Выбрать главу

– Ach, moja droga! – Silje już biegła do kuchni. – A co je mała?

– Mleko… Cokolwiek.

Po zaspokojeniu pierwszego głodu Sol zaczęła opowiadać. Siedziała na ławie, wygodnie oparta o zawieszoną na ścianie baranicę, a najedzona i przewinięta Sunniva spała smacznie w dawnej kołysce Arego.

– Ścigają mnie – powiedziała Sol zmęczona. – Wpadli na mój trop. Dlatego przybyłam tutaj z dziewczynką. Chciałam przede wszystkim zadbać o jej przyszłość.

Twarz Tengela przybrała nieprzenikniony wyraz.

– Może powinnaś zacząć od samego początku?

– Dobrze. Wkrótce po tym, jak stąd wyjechałam, spotkałam człowieka, o którym ci mówiłam, Tengelu. Pamiętasz?

– Oczywiście. Jedynego, który miał dać ci spokój i szczęście.

Sol roześmiała się z goryczą.

– O tak, doprawdy szczęście! W każdym razie to on jest ojcem Sunnivy. Niech się smaży w piekle!

– A więc on nie żyje? – zapytał Tengel cicho.

– Tak. Zabiłam go i przyglądałam się, jak powoli umiera. Nigdy nie czułam takiej nienawiści, ojcze. Jego męka sprawiła mi przyjemność.

– Sol! – błagała przerażona Silje. – Proszę! On jest mimo wszystko ojcem twojego dziecka!

Sol odwróciła się w jej stronę.

– Tak. Przez niego cierpi moja córka. Mam dla niej głęboką, bezgraniczną czułość, ale nie potrafię jej kochać. I na mnie też ściągnął wyrok śmierci. Odnaleziono jego zwłoki; ktoś przypomniał sobie, że widziano nas razem w gospodzie. Pamiętano, że był razem z „czarownicą o kocich oczach”, którą wójt ścigał od dawna.

– Ale dlaczego go zabiłaś, Sol? – jęknęła Silje.

Sol odpowiedziała ostro:

– Ponieważ jedyny mężczyzna, którego, jak sądziłam, mogłam pokochać, nosił imię, budzące moją największą odrazę. Nazywał się Heming Zabójca Wójta.

– Co? – Tengel aż podskoczył.

Silje zasłoniła dłonią usta.

– Och nie, Sol, powiedz, że to nieprawda!

– Ale tak właśnie jest.

– Tak, mała jest podobna do Heminga. Och, co za nieszczęście! – Tengel był blady z wściekłości. – A więc ten diabeł znów stanął nam na drodze, znów sprowadził nieszczęście na nasz dom. Ale ciebie nie zniszczy, Sol, nie dopuszczę do tego! – Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. – Jesteś córką mej siostry, kochałem cię jak moje własne dzieci. Czy w końcu on, ten zły duch Ludzi Lodu, ma być przyczyną twego upadku? Nie pozwolę na to, Sol!

– Nie mam zamiaru iść bezradna jak owieczka prosto w paszczę lwa – powiedziała Sol z twarzą zalaną łzami. – Zamierzam uciec do Szwecji. Musiałam tylko najpierw przywieźć tu Sunnivę.

Silje starała się przezwyciężyć w sobie uczucie zmęczenia, które owładnęło nią na myśl o wychowaniu jeszcze jednego dziecka. Czy sprosta oczekiwaniom? Teraz, w jej wieku? Bez wahania jednak podjęła się opieki nad dziewczynką.

– Zajmiemy się Sunnivą, nie musisz się o nią bać – powiedziała. – Wszyscy w Lipowej Alei i Grastensholm będą jej strzec. Ale nie skończyłaś opowiadać. Gdzie byłaś przez ten czas?

– Kiedy zabiłam Heminga, pojechałam do Finów. Długo musiałam ich szukać. Mieszkali rozproszeni w wielkich lasach; na początku byli w stosunku do mnie bardzo podejrzliwi. Nie mogliśmy też się porozumieć, mówili innym językiem. W końcu mnie przyjęli. Mieszkałam u nich, odnalazłam tam ludzi znających się na czarach. – Sol zawahała się, jakby z trudem przychodziło jej mówienie o tym, co było.

