Выбрать главу

Kiedy Zachodni sojusznicy — w ramach „Ostatecznego rozwiązania kwestii mordorskiej” — udanie „wyczyścili” przedgórze i zaczęli wykurzać trolle z ich wąwozów w Górach Cienia i Górach Popielnych, szybko zrozumieli, że walka z góralami to nie to samo, co kolekcjonowanie odciętych uszu w Oazie Gorgorath… Trollijskie osiedla w tym czasie mocno się wyludniły, wielu mężczyzn poległo zarówno podczas wyprawy do Esgaroth, jak i na Polach Pelennoru. Ale podczas wojny w górskiej ciasnocie liczebność jako taka nie odgrywa szczególnej roli: górale zawsze mogli stanąć na drodze wroga w najwęższych miejscach, gdzie dziesiątka dobrych wojowników może godzinami wstrzymywać całą armię, a dokładniej — przez tyle czasu, ile go potrzeba, by ustawione wyżej na stoku katapulty gruntownie przetrzepały sparaliżowaną kolumnę. Trzykrotnie pogrzebali pod wywołanymi własnoręcznie lawinami duże oddziały najeżdżające ich doliny. Porem przenieśli działania bojowe na przedgórza. Tak więc obecnie elfy z Wastakami nocą nie śmiały wysunąć nosa poza nieliczne, dobrze umocnione punkty. A do górskich osiedli, które stały się teraz partyzanckimi bazami, stale napływał lud z równin — skoro w obu przypadkach czeka nas koniec, to lepiej spotkać go z bronią w ręku i nie samotnie.

24

Wśród tych, którzy pojawili w tym tygodniu w Sharateg, były naprawdę interesujące osoby. Jednego z nich — mistrza Haddamiego — konsyliarz poznał w sztabie Iwara, gdzie mały Umbarczyk o pergaminowej twarzy i niewyobrażalnie smutnych oczach pracował jako pisarz, a od czasu do czasu podsuwał porucznikowi nadzwyczaj ciekawe pomysły realizacji wywiadowczych operacji. Mistrz był jednym z większych w kraju oszustów i w chwili upadku Barad-Dur odsiadywał w tamtejszym więzieniu pięcioletni wyrok za gigantyczną aferę z awalizowanymi wekslami bankowymi. Haladdin, kompletna finansowa noga, nie potrafił docenić piękna technicznych detali tej afery, ale sądząc z tego, że otumanieni negocjatorzy, szefowie trzech najstarszych handlowych domów Stolicy, dołożyli olbrzymich starań, by ukręcić łeb sprawie, pomysł musiał być naprawdę wyśmienity. W zburzonym do cna mieście perspektywy pracy w swojej specjalności — dużych finansowych machinacjach — były znikome, tak więc Haddami wykopał swoje ukryte złoto i zwiał na Południe, mając nadzieję przedostać się do swej historycznej ojczyzny. Jednakże złośliwość losu, którymi ten obficie szermuje podczas wojny, doprowadziły go nie do wymarzonego Umbaru, a do sharategskich partyzantów.

Mistrz był prawdziwą skarbnicą najprzeróżniejszych talentów, które, tęskniąc do kontaktów z „inteligentnymi ludźmi”, z przyjemnością demonstrował Haladdinowi. Na przykład, z niewyobrażalną dokładnością naśladował pismo innych ludzi — co, jak łatwo się domyślić, jest rzeczą bezcenną w jego profesji. O nie, mowa tu nie o jakimś prymitywnym odtwarzaniu cudzego podpisu, skądże! Zapoznawszy się z kilkoma stronicami, napisanymi ręką konsyliarza, Haddami napisał w jego imieniu tekst, na widok którego Haladdin w pierwszej chwili pomyślał. „Na pewno musiałem to sam napisać, po prostu nie pamiętam, kiedy i gdzie, a ten osobnik znalazł go i teraz zawraca mi głowę…”

Rzecz cała okazała się prostsza, a jednocześnie bardziej złożona. Haddami przyznał się, że jest genialnym grafologiem, który ze specyfiki charakteru pisma i stylu tworzy najwierniejszy z możliwych portret psychologiczny piszącego, a następnie praktycznie wciela się w tę osobę, tak więc pisane przezeń w imieniu innych osób teksty są — w pewnym sensie — autentyczne. A gdy mistrz na dodatek wyłożył konsyliarzowi wszystko, czego dowiedział się o jego wewnętrznym świecie, dedukując z kilkunastu zapisanych wersów, ten znieruchomiał oszołomiony, mocno nawet wystraszony. Była to dla niego prawdziwa magia, i to magia niedobra. Przez chwilę nawet kusiła Haladdina myśl, by pokazać mistrzowi jakieś notatki Tangorna, ale wiedział, że byłoby to niesłychanie podłe, o wiele bardziej niż wsadzić nos w cudzy pamiętnik. Nikt nie ma prawa wiedzieć o kimś innym więcej, niż ten sam zamierza o sobie powiedzieć, gdyż w takiej sytuacji zarówno miłość, jak i przyjaźń umierają wraz z naruszonym prawem człowieka do tajemnicy.

Wtedy to wpadł na dziwny pomysł — dał Haddamiemu do ekspertyzy list Eloara, znaleziony wśród rzeczy zabitego elfa. Zawartość listu przeanalizowali starannie z baronem jeszcze w czasie zasiadki w Houtijn-Hotgor — mieli nadzieję znaleźć w nim jakieś punkty zaczepienia, jakieś wskazówki pomocne w realizacji przedarcia się do Lorien, ale nic z tego nie wyszło. I oto teraz Haladdin sam nie wiedząc, po co — zapragnął, korzystając z okazji, zapoznać się z psychologicznym portretem elfa.

Wyniki wprowadziły go w całkowite zdumienie. Haddami utkał z kruchych zwoików runicznego listu portret osoby w najwyższym stopniu szlachetnej i sympatycznej, być może nieco przesadnie marzycielskiej i otwartej aż do bezbronności. Haladdin oponował — grafolog obstawał przy swoim: przeanalizował również inne zapiski Eloara, jego topograficzne i gospodarcze notatki i wynik pozostał bez zmian, błąd wykluczony.

— Znaczy to, mistrzu, że funta kłaków nie jest warta pańska dedukcja! — rzucił wyprowadzony z równowagi Haladdin i opowiedział zaskoczonemu ekspertowi, co on sam zastał w Teshgol, nie szczędząc mu medycznych szczegółów.

— Proszę posłuchać, konsyliarzu — odezwał się po chwili zastanowienia nieco skonfundowany Haddami. — Ja, mimo wszystko obstaję przy swoim. Tam, w tym Teshgol, to nie był on…

— Co to znaczy „nie on”?! Może nawet nie on sam zgwałcił ośmioletnią dziewczynkę, zanim poderżnął jej gardło, ale uczynili to ci, którymi dowodził?!

— Ależ nie, Haladdinie, ja nie o tym mówię! Zrozum, to jest głębokie, niewyobrażalnie dla nas, ludzi, głębokie rozdwojenie osobowości. Proszę sobie wyobrazić, że musiał pan, bo tak wyszło, uczestniczyć w czymś podobnym do masakry w Teshgol. Ma pan matkę, którą głęboko kocha, a u elfów nie może być inaczej: dzieci są na wagę złota, każdy młody członek społeczności jest po prostu bezcenny… Tak więc, należy sądzić, zrobi pan wszystko, żeby nie dowiedziała się o tym koszmarze, a biorąc pod uwagę elficką przenikliwość nie da się tego dokonać z pomocą kłamstwa czy prymitywnego przemilczenia, więc musi pan naprawdę przeistoczyć się w inną osobę. Dwie zupełnie różne osobowości w jednej istocie — że tak powiem, „do użytku zewnętrznego i wewnętrznego”. Rozumie mnie pan?

— Przyznam, że nie bardzo… Rozdwojenie jaźni to nie moja specjalność.

Dziwne, ale chyba właśnie ta rozmowa natchnęła Haladdina rozwiązaniem tego najważniejszego zadania, nad którym siedział, a rozwiązanie to przestraszyło go swą prostotą, prymitywnością nawet. Leżało na samym wierzchu i wydawało mu się teraz, że przez te wszystkie dni umyślnie odwracał wzrok, udając przed samym sobą, że go nie widzi… Tego wieczoru konsyliarz dotarł do wieży, gdzie przydzielono im kwaterę. Gospodarze już się położyli spać, ale ogień jeszcze nie wygasł, i teraz siedział przy nim nieruchomo, wpatrując się szklanym wzrokiem w pomarańczową stertę węgli. Nawet nie zauważył kiedy obok pojawił się baron.