Выбрать главу

Rashmika miała wrażenie, że już ich gdzieś widziała. Zwłaszcza kobietę.

— Nie przedstawiono nas — powiedział mężczyzna, skinąwszy w stronę Rashmiki.

— To jest Rashmika Els, mój doradca. — Dziekan dał tonem głosu do zrozumienia, że nic więcej nie zamierza powiedzieć. — A więc, panie Malinin…

— Nadal nie przedstawił nas pan sobie we właściwy sposób. Dziekan poprawił swoje lustra.

— To jest Vasko Malinin, a to Ana Khouri. Ludzie reprezentujący „Nostalgię za Nieskończonością”. Statek Ultrasów, który ostatnio wleciał do naszego układu.

Mężczyzna ponownie spojrzał na Rashmikę.

— Nie uprzedzono nas, że w negocjacjach będzie uczestniczył doradca.

— Jakoś to panu szczególnie przeszkadza, panie Malinin? Jeśli tak, poproszę, żeby wyszła.

— Nie — odparł Ultras po chwili namysłu. — To nie ma znaczenia.

Dziekan zaprosił gości, by usiedli. Zajęli miejsca naprzeciw Rashmiki, po drugiej stronie stolika, na którym robiła sobie herbatę.

— Co was sprowadziło do naszego układu? — spytał.

— To, co zwykle. Wieziemy mnóstwo ewakuowanych z innych układów. Wielu zależało na tym, żeby ich tu przywieźć, nim zniknięcia osiągną kulminację. Nie kwestionujemy tego wyboru, jeśli tylko nam płacą. Inni chcą, żebyśmy zawieźli ich jak najdalej od wilków. Sami oczywiście mamy potrzeby natury technicznej, ale nie planujemy długiego postoju.

— Interesują was relikty czmychaczy?

— Kierujemy się innymi motywami. — Mężczyzna wygładził zmarszczkę na mundurze. — Tak się składa, że interesuje nas Haldora.

Quaiche podniósł ciemne okulary.

— Chyba nas wszystkich interesuje?

— Nie w sensie religijnym. — Widok Quaiche’a z otwartymi na siłę powiekami nie zrobił na Ultrasie wrażenia. — Od czasu odkrycia tego układu nie prowadzono prawie żadnych badań naukowych nad Haldorą. Chciano to robić, ale tutejsze władze, w tym Kościół Adwentystów, nigdy nie pozwoliły na bliższe zbadanie zjawiska zniknięć.

— Statki z roju parkującego mogą używać wszelkich czujników do badania zniknięć — odparł Quaiche. — Wielokrotnie to robiono, a rezultaty opublikowano.

— To prawda — potwierdził Ultras — ale obserwacji z dużej odległości nie traktuje się poza tym układem zbyt poważnie. Potrzebne są szczegółowe badania z wykorzystaniem ładowników wystrzelonych w oblicze planety.

— Równie dobrze może pan napluć w oblicze Boga.

— W czym problem? Jeśli to prawdziwy cud, powinien wytrzymać próbę dokładnych badań naukowych. Czego się pan boi?

— Bożego gniewu, tego się boję.

Ultras oglądał swoje palce. Rashmika wyraźnie odczytała, że skłamał, gdy powiedział, że statek jest pełen ewakuowanych, którzy chcą zobaczyć zniknięcia. Ale poza tym mężczyzna mówił prawdę. Spojrzała na kobietę, która się dotychczas nie odezwała, i poczuła elektryzujący dreszcz, jakby ją rozpoznała. Przez chwilę ich wzrok się spotkał i Rashmika poczuła się nieswojo. Krew napłynęła jej do twarzy.

— Zniknięcia osiągają kulminację — stwierdził Ultras. — Tego nikt nie kwestionuje. Oznacza to jednak, że nie mamy dużo czasu na badanie Haldory w tym stadium.

— Nie mogę na to pozwolić.

— Już raz do tego doszło, mam rację?

Dziekan odwrócił się w stronę mężczyzny i światło odbiło się od oprawki otwieracza powiek.

— Do czego doszło?

— Do bezpośredniego sondowania Haldory. Według naszych informacji, na Heli mówi się o nieudokumentowanym zniknięciu jakieś dwadzieścia lat temu. Tamto zniknięcie trwało dłużej niż inne, ale zostało wykreślone z publicznych baz danych.

— To plotki — odparł Quaiche z irytacją.

— Zniknięcie się przedłużyło. To jakoby wynik wysłania na Haldorę zestawu instrumentów, co w jakiś sposób opóźniło powrót normalnego trójwymiarowego obrazu planety. Być może przeciążyło system.

— Jaki system?

— Mechanizm. Czyli to, co rzutuje obraz gazowego giganta — wyjaśnił Ultras.

— Przyjacielu, Bóg jest mechanizmem.

— To jedna z interpretacji. — Ultras westchnął. — Nie zamierzam pana denerwować, lecz uczciwie przedstawić naszą pozycję. Przypuszczamy, że na powierzchnię Haldory wysłano ładownik i że odbyło się to z błogosławieństwem adwentystów. — Rashmika znów pomyślała o naszkicowanych kreskach, które pokazał jej Pietr, oraz przypomniała sobie, co powiedziały jej cienie. A więc to prawda: rzeczywiście było brakujące zniknięcie i doszło do niego w chwili, gdy cienie przesłały swojego bezcielesnego wysłannika, negocjatora, do ornamentowanego skafandra. Tego skafandra, który na ich prośbę ona ma usunąć z katedry, zanim rozbije się na dnie Rozpadliny Ginnungagap.

— Uważamy, że nic złego się nie stanie, jeśli ponownie wyśle się sondę — kontynuował Ultras. — Prosimy tylko o pozwolenie na powtórny eksperyment.

— Eksperyment, który nigdy się nie odbył — rzekł Quaiche.

— Więc będziemy pierwsi. — Ultras pochylił się na krześle do przodu. — Damy panu za darmo ochronę, o którą pan się ubiega. Nie potrzebujemy koncesji na handel. Może pan nadal negocjować z innymi grupami Ultrasów. Prosimy tylko o pozwolenie na zbadanie Haldory.

Ultras wyprostował się. Spojrzał na Rashmikę, a potem wyjrzał przez okno. Z mansardy wyraźnie widać było dwudziestokilometrowy odcinek Drogi. Wkrótce zobaczą przejściową strefę geologiczną zapowiadającą przedpole kanionu. Most powinien być tuż za horyzontem.

Mniej niż trzy dni, pomyślała. Wtedy znajdą się na moście, ale pełznącej katedrze podróż na drugą stronę zajmie jeszcze dodatkowo półtora dnia.

— Potrzebuję ochrony — przyznał Quaiche po dłuższym mil czeniu. — Jestem chyba gotów iść na kompromis. Macie dobry statek. Ciężko uzbrojony i z dobrym napędem. Nie wyobrażacie sobie, jak trudno o statki, które spełniałyby moje wymagania. Zanim tu dolecą, ledwie dyszą. Są w zbyt kiepskim stanie, żeby dać mi ochronę.

— Nasz statek rzeczywiście jest w dobrej formie. Wątpię, czy w roju parkującym znajdzie się lepiej uzbrojony.

— A eksperyment? — spytał Quaiche. — Ma polegać tylko na zrzuceniu sondy z instrumentami?

— Jednym czy dwoma. Nic szczególnego.

— Zgrane ze zniknięciami?

— Niekoniecznie. Potrafimy uzyskać wiele informacji niezależnie od zniknięć. Oczywiście gdyby akurat zaszło zniknięcie… dla pewności umieścimy automatycznego drona na orbicie, by mógł odpowiednio szybko zareagować.

— Nie podoba mi się to wszystko, ale wasza ochrona mi od powiada. Zakładam, że przeanalizowaliście moje pozostałe warunki.

— Brzmią rozsądnie.

— Zgadzacie się na obecność skromnej delegacji adwentystów na waszym statku?

— Nie wiemy, czy to jest konieczne.

— Zapewniam, że jest. Nie rozumiecie polityki w tym układzie. To nie jest krytyka, po kilku zaledwie tygodniach pobytu tutaj nie można tego oczekiwać. W jaki sposób rozróżnicie autentyczne zagrożenie od niewinnego grzeszku? Nie mogę dopuścić, byście strzelali do wszystkiego, co pojawi się w rejonie Heli.

— Pańscy wysłannicy podejmowaliby decyzje?