– Odrzucili mnie potem, ponieważ spodziewałam się dziecka. Chcieli mnie zakuć w dyby. Obawiali się też moich czarów, potrafiłam bowiem więcej niż oni i… rzuciłam urok na pewnego człowieka, który mi się naraził. – Zagryzła wargi, ale po chwili ciągnęła dalej: – Nie wszyscy byli równie nietolerancyjni, ale nie mogli mnie obronić przed tymi „sprawiedliwymi”. Uciekłam więc stamtąd i zamieszkałam z dzieckiem w szałasie, na uboczu. Ja żywiłam się tym, co mogła mi dać natura, a dziecko karmiłam swoim mlekiem. Ale potem przyszła zima, nie było więc innej rady jak przyjść tutaj mimo czyhających zewsząd niebezpieczeństw. Nie miałam też paszy dla konia i nie mogłam zabierać małej do Szwecji.

– Oczywiście, że nie – szepnęła Silje.

– Na wschód od Oslo zajechałam do chłopskiej zagrody, żeby tam poprosić o mleko. Nie powinnam była tego robić. Zostałam rozpoznana. Nie mogę przecież ukryć swoich oczu – powiedziała ze skargą w głosie. – A kiedy jechałam dalej, powiadomiono już wójta. Ścigali mnie jego żołnierze, ale udało mi się ich przechytrzyć. I dotarłam tutaj. Wkrótce jednak dowiedzą się, gdzie jestem. Zniknę stąd jutro rano.

– Czy gdzieś w pobliżu nie ma żadnej chaty, w której ona mogłaby się ukryć? – spytała Silje Tengela.

– O ile wiem, wszystkie są zamieszkane. A poza tym rozejście się plotki to tylko kwestia czasu. Szwecja to twój jedyny ratunek, Sol.

– Wiem, ale jestem taka zmęczona.

Wiedzieli, że nie o fizycznym zmęczeniu mówi.

Tę noc mogła spędzić w domu. Leżąc w ciemności długo rozmyślała.

Szwecja… Co mogło ją tam czekać? Nowe awantury, nowe rozczarowania. Nie mogła się spodziewać niczego więcej.

Ma tylko jedno wyjście…

Nienawiść do Heminga Zabójcy Wójta była podwójna; pozbawił ją również przeżyć związanych z wyprawami na Blokksberg. Nie miała odwagi ponownie tam wyruszyć. Nie mogła sobie wyobrazić nic gorszego niż spotkanie z nim.

Rozmawiała jednak o tym z pewną doświadczoną Finką. Stara kiwała głową i powiedziała jej w swym śpiewnym języku:

– Spróbuj jeszcze raz! Na Blokksberg nie spotkasz tego mężczyzny! Książę Ciemności nigdy nie jest odrażający dla tych, którzy go potrzebują!

Przez długi, długi czas nie miała odwagi. Dopiero kiedy zamieszkała sama z dzieckiem w szałasie, wysmarowała się maścią i poleciała tak jak dawniej.

Kobieta miała rację. W Szatanie, który ją tam przyjął i spędził z nią rozkoszne chwile, nie było ani cienia Heminga Zabójcy Wójta. Był ciemny, demoniczny i piękny. Był kimś szczególnym i nieznanym, a nie zdeformowanym wspomnieniem z dzieciństwa.

Sol nigdy nie zrozumiała – albo też nie chciała zrozumieć – że podniecające sny o tej niezwykłej postaci wywołane były przez owe trzy zioła. Dla niej maść była magicznym środkiem, dzięki któremu dostawała się do otchłani. Nie wiedziała że to właśnie zioła powodowały halucynacje. Dzięki belladonnie ukazywały się barwne obrazy z Blokksberg, lulek dawał złudzenie oszałamiającej, rozhuśtanej podróży przez morza i góry. Każde z trzech ziół oddzielnie było śmiertelną trucizną, ale wymieszane w odpowiednich proporcjach i nałożone na skórę dawały silne zmysłowe przeżycia. A potem – uporczywy ból głowy. Czarownice znały sekret ich łączenia. Zbyt wiele jednego zioła mogło przyprawić o szaleństwo albo spowodować śmierć.

Nie o tym jednak myślