Выбрать главу

– Tak, marki KA-BAR – odparł Dar.

Ned opuścił wieko skrzyni i zamknął ją na kłódkę.

– Okej, na co dzień używasz zabytkowego M40. Aż do momentu, gdy zawodzi cię wzrok… Mówiłeś, że przy jakiej odległości to się dzieje?

– Nie mówiłem – odrzekł Minor – chociaż chodzi mniej więcej o dziesięć metrów.

– Kup strzelbę – doradził mu kapitan. – Albo, jeszcze lepiej, dużego, złego psa.

– Przyjaciółka dała mi ładny sztucer. Remingtona – wyjaśnił Dar. – No cóż, pożyczyła mi…

Ned gwałtownie uniósł brwi – nie na wzmiankę o sztucerze, lecz słysząc słowo „przyjaciółka”. Darwin nigdy nie rozmawiał z nim o kobietach.

– No dobrze – powiedział cicho kapitan. – Jaki konkretnie egzemplarz cię zainteresował? Może myślałeś o karabinie półcalowym?

– Słyszałem dobre opinie o karabinie McMillan M87R – wyznał Minor.

– Strzelałem z niego – oznajmił Ned z całą powagą. – Bardzo celna broń. Waży prawie jedenaście i pół kilo, należy więc do najlżejszych o kalibrze.50. Ma potężny odrzut, że słoń by odleciał, na szczęście złagodzony przez specjalny tłumik i szereg ochraniaczy. Typu ze składaną kolbą używają nawet „Foki” marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych. Niemniej jednak to standardowy karabin samopowtarzalny z magazynkiem na pięć nabojów. Przewidujesz potrzebę ognia maszynowego i twój remington wydaje ci się zbyt powolny?

Dar zawahał się. Snajperzy byli tak szkoleni, że każda kula powinna w ich opinii zabijać. Z tego też względu najnowocześniejsze snajperskie karabiny z kompozytu kevlaru i włókna szklanego w dużej mierze wróciły do typu jednostrzałowego, samopowtarzalnego, znanego snajperom od czasu okopów podczas I wojny światowej. Minor posiadał lekkokalibrowego remingtona do strzałów długodystansowych… Jaką broń wybrałby w razie potrzeby ognia maszynowego? Podczas czterdziestu ośmiu godzin w Dalat ojciec Neda uratował mu kilka razy życie, strzelając seriami z wyborowego M-14.

Ned otoczył Minora ramieniem i poprowadził w głąb magazynu, między skrzynie.

– Chciałbyś zobaczyć broń, której mój zespół ogniowy używał podczas wojny w Zatoce? Bardzo poręczna rzecz.

– Jasne.

Kapitan otworzył długie pudło.

– Nazwaliśmy go „lekka pięćdziesiątka”. Tam na pustyni. Oficjalnie to karabin snajperski Barrett Model 82A1. Browning kaliber.50, 12,7 x 99 milimetrów. Ma nieduży odrzut. Lufa odskakuje najwyżej na pięć centymetrów przy każdym strzale, broń ma też wielki tłumik. Waży trzynaście i pół kilo bez celownika, czyli powiększającego dziesięciokrotnie Leopolda and Stevensa M3a Ultra i… teraz słuchaj, Dar, bo to ważne… ma wyjmowany magazynek na jedenaście nabojów. To jedyny półautomat snajperski kaliber.50 na rynku.

– Ile będzie mnie kosztował? – spytał Darwin. – Oprócz zezwolenia, podatków i innych drobnych nieprzyjemności.

Ned wpatrywał się w niego bardzo długo i bardzo poważnie, niemal wzrokiem zatroskanego ojca.

– Przynieś go z powrotem – powiedział w końcu. – I sam wróć cały i zdrów. Jeśli broń będzie w jednym kawałku, wszystko załatwię. Dorzucę nawet nowoczesną kamizelkę kuloodporną, trzy tysiące normalnych nabojów i pięćset przeciwpancernych.

– O kurcze – mruknął Minor. – Trzy tysiące nabojów… I przeciwpancerne? Chryste, Ned, nie wybieram się na wojnę.

– Na pewno? – spytał kapitan, po czym zatrzasnął długie pudło, zamknął je, podniósł i wręczył Darwinowi wraz z kluczykiem.

***

Minor przemieszczał się powoli w potężnym korku na I-5. Wracał do miasta, zastanawiając się, czy gdzieś po drodze zatrzymać się na hamburgera, czy też lepiej skierować się wprost do domu na krótką drzemkę. Nagle zadzwonił do niego Lawrence.

– Znaleźli Pauliego Satchela, Dar.

– To dobrze – odparł Minor. – A kim są ci oni?

– Niestety ostatecznie policjanci – odrzekł Stewart – choć najpierw ludzie z Hampton Quality Preprocessing.

– A co to, do diabła, za ludzie? – spytał Dar. – I czy to może zaczekać?

Czuł się jak złodziej, wioząc „lekką pięćdziesiątkę” i pudełko amunicji pod brezentem na tyłach land cruisera. Spocił się pod niemnącą koszulą z niebieskiej bawełny podczas rutynowej kontroli wszystkich osób opuszczających Camp Pendleton i wciąż mu się wydawało, że lada chwila zatrzymają go wartownicy.

– Nie, naprawdę nie może zaczekać – odrzekł Lawrence. – Możemy się spotkać na miejscu?

Podał adres w przemysłowej dzielnicy na południe od centrum.

– Przy takim ruchu dojadę tam najprędzej za trzydzieści minut – powiedział Darwin. – Jeśli naprawdę muszę.

Dzielnica była paskudna, więc bał się, że ktoś ukradnie mu jego toyotę land cruiser i jeden z tamtejszych gangów – Bloods albo Crips – nagle zdobędzie półautomatyczny karabin maszynowy kaliber.50.

– Musisz – zapewnił go Stewart. – A jeśli dotąd nie jadłeś, nie jedz.

,

Rozdział dziewiętnasty

S JAK SATCHELBURGER

Minęły już trzy godziny od zdarzenia, a strażacy jeszcze nie zdołali wyswobodzić ciała Pauliego Satchela. Darwinowi wystarczyło raz rzucić na nie okiem i natychmiast pojął powody tej zwłoki.

Nigdy wcześniej nie zastanawiał się za bardzo, jak powstają hamburgery, wiedział tylko, że restauracje często otrzymują je zamrożone i wstępnie ukształtowane. Skądś. Teraz wiedział skąd. Z Hampton Quality Preprocessing: wielkiej, czystej, nowiutkiej fabryki, która mieściła się w zatłoczonej, brudnej i starej dzielnicy przemysłowej.

Ktoś zażądał od niego dokumentów, więc je okazał. Lawrence trafił na miejsce wcześniej i teraz oprowadzał Minor a po fabryce.

– Tutaj wyładowuje się wołowinę, w tamtym pokoju jest krojona i dzielona na porcje, w tym pomieszczeniu mieli się mięso, tam masz półtorametrowy przenośnik taśmowy z nierdzewnej stali, tędy surowe hamburgery przejeżdżają do tłoczarni.

Właśnie w tłoczarni znajdowało się ciało Pauliego Satchela – jedynego prawdopodobnego świadka ostatnich chwil mecenasa Jorge Murphy’ego Esposito; tkwiło w maszynie.

Oprócz lekarza sądowego, który kończył jakąś papierkową robotę w jednym kącie, na miejscu znajdowali się dwaj detektywi policyjni w cywilu (jednego z nich, Erica van Ordena, Dar znał) oraz pięciu innych mężczyzn w białych kitlach na eleganckich garniturach, z chirurgicznymi maskami na twarzach. Trzech z nich Stewart przedstawił jako kierowników Hampton Preprocessing International – firmy z siedzibą w Chicago. Pozostali dwaj byli inspektorami ubezpieczeniowymi przedsiębiorstwa.

– Nic takiego nigdy nie zdarzyło się w żadnej z naszych fabryk. Nigdzie i nigdy – zapewniał jeden z nich. – Nigdy!

Minor skinął głową, po czym wraz z Lawrence’em i detektywem van Ordenem podeszli bliżej ciała. Miejsce wypadku wyglądało naprawdę paskudnie. Nie dość, że ciało Pauliego Satchela wciśnięto głową do dołu w siedmioipółcentymetrowy otwór tłoczni do hamburgerów, to ze wszystkich stron otaczała je jeszcze prawdziwa rzeka surowego, mielonego mięsa, nie pierwszej już świeżości.

– Pracował tutaj przez ostatnie trzy miesiące pod nazwiskiem Paul Drakę – wyjaśnił van Orden.

– Czyli główny funkcjonariusz śledczy Perry’ego Masona ze starych filmów – powiedział Dar.

– Tak – zgodził się detektyw. – Satchel był małym oszustem, który żył przede wszystkim z wymuszanych odszkodowań. Zanim jednak dostał kolejny czek, pracował fizycznie w podobnych miejscach. Wiemy, że używał takich nazwisk, jak Joe Cartwright, Richard Kimble, Matt Dillon, Rob Petry i Tel Palladin.

– Tel Palladin? – spytał Lawrence.

Detektyw van Orden lekko się uśmiechnął.

– Tak, pamiętacie Richarda Boone’a w starym serialu Palladin’? Rewolwerowiec. Cały ubrany na czarno.

– Pewnie, że pamiętam – przypomniał sobie Stewart. – „Palladinie, Palladinie, dokąd wędrujesz…” – zaśpiewał.

– No więc – ciągnął van Orden – na wizytówce, którą rewolwerowiec miał zwyczaj wręczać, widniał napis: „Teł. Palladin, San Francisco”. A Paulie nigdy nie miał zadatków na intelektualistę. Najprawdopodobniej sądził, że skrót „Tel.” był imieniem Palladina.

Lawrence popatrzył z wyrzutem na pozbawione głowy i ramion ciało.

– Wszyscy wiedzieli, że Palladin nie miał imienia – mruknął w stronę trupa.

Jeden z inspektorów ubezpieczeniowych firmy podszedł i zaczął mówić zza maseczki chirurgicznej:

– Znam pana, doktorze Minor… wiele słyszałem o pańskiej pracy. Nie mam pojęcia, kto pana tu wezwał, ale muszę panu powiedzieć, że chociaż ta fabryka była wysoce zautomatyzowana i pan Drakę powinien być jedyną osobą w pomieszczeniu w momencie wypadku, mamy tutaj przynajmniej osiem mechanicznych zabezpieczeń, chroniących pracownika przed tego typu zdarzeniem podczas czyszczenia przez niego wejściowego otworu pojemnika tłoczni.