Выбрать главу

— Naprawdę? A to mnie pan zaskoczył!

— Jako zawodowiec jestem dumny z tego, że rozumiem krew. Od każdego wcześniej czy później pobiorę próbkę. Archiwa Lady Morwenny zawierają pełny obraz genetycznej natury tego świata, obraz jej ewolucji w ciągu ostatniego wieku. Zadziwiające, jaki to wyrazisty obraz. Hela nie była zasiedlana stopniowo, w ciągu wielu stuleci. Prawie każdy współczesny mieszkaniec Heli jest potomkiem kolonistów, którzy przybyli na kilku statkach, począwszy od „Gnostycznego Wniebowstąpienia”. Na każdym statku byli koloniści z jednej planety, a każdy z tych światów ma charakterystyczny profil genetyczny. Nowi przybysze — pielgrzymi, ewakuowani, rozmaici cwaniacy — nie wpłynęli w istotny sposób na zasób genetyczny. Ich krew oczywiście została pobrana i oznaczona. — Wziął z półki fiolkę, wstrząsnął nią i przyglądał się spienionemu malinowemu płynowi. — Zatem potrafię dość dokładnie przewidzieć cechy krwi danej osoby, o ile oczywiście nie jest tu zupełnie nowym przybyszem. Precyzja wzrasta, jeśli wiem, gdzie dana osoba mieszkała, bo mogę uwzględnić krzyżowanie się ludzi. Rejon Vigrid to jedna z moich specjalności. Badałem go bardzo intensywnie. — Stuknął fiolką o displej, pokazujący niezidentyfikowaną próbkę krwi. — Weźmy na przykład tego chłopaka. Klasyczny przedstawiciel Vigrid. Nie można pomylić jego krwi z krwią kogoś z innego rejonu Heli. Zatrważająco typowy.

Rashmika przełknęła.

— To krew Harbina, prawda? — spytała.

— Tak wynika z zapisków w archiwum.

— Gdzie on jest? Co się z nim stało?

— Ten mężczyzna? — Grelier ostentacyjnie czytał tekst napisany drobnym drukiem na dole displeju. — Wszystko wskazuje na to, że nie żyje. Zabity podczas pracy. Dlaczego pani pyta? Chyba nie zamierza pani udawać, że to pani brat?

Nic na razie nie czuła; zjeżdżała z urwiska i grunt jeszcze się spod niej nie usunął.

— Wie pan, że był moim bratem. Widział nas pan razem pod czas rozmowy kwalifikacyjnej Harbina.

— Byłem podczas rozmowy kwalifikacyjnej z jakąś osobą — przyznał Grelier — ale sądzę, że to nie był pani brat.

— To nieprawda.

— W sensie ściśle genetycznym — prawda. — Gestem zachęcił ją, by spojrzała na displej i sama się przekonała. — Pani pokrewieństwo z nim jest takie samo jak ze mną. Nie był pani bratem. Pani, Rashmiko, nie była jego siostrą.

— Więc któreś z nas zostało zaadoptowane.

— Dziwne, że pani to mówi, bo też mi to przyszło do głowy. Żeby sprawę do końca rozwikłać, skoczę tam i rozejrzę się. Chyba to jedyny sposób. Wybieram się na jałowe wyżyny. Zajmie mi to najwyżej jeden dzień. Chciałaby pani przekazać przeze mnie jakąś wiadomość?

— Tylko niech im pan nie zrobi krzywdy. Bez względu na to, co pan zamierza, niech ich pan nie krzywdzi.

— Kto chce kogokolwiek krzywdzić? Ale zna pani te wspólnoty. Są bardzo świeckie. Bardzo zamknięte. Podejrzliwe w stosunku do wszelkich działań kościołów.

— Jeśli zrani pan moich rodziców, ja zranię pana. Grelier umieścił fiolkę w neseserze i zatrzasnął wieko.

— Nie obawiam się tego, bo potrzebuje mnie pani jako swego sojusznika. Dziekan to człowiek niebezpieczny, a bardzo mu zależy na tych negocjacjach. Jeśli przez chwilę zwątpi, czy jest pani tą osobą, za którą się podaje, a to w jakiś sposób mogłoby narazić na szwank jego pertraktacje z Ultrasami… wolę nie spekulować, co mógłby zrobić. — Westchnął, jakby uznał, że skierowali rozmowę na złe tory i chętnie zacząłby od początku. — Proszę zrozumieć: to i mój problem, i pani. Sądzę, że nie wszystko pani nam o sobie powiedziała. Pani krew jest podejrzanie obca. Raczej nigdy nie miała pani przodków na Heli. Może wyjaśnienie jest banalne, ale dopóki nie będę miał pewności, muszę przyjąć najgorszą wersję.

— Czyli?

— Że wcale nie jest pani osobą, za którą się podaje.

— A dlaczego to dla pana taki problem, naczelny medyku? — Płakała, gdyż dotarła do niej prawda o śmierci Harbina i ten cios był bardzo dotkliwy.

— Ponieważ to ja panią tu przyprowadziłem — warknął. — To był mój genialny pomysł, żeby skontaktować panią z dziekanem. A teraz zastanawiam się, kogo ja tutaj, do diabła, sprowadziłem. Przypuszczam, że jak to się wyda, znajdę się w takich samych tarapatach jak pani.

— Nic panu nie zrobi. Jest mu pan potrzebny, bo utrzymuje go pan przy życiu.

Grelier wstał.

— Miejmy nadzieję, że tak jest. Bo parę minut temu usiłowała mnie pani przekonać, że opanowało go pragnienie śmierci. Proszę wytrzeć oczy.

* * *

Rashmika jechała windą przez warstwy witrażowego światła i płakała. Im bardziej próbowała się powstrzymać, tym łzy leciały bardziej obficie. Chciałaby myśleć, że to z powodu informacji o śmierci Harbina — rozpacz to normalna siostrzana reakcja — ale zdawała sobie sprawę, że prawdziwym powodem jej łez jest to, czego dowiedziała się na swój temat. Czuła, jak warstwy jej osobowości oddzielają się i odpadają, odsłaniając prawdę o tym, kim jest, kim zawsze była. Cienie bez wątpienia miały rację. Grelier nie miał powodu kłamać na temat jej krwi. Był tak samo jak ona poruszony tym odkryciem.

Żałowała Harbina. Bardziej jednak żałowała Rashmiki Els.

Co to oznaczało? Cienie mówiły o maszynach w jej głowie. Grelier twierdził, że nie urodziła się na Heli. Pamięć natomiast podpowiadała jej, że urodziła się w Vigrid i była siostrą niejakiego Harbina. Spojrzała na swoją przeszłość wyostrzonym wzrokiem osoby szukającej fałszu, wyczulonej na wszelkie niejasności. Oczekiwała, że dostrzeże jakieś rysy w swoim życiu, ale gładko cofała się w przeszłość. Nie tylko widziała ją oczami duszy — słyszała również dźwięki i odczuwała zapachy.

Aż sięgnęła dalej w przeszłość. Dziewięć lat, powiedziały cienie. Tam wszystko stawało się mniej pewne. Pamiętała swoje pierwsze osiem lat na Heli, ale były to wspomnienia oderwane, sekwencja migawek, które mogły należeć do niej, ale równie dobrze mogły należeć do kogoś innego.

Może dzieciństwo zawsze tak wygląda z perspektywy dorosłości? — pomyślała. Garść wyblakłych wspomnień przezroczystych jak szkło witraża.

Rashmika Els. Może to nawet nie jest jej prawdziwe nazwisko?

* * *

Dziekan czekał w mansardzie z kolejną delegacją Ultrasów. Ciemne okulary zakrywały jego powieki. Gdy Rashmika weszła do pomieszczenia, powietrze wydało jej się dziwnie nieruchome, jakby od kilku minut nikt się tu nie odzywał. Usiłowała zachować spokój, nie chcąc zdradzać śladów przykrej rozmowy z naczelnym medykiem.

— Spóźniła się pani, panno Els — stwierdził dziekan.

— Zatrzymano mnie. — Słyszała drżenie w swoim głosie. Grelier jasno dał do zrozumienia, że nie wolno jej wspominać o wizycie w jego biurze, ale musiała podać jakieś usprawiedliwienie.

— Proszę usiąść i napić się herbaty. Rozmawiałem właśnie z panem Malininem i panią Khouri.

Te nazwiska coś dla niej znaczyły, choć nie potrafiła tego wyjaśnić. Spojrzała na dwoje gości i znów miała wrażenie czegoś znajomego. Żadne z nich nie wyglądało na Ultrasa. Byli zbyt normalni. Nie mieli żadnych śladów modyfikacji genetycznych. Mężczyzna był wysoki, szczupły, ciemnowłosy, z dziesięć lat starszy od Rashmiki. Przystojny, choć z pewną dozą samouwielbienia. Miał na sobie sztywny czerwony mundur. Stał jakby na baczność, z rękoma założonymi na plecach. Obserwował Rashmikę, gdy siadała i nalewała sobie herbaty. Okazywał jej więcej zainteresowania niż poprzedni Ultrasi. Dla tamtych była tylko elementem scenerii — u Malinina natomiast wyczuwała ciekawość. Kobieta, którą przedstawiono jako Khouri, patrzyła na Rashmikę z podobną dociekliwością. Była drobną starszą kobietą o wielkich smutnych oczach na zatroskanym obliczu, jakby jej w życiu dużo zabrano, a w zamian niewiele dano.