— Nie spodziewaliśmy się, że aż tak trudno — potwierdził Va — sko. — Ale Aura zaproponowała rozwiązanie. To był jej plan, nie nasz.
— Na czym polegał?
— Dziewięć lat temu zeszła na Helę. — Khouri patrzyła prosto na Scorpia, jakby w pokoju byli tylko oni dwoje. — Miała osiem lat i nie mogłam jej powstrzymać. Wiedziała, po co wysłano ją na ten świat: żeby znaleźć Quaiche’a.
Pokręcił głową.
— Nie wysyła się ośmioletniej dziewczynki samej na księżyc.
— Nie mieliśmy innego wyjścia. Uwierz mi. Jestem jej matką. Zatrzymanie jej było jak powstrzymanie łososia, by nie płynął w górę rzeki. To musiało się stać, czy nam się to podoba, czy nie.
— Znaleźliśmy jej rodzinę — dodał Vasko. — Dobrych ludzi z jałowych wyżyn z Vigrid. Mieli syna. Parę lat wcześniej stracili w wypadku jedyną córkę. Nie wiedzieli, kim jest Aura, wiedzieli tylko, że nie mogą zadawać zbyt wielu pytań. Powiedziano im, żeby traktowali ją tak, jakby zawsze z nimi mieszkała. Łatwo pod jęli się tej roli, opowiedzieli Aurze, co robiła i jak się zachowywała ich zmarła córka. Bardzo pokochali Aurę.
— Po co te pozory?
— Żeby nie pamiętała, kim jest w rzeczywistości — wyjaśniła Khouri. — Żeby pogrzebała własne wspomnienia. Jest pół-Hy — brydowcem. Potrafi ustawić sobie umysł tak, jak my ustawiamy meble. To nie było dla niej takie trudne, gdy sobie już uświado miła, że to musi się stać.
— Dlaczego?
— Żeby pasować do otoczenia i nie mieć świadomości, że cały czas gra. Gdyby uwierzyła, że urodziła się na Heli, ludzie, których by spotkała, też by w to uwierzyli.
— To okropne.
— Myślisz, Scorp, że dla mnie to było łatwe? To moja córka. W dniu, kiedy postanowiła mnie zapomnieć, gdy weszłam do jej pokoju, ledwie mnie zauważyła.
Stopniowo poznawał resztę historii, starając się ignorować dojmujące wrażenie nierealności. Opowieść brzmiała logicznie i Scorpio musiał przyznać, że kolejne kroki były nieuniknione. „Nostalgia za Nieskończonością” przez ponad czterdzieści lat leciała z Araratu, przez Yellowstone, na Helę. Ale misja Aury zaczęła się znacznie wcześniej, gdy dziewczynka wykluła się z matrycy Hadesu — gwiazdy neutronowej. Aura była w drodze tak długo, że dziewięć dodatkowych lat nie stanowiło wielkiej różnicy. Teraz, gdy mu wszystko wyjaśniono, musiał przyznać, że jest w tym jakiś przerażający sens. O ile nie przyjmie się perspektywy świni, której życie dobiega kresu.
— Ona nigdy niczego nie zapomniała, tylko zagrzebała to w podświadomości — mówił Vasko. — W pewnym momencie te ukryte wspomnienia miały zmusić Aurę do działania, choć nie wiedziała dokładnie, co się z nią stanie.
— I co?
— Wysłała nam sygnał, że jest w drodze do Quaiche’a. To był dla nas znak, żeby rozpocząć negocjacje z adwentystami. Podczas gdy próbowaliśmy się do niego dostać, Aura już zdążyła zdobyć jego zaufanie.
Scorpio złożył ramiona i jego skórzana marynarka zatrzeszczała.
— Po prostu wkroczyła w jego życie? — spytał.
— Jest jego doradcą — wyjaśnił Vasko. — Uczestniczy w jego kontaktach z Ultrasami. Nie wiemy dokładnie, co robi, choć się domyślamy. Ona miała… ma pewną zdolność, którą przejawiała już jako dziecko.
— Potrafi czytać z naszych twarzy lepiej od nas — wyjaśniła Khouri. — Kiedy mówimy, że jesteśmy szczęśliwi, gdy w istocie jesteśmy smutni, ona potrafi wykryć, że to kłamstwo. To nie ma nic wspólnego z jej implantami i ta zdolność nie znikła, mimo że Aura ukryła swoje wspomnienia.
— Musiała czymś zwrócić na siebie uwagę Quaiche’a — po wiedział Vasko. — Ale to była tylko droga na skróty. Aura i tak wcześniej czy później dotarłaby do niego, pokonując wszelkie trudności. Urodziła się po to, by tego dokonać.
— Rozmawialiście z nią?
— Nie, to nie było możliwe. Nie mogliśmy wzbudzić podejrzeń Quaiche’a, że w ogóle ją znamy. Ale Khouri ma implanty kompatybilne z jej implantami.
— Gdy znalazłyśmy się w tym samym pomieszczeniu, mogłam sięgnąć do jej wspomnień. Byłyśmy na tyle blisko, że nasze im planty nawiązały kontakt, a Aura niczego nie podejrzewała.
— Odsłoniłaś jej swoją tożsamość?
— Jeszcze nie — odparła Khouri. — Jest zbyt delikatna. Lepiej, żeby nie wszystko przypomniała sobie od razu. Może nadal grać rolę, jakiej oczekuje od niej dziekan Quaiche. Gdyby podejrzewał, że Aura jest szpiegiem Ultrasów, znalazłaby się w tarapatach.
— Miejmy nadzieję, że nikt się nią zbyt dokładnie nie zainteresuje — powiedział Scorpio. — Jak długo będziemy czekać, aż ona sama wszystko sobie przypomni?
— Najwyżej kilka dni — odparła Khouri. — Już powinna dostrzec niekonsekwencje w swoich wspomnieniach.
— A te rozmowy z dziekanem… czego dokładnie dotyczą? Vasko powiedział mu, o czym rozmawiał z Quaichem. Dziekan zażądał dla adwentystów statku, który krążyłby wokół planety i zapewniał lokalną ochronę Heli. Okazało się, że wcześniej wielu Ultrasów nie chciało zaakceptować takiej umowy, choć Quaiche próbował różnych zachęt. Bali się, że ich statki mógłby uszkodzić ten sam czynnik, który zniszczył „Gnostyczne Wniebowstąpienie”, czyli statek, na którym Quaiche dostał się w pobliże Heli.
— Ale to nie nasz problem — ciągnął Vasko. — Niebezpieczeń stwo jest prawdopodobnie przesadzone, ale nawet gdyby ktoś strzelał do nas na oślep, mamy pewne środki obrony. Po przylocie w pobliże tego układu ukryliśmy wszystkie nowe techniki, ale w razie potrzeby możemy je uruchomić. Raczej nie musimy się martwić z powodu kilku zakopanych broni wartowników.
— I w zamian za ochronę Quaiche pozwoliłby nam na bliższe zbadanie Haldory?
— Niechętnie — powiedział Vasko. — Nie bardzo mu odpo wiada, żeby ktoś dłubał w jego cudownej planecie, ale bardzo mu zależy na ochronie.
— Czego on się tak boi? Czy inni Ultrasi sprawiali kłopoty? Vasko wzruszył ramionami.
— Sporadyczne incydenty, nic poważnego.
— W takim razie wygląda mi to na przesadną reakcję.
— Paranoja. Nie ma sensu nad tym się zastanawiać, jeśli zysku jemy dostęp do Haldory i nie musimy strzelać.
— Coś mi tu nie gra — rzekł Scorpio. Po okresie ulgi głowa znów go bardzo bolała.
— To naturalna ostrożność z twojej strony — zauważył Vasko. — Nie ma się czemu dziwić. Ale czekaliśmy na to dziewięć lat. To nasza jedyna szansa. Jeśli się nie zgodzimy, Quaiche skontaktuje się z innym statkiem.
— Nie podoba mi się to.
— Może oceniałbyś to inaczej, gdyby to był twój plan — stwierdziła Urton. — Ale ty spałeś, podczas gdy my go układaliśmy.
— W porządku. — Scorpio obdarzył ją uśmiechem. — My, świnie, i tak nie robimy dalekosiężnych planów.
— Chodzi jej tylko o to, żebyś spojrzał z naszej perspektywy — wtrącił się Vasko. — Gdybyś przeżył te wszystkie lata oczekiwań, inaczej byś oceniał sytuację — Odchylił się w fotelu i wzruszył ra mionami. — I tak klamka zapadła. Powiedziałem Quaiche’owi, że musimy przedyskutować sprawę delegatów, ale poza tym czekamy tylko na akceptację z jego strony. Potem realizujemy umowę.
— Zaraz, jakich delegatów? — Scorpio uniósł rękę.
— Quaiche nalega na przysłanie na statek grupki adwenty stów.
— Po moim trupie.
— Wszystko w porządku — powiedziała Urton. — Umowa jest wzajemna. Kościół wysyła na górę swoją grupę, a my swoją do katedry. Sprawa jest przejrzysta.
Scorpio westchnął. Czy sprzeczka ma sens? Był zmęczony i miał tylko przysłuchiwać się dyskusji. Wszystko zostało wcześniej ustalone, a jemu najwyraźniej wyznaczono rolę biernego obserwatora. Mógł oponować do woli, ale równie dobrze mógłby pozostać w kasecie zimnego snu.