Выбрать главу

— Cz-czego?

— Właśnie tego… Do zasady przyczynowości przejdziemy później. Na razie musi pan zapamiętać, że palantiry — ogólnie rzecz biorąc — kontrolują przestrzeń, a Zwierciadło — czas. Teraz idźmy dalej. Chodzi o to, że dwa światy Ardy są asymetryczne względem dowolnego parametru, tak więc „kanał” między nimi działa bardzo wybiórczo. Na przykład, mnóstwo magicznych istot czuje się tu jak w domu, a odwiedzić Błogosławione Królestwo — a i to na krótko — udało się niewielkiej liczbie ludzi. Właśnie oni są nazywani w Sródziemiu magami.

— A Nazgule to też magowie?

— Oczywiście. Tak więc tę asymetrię równoważyła pewna okoliczność. Jakkolwiek niewielkie są możliwości magów w tamtym, sąsiednim świecie, to stało się tak, że właśnie im udało się zagarnąć Zwierciadło z palantirami i przenieśli te rzeczy właśnie tu, do Sródziemia. W sumie: elfy mogą zasiedlić Śródziemie, podczas gdy ludzie nie mogą zasiedlić Błogosławionych Królestw, ale przy tym kontrola nad międzyświatowym „kanałem” pozostaje w rękach magów — przedstawicieli tutejszego świata. Kontakty są możliwe, ale jakakolwiek ekspansja — nie. Jak pan widzi, Jedyny stworzył wyjątkowo dobrze przemyślany system…

— Tak, na zasadzie „podwójnego klucza”.

— Ma pan całkowitą rację. Nie przewidział tylko jednego: część magów tak się zachwyciła Błogosławionym Królestwem, że postanowiła za wszelką cenę przykroić Śródziemie na jego obraz i podobieństwo. Zjednoczyli się w Białej Radzie. Inni — którzy sformowali potem Kapitułę Nazguli — byli kategorycznie przeciwko. Czyż można, będąc przy zdrowych zmysłach i sprawnej pamięci, burzyć własny świat, by zbudować na jego ruinach gorszą kopię obcego? Każda ze stron miała swoje racje, obie szczerze chciały uczynić ludzi Śródziemia bardziej szczęśliwymi…

— Wszystko jasne…

— No właśnie. Gdy między Białą Radą i Nazgulami zaczęła się walka o przyszłość Śródziemia, i jedni, i drudzy zaczęli szybko szukać naturalnych sojuszników. My zaczęliśmy pomagać dynamicznym cywilizacjom centralnego Śródziemia — przede wszystkim Mordorowi, w pewnym też stopniu Umbarowi i Khandowi, natomiast ostoją Białej Rady stały się tradycyjne społeczności Północy i Zachodu, no i — to jasne — Zaczarowane Lasy. Najpierw Biali byli przekonani o swoim zwycięstwie. Stało się jednak tak, że na początku wojny i Zwierciadło, i niemal wszystkie palantiry znajdowały się w ich rękach. Oni rzeczywiście otworzyli Śródziemie dla elfickiej ekspansji, by zmobilizować przeciwko Mordorowi wszystkie magiczne siły, zarówno miejscowe, jak i obce. Biali magowie nie przewidzieli jednego: nasza droga, droga Wolności i Wiedzy, okazała się tak atrakcyjna, że wielu ludzi — najlepszych ludzi Śródziemia — przybyło, by stać się magiczną tarczą dla cywilizacji mordorskiej. Jeden po drugim byli miażdżeni uderzeniami magii Zachodu, ale na ich miejsce przychodzili inni. Jednym słowem, za wasz spokój zapłacono wysoką cenę, Haladdinie. Najwyższą…

— Dlaczego my sami nic o tym nie wiemy?

— Bo to was nie powinno dotyczyć. Opowiadam to teraz tylko w jednym celu: przystępując do walki, proszę pamiętać, że walczy pan także i za nich… Ale to poetycka aluzja… Krótko mówiąc, układ był bardzo dla nas niedobry, ale potrafiliśmy za cenę wielu ofiar obronić cywilizację mordorską, a ta wyszła z niemowlęctwa. Jeszcze jakieś pięćdziesiąt, siedemdziesiąt lat i skończyłaby się u was rewolucja techniczna, a wtedy nie balibyście się już nawet diabła. Od tej chwili elfy, nikomu już nie wadząc, siedziałyby w swych Zaczarowanych Lasach, a reszta Śródziemia poszłaby waszą drogą. Wtedy, zrozumiawszy, że przegrywają rywalizację, magowie Białej Rady zdecydowali się na naprawdę straszliwy krok: wszczęli przeciwko Mordorowi wojnę na śmierć i życie, wciągnęli w nią bezpośrednio elfów, a jako zapłatę za sojusz przekazali im Zwierciadło.

— Przekazali Zwierciadło elfom?!

— Tak. To było najprawdziwsze szaleństwo. Przywódca Białej Rady, Saruman, który jest wystarczająco przewidującym człowiekiem, walczył z tym planem do ostatniej chwili, a gdy mimo to został on przyjęty, porzucił szeregi białych magów. Radzie zaczął przewodniczyć Gandalf — inicjator „Ostatecznego rozwiązania kwestii mordorskiej”.

— Zaraz, jaki Saruman? Czy to nie król Isengardu?

— On właśnie. Wszedł w czasowy sojusz z nami, ponieważ od razu zrozumiał, czym się skończą dla Śródziemia zabawy z mieszkańcami Zaczarowanych Lasów. Już dawno temu ostrzegał Białą Radę: „Wykorzystanie elfów w naszej walce z Mordorem to to samo, co podpalić dom, chcąc się pozbyć karaluchów…” Tak się, niestety, stało. Mordor leży w gruzach, a Zwierciadło znajduje się w Lorien, w rękach elfickiej Władczyni Galadrieli. Jeszcze trochę i elfy zmiotą Białą Radę, jak okruchy z obrusa, i będą rządzić całym Sródziemiem według swego „widzimisię”. Pamięta pan, jak mówiłem o zasadzie przyczynowości? Tak więc, najważniejsze, co odróżnia magiczny świat od naszego to to, że tam ta zasada nie obowiązuje, a dokładniej mówiąc — jej działanie jest bardzo ograniczone. Gdy tylko elfy poznają właściwości swego Zwierciadła, co nie jest takie proste nawet dla nich, bo przecież wcześniej nie mieli z nim do czynienia, i zrozumieją, że daje im ono władzę również nad zasadą przyczynowości, natychmiast i na zawsze przekształcą nasz Świat w zaplute pobocze Błogosławionego Królestwa.

— Więc wygląda, że żadnego wyjścia nie ma? — cicho zapytał Haladdin.

— Jest jedno. Na razie jeszcze jest. Sródziemie można uratować tylko całkowicie odizolowując je od świata magicznego. W tym celu należy zniszczyć Zwierciadło Galadrieli.

— Czy my możemy to zrobić? — Pełen zwątpienia lekarz pokręcił głową.

— My — jeśli mówimy o Nazgulach — nie. Już nie. Ale wy — konsyliarzu polowy drugiego stopnia Haladdinie — możecie. Właśnie pan, i nikt inny — od wskazującej go ręki Sharha-Rany powiało nagle jakimś nieziemskim chłodem — zdolny jest podrzeć osnowę magicznej siły elfów i zachować ten Świat takim, jaki jest.

17

Nastała cisza. Oszołomiony Haladdin wpatrywał się w Nazgula, oczekując wyjaśnień.

— Tak jest, nie przesłyszał się pan, doktorze. Niech pan zrozumie, aktualnie w Mordorze wielu wspaniałych ludzi, również pańska Sonia, działają w naszej wspólnej sprawie. Walczą w partyzantce, ukrywają w bezpiecznych miejscach dzieci, tworzą tajne przechowalnie wiedzy… W każdej sekundzie nadstawiają karku w ruinach Barad-Dur, nurzają się w rzygowinach okupacyjnej administracji, umierają podczas tortur. Robią wszystko, co w ludzkiej mocy, nie myśląc o sobie i nie oczekując niczyjej wdzięczności. Ale od pana — rozumie pan, Haladdinie — od pana jednego zależy, czym ostatecznie będą te ofiary: zapłatą za przyszłe zwycięstwo, czy po prostu przedłużeniem agonii. Rad bym uwolnić pana od tego straszliwego ciężaru, ale nie mogę. To pana przeznaczenie. Tak wypadło…

— Ależ nie, to po prostu jakaś pomyłka! — Haladdin pokręcił głową. — Coś tam nakręciliście… Przecież mówi pan: „złamać magię elfów”, a ja nie mam zielonego pojęcia o magii, zupełnie żadnego! Nie miałem nigdy żadnych magicznych zdolności… Nie potrafiłem nawet wykonać takiego drobiazgu jak znalezienie ukrytego przedmiotu za pomocą różdżki.

— Nawet pan nie podejrzewa jak bliski jest sedna sprawy! Taki całkowity brak magicznych zdolności, jak w pańskim przypadku to rzecz niezmiernie rzadka, niemal niemożliwa. Proszę zrozumieć: przyroda pozbawiła was strzał i miecza, ale wyposażyła w zamian we wspaniałą tarczę: człowiek, całkowicie pozbawiony magicznych zdolności, sam jest absolutnie odporny na obce magiczne oddziaływania. Elfy teraz stały się tak mocne, że bez żadnych problemów zetrą na pyl każdego czarodzieja, ale z panem będą musiały grać według reguł świata racjonalnego — a tu atuty rozkładają się już bardziej równomiernie. No i do tego ta pańska skłonność do nieprzewidywalnych emocjonalnych decyzji. To też, między nami mówiąc, pewna trudność… Szczerze mówiąc, szansę na zwycięstwo są i tak niewielkie, ale w innych wariantach w ogóle ich nie ma.