Выбрать главу

W końcu, każdy żart ma swoje granice; nie są w Minas Tirith i spacery bez broni po lesie, gdzie wciąż mogą się jeszcze kręcić niedobite gobliny, są naprawdę niebezpieczne. „O, Jej Wysokość nie ma się czym przejmować: gobliny, to problem ochroniarzy”. Czy nie chce on przypadkiem powiedzieć, że wszędzie jej będzie towarzyszyła ta czwórka ponurych zbirów? „Niewątpliwie tak, i na to jest osobisty rozkaz Jego Wysokości. Zresztą, jeśli Jej Wysokość nie podoba się ta czwórka, można ją wymienić na inną”. Nawiasem mówiąc, Aragorn nie jest jej władcą ani opiekunem, i skoro tak się sprawy mają, to ona natychmiast wraca do Minas Tirith… a nawet nie do Minas Tirith, a do Edoras! „Niestety, póki nie nadejdzie pisemny rozkaz Jego Wysokości to także jest niemożliwe”. To znaczy… to znaczy, prosto rzecz ujmując, że jest więźniem? „Ależ skąd, Wasza Wysokość! Więźniowie wszak siedzą w zamknięciu, a Wasza Wysokość może sobie cwałować choćby i do samego Minas Morgul, ale z ochroną i bez broni…”

Dziwna rzec., ale Eowina dopiero teraz uświadomiła sobie, że brak miecza przy pasie Faramira tłumaczy nie poetycka natura księcia i jego dziwactwa, a zupełnie przyziemna przyczyna.

Wynikało z tego wszystkiego — przy użyciu metody wykluczania — że prawdziwym gospodarzem w Ithilien jest Beregond — ale to by było zwyczajną bzdurą: wystarczyło raz zobaczyć, jak przemyka się on bokiem po korytarzach fortu, starając się nie spotkać spojrzeniem ze swym jeńcem. Kapitan był skończony, ponieważ wiedział, że to właśnie on ochraniał pokoje Denerhora w dniu tragedii i że to on publicznie oznajmił o samobójstwie króla. Wiedział, ale niczego z tych rzeczy nie pamiętał. W jego pamięci na miejscu tego koszmarnego dnia ziała jakaś zwęglona dziura, w której czasem majaczyła biała postać Mitrandira, przez co można było sądzić, że miał on jakiś związek z tą sprawą, ale jaki — tego Beregond nie potrafił zrozumieć. Trudno powiedzieć, co powstrzymywało kapitana od samobójstwa; może uświadomił sobie, że tym samym, ku radości prawdziwych zabójców, weźmie na siebie całą winę za cudze przestępstwo. W Minas Tirith od tej pory otaczała go głucha ściana pogardy — w opowieść o samospaleniu mało kto uwierzył — tak więc trudno by było Aragornowi znaleźć dla Białego Oddziału lepszego dowódcę. Wiadomo, że powinien piastować tę funkcję człowiek, który w żadnych okolicznościach nie dogada się z Faramirem. I oto Aragorn, z całą swą znajomością natury ludzkiej, popełnił błąd: nie mógł przewidzieć, że książę, który w dzieciństwie często siadywał na kolanach Beregonda, okaże się, nie wiadomo czy nie jedynym w całym Gondorze człowiekiem, który wierzy w niewinność kapitana.

Natomiast członkowie Białego Oddziału, którzy nie tylko stanowili ochronę fortu, ale też wykonywali obowiązki gospodarcze — od majordomusa do kucharza — praktycznie nie stykali się z księciem. „Tak jest, Wasza Wysokość”, „Nie, Wasza Wysokość”, „Nie wiem, Wasza Wysokość” — przy czym „Nie wiem, Wasza Wysokość” przeważało. Kazano ochraniać — ochraniali, każą wykończyć — wykończą, ale kto właściwie może kazać wykończyć, Faramir nie potrafił powiedzieć. Nie wierzył za grosz, że tymi zabijakami tak naprawdę dowodzi Beregond. Również od Aragorna nie było żadnych depesz, chyba że mają nawiązaną jakąś zakonspirowaną łączność z Minas Tirith ponad kapitanem — ale po co takie komplikacje?

Zaiste, dziwne towarzystwo rozlokowało się tej wiosny pod dachem Emyn Arnen; najzabawniejsze zaś było to, że wszyscy uczestnicy spektaklu „Książę Ithilien i jego Dwór”, czule zjednoczeni w działaniach, starali się, by te dziwactwa nie przedostały się do wiadomości ochoczych do plotek języków za wrotami fortu — tam, gdzie toczyło się zwyczajne ludzkie życie.

W tym życiu mało kiedy zdarzało się tak, by książę Faramir nie błogosławił swoich nowych poddanych — kolejnej grupy przesiedleńców z Gondoru. Wielu z nich jednakże nie spieszyło się stanąć przed jasnymi oczami władcy, a przeciwnie — zamieszkiwali najodleglejsze leśne ostępy. Poborcy podatkowi wyraźnie wydawali się im istotami znacznie gorszymi i bardziej niebezpiecznymi niż „gobliny”, od których jakoby kipiały tutejsze uroczyska. Przez lata wojny ludzie ci nauczyli się po mistrzowsku władać bronią, a całkowicie odzwyczaili się zginać kark przez landlordami, tak więc książę Ithilien nie mógłby kontrolować tych leśnych fortów, gdyby nawet miał takie życzenie — a nie miał. Starał się tylko, by nowo przybyli zrozumieli, że tu nikt nie zamierza oskubywać ich do gołej skóry, i chyba robił to dobrze, skoro w osiedlu zaczęli się pojawiać uzbrojeni ponurzy mężczyźni z odległych osad, żywotnie zainteresowani cenami miodów i wędzonej sarniny. W całym Ithilien słychać było stukot toporów: osiedlający się tu ludzie stawiali chaty, karczowali lasy na pola, budowali młyny i smolarnie. Urządzali się w zaanduińskich lasach poważnie i na długo.

22

Od czasu zakończenia mordorskiej wyprawy minął miesiąc, i przez ten czas Eowina nie otrzymała od Aragorna ani jednej wiadomości. Cóż, okoliczności nie zawsze muszą sprzyjać korespondencji… Jeśli natomiast miała jakieś swoje domysły, to zachowywała je dla siebie, na zewnątrz nie zmieniając się ani na jotę. Jedynym znakiem zmiany było zaniechanie codziennego wypytywania Beregonda, jak w pierwszych dniach pobytu, czy nie ma jakichś wieści z Minas Tirith. Poza tym Faramirowi wydawało się, że jej zadziwiające, szaro-zielone oczy zmieniły odcień na zimniejszy — błękitnawy. Zresztą, ta zmiana była taka trochę metafizyczna. Do księcia dziewczyna odnosiła się z prawdziwą przyjaźnią i sympatią, jednakże powstałe między nimi duchowe zbliżenie od razu ustaliła na poziomie przyjaźni i tylko przyjaźni, a książę się z tym pogodził.

Pewnego dnia siedzieli przy obiadowym stole w mało przytulnej z powodu swej wielkości sali Rycerskiej fortu, gdy w drzwiach stanął gondorski porucznik w zakurzonym płaszczu, w towarzystwie kilku żołnierzy. Faramir na początek zaproponował gońcowi wina z sarniną, ale ten odmówił ruchem głowy. Sprawa jest na tyle pilna, że chce tylko zmienić konia i pogalopuje z powrotem. Ma osobiste polecenie: zabrać znajdującą się w Emyn Arnen Eowinę (dziewczyna, nie mogąc zapanować nad sobą, cała wychyliła się do przodu i jej jaśniejąca radością twarz rozproszyła półmrok sali) i eskortować ją do Edoras, na dwór króla Eomera.

Dalej przekazano jakieś plotki z Minas Tirith, z których świadomość Faramira wychwyciła tylko nie znane mu imię — Arwena. Arwena… Brzmi jak głuchy dźwięk gongu. „Ciekawe — przemknęło mu przez głowę — początek jakiego pojedynku wyznacza ten gong…” Książę podniósł wzrok na Eowinę i smutek ścisnął mu serce: miał przed sobą bladą, pozbawioną krwi maskę bólu z ogromnymi oczami — dziecko, które najpierw okłamano podle, i bezlitośnie, a teraz na dodatek jeszcze chcą je wystawić na pośmiewisko tłumu.