aragorna zamknięte w oprawę z gondorskich pancernych. Około szóstej wieczorem kły te zamknęły się na ciele Armii Południe, blisko jej obozu. Na tym bitwa jako taka zakończyła się, a zaczął się pogrom: olbrzymie ognisko powstałe w miejscu parku techniki oblężniczej, wychwytywało z gęstniejącego zmierzchu a to ugrzęzły w błocie orokueński wózek z rannymi, a to naszpikowanego strzałami mumaka, miotającego się po polu i gniotącego swoich oraz cudzych.
Eomer, który w tym zwycięskim bałaganie natknął się na Aragorna, i przy akompaniamencie radosnych okrzyków ceremonialnie obejmował swego współtowarzysza-dowódcę, zauważył pędzącego ku niemu jeźdźca — owego nieśmiałego kometa. Chłopak, uczciwie mówiąc, był zuchem — śmiało można go było podać do nagrody. Gdy Rohirrimowie spotkali w pobliżu mordorskiego obozu resztki jazdy Południowców, zetknął się z porucznikiem Haradrimów i, ku ogólnemu zdziwieniu, zwalił z siodła czarnoskórego giganta i zerwał z niego purpurową pelerynę ze Smokiem — tę właśnie, którą teraz triumfalnie machał nad głową. Kornet stanął o dziesięć kroków od po ojcowsku przyglądających mu się wodzów, zerwał hełm, potrząsnął głową jak narowisty konik, i po ramionach jego niespodzianie rozsypały się włosy — wyzłocona przez wieczorne słońce ostnica rohańskich stepów.
— Eowina! — jęknął Eomer. — Co za diabelstwo…
Młoda wojowniczka pokazała mu w odpowiedzi język i niedbale cisnąwszy haradrimską pelerynę bratu — ten, oszołomiony znieruchomiał, przyciskając trofeum siostry do piersi — zatrzymała się przed Aragornem.
— Witaj, Ari — powiedziała spokojnie, ale tylko Nienna potrafiłaby określić cenę tego spokoju. — Gratuluję zwycięstwa. Teraz wszystkie te uniki o „wojskowej służbie”, jak rozumiem, straciły moc. I jeśli więcej nie jestem ci potrzebna, powiedz to po prostu teraz: klnę się na gwiazdy Yardy, że natychmiast przestanę zatruwać ci życie.
„Jak mogłaś tak pomyśleć, moja piękna amazonko!” — i oto siedzi już w siodle przed nim, wpatruje się w niego lśniącymi ze szczęścia oczami, paple coś, a potem spokojnie całuje przy całym wojsku — ale też rohańskie dziewczyny w ogóle nie szanują południowych zwyczajów, a bohaterka Bitwy na Polach Pelennoru ma je w ogóle gdzieś… A Eomer patrzy na tę idyllę, chmurzy mu się oblicze, i myśli: „Kretynko, przetrzyj oczy, przecież on ma na pysku wypisane, kim dla niego jesteś i kim on jest dla ciebie! Dlaczego, och, dlaczego te idiotki zawsze trafiają na takich łajdaków — żeby przynajmniej był urodziwy…” — zresztą, nie on pierwszy i nie on ostatni w tym Świecie, a i w innych światach też…
Głośno, rzecz jasna, nic nie powiedział, zapytał tylko:
— Pokaż, co ci się stało w rękę.
Kiedy zaś zaczęła się popisywać, że po pierwsze, jest pełnoletnia i sama sprawdzi, a po drugie, to nawet nie jest draśnięcie, i takie tam… — wtedy ryknął na nią z całej duszy tak, że aż przysłoniła uszy, a potem w słowach energicznych i dosadnych opisał bohaterce Pelennoru, co się z nią stanie, jeśli na słowo „trzy!” nie znajdzie się w punkcie opatrunkowym. Eowina, roześmiawszy się, odparowała: „Tak jest mój kapitanie!”, i tylko widząc jej nienormalną ostrożność, z jaką zsuwała się z siodła, zrozumiał: „Och, nie draśnięcie to jest…” Dziewczyna tymczasem już przylgnęła do ramienia brata. „No, Iomeczku, no, nie dąsaj się, proszę cię. Jeśli chcesz możesz mnie zlać, tylko nie skarż cioteczce”. Potarła następnie nosem o jego policzek, jak w dzieciństwie… Aragorn z uśmiechem przyglądał się tej scenie, i Eomer aż drgnął przechwyciwszy na mgnienie oka wzrok tropiciela: właśnie tak patrzy łucznik na chwilę przed wypuszczeniem z palców cięciwy.
Znaczenie tego spojrzenia zrozumiał dopiero następnego dnia, kiedy, szczerze mówiąc, było już za późno. Tego dnia w namiocie Aragorna zebrała się rada wojenna z udziałem Imrahila, Gandalfa-Mirrandira i kilku elfickich wodzów — ich armia nadeszła w nocy, akurat gdy można było spokojnie już cieszyć się ze zwycięstwa. Podczas tej rady Dunadan bez owijania w bawełnę wyjaśnił następcy rohańskiego tronu — a teraz już niemal królowi — że od dziś jest on nie sojusznikiem, a podwładnym, i życie Eowiny, znajdującej się pod specjalną ochroną w szpitalu Minas Tirith, całkowicie zależy od rozsądku brata.
— O, najdroższy Eomer, bez wątpienia może, nie ruszając się z miejsca, przebić mnie mieczem, a potem nacieszyć oko, widząc w tym palantirze, co się stanie z jego siostrą. Widowisko będzie nie dla nerwowych. Nie, ona sama rzecz jasna nic nie podejrzewa, proszę się samemu przekonać, jak rozczulający jest ten widok, gdy pomaga opiekować się rannym księciem Faramirem. Co? Gwarancje? Gwarancją jest zdrowy rozsądek: od chwili, gdy zajmę tron Odrodzonego Królestwa Gondoru i Arnoru nikt mi po prostu nie będzie zagrażał…
W jaki sposób? A w bardzo prosty. Król Gondoru, jak wiadomo, zginął. Tak, tak, straszna tragedia — zmącił mu się rozum i sam siebie spalił na pogrzebowym stosie, wyobraźcie sobie… Książę Faramir został raniony zatrutą strzałą i wydobrzeje nieprędko, jeśli w ogóle wyzdrowieje. To zależy… hm… od wielu czynników. Książę Boromir? Niestety, nie ma na to nadziei — padł w boju z orokuenami nad Anduiną za wodospadami Rauros, a ja własnoręcznie ułożyłem jego ciało na pogrzebowej lodzi. A ponieważ trwa wojna, ja, jako następca Isildura, nie mam prawa zostawiać kraju bez władcy. Tak więc przyjmuję dowodzenie nad armią Gondoru i w ogóle wszystkimi siłami zbrojnymi koalicji Zachodniej… Coś chciałeś powiedzieć, Eomerze? Nie?
Tak więc, natychmiast zaczynamy wyprawę na Mordor. Koronę Gondoru mogę przyjąć dopiero wróciwszy ze zwycięskiej wyprawy. Co do Faramira, to jestem skłonny oddać mu we władanie jedną z gondorskich ziem — na przykład Ithilien. Wszak, szczerze mówiąc, zawsze bardziej go interesowały poezja i filozofia, niż sprawy zarządzania państwem. Ale nie trzeba sięgać domysłami aż tak daleko: w tej chwili stan zdrowia księcia jest krytyczny, i może on po prostu nie dożyć naszego powrotu. Módl się więc bez przerwy o jego zdrowie przez cały ten czas, który spędzimy na wyprawie, najdroższy Imrahilu. Powiadają, że modły najbliższego przyjaciela mają w oczach Yalarów szczególną wartość…
Kiedy wyruszamy? Natychmiast, jak tylko zdławimy pod Osgiliath resztki Armii Południe. Są pytania? Pytań nie ma.
A gdy namiot opustoszał, stojący obok Aragorna człowiek w szarym płaszczu rzekł z przepełnionym szacunkiem wyrzutem:
— Niepotrzebnie tak ryzykowałeś, Wasza Wysokość. Przecież ten Eomer był, tak uważam, w szale — całkiem zwyczajnie mógł kichać na wszystko i uderzyć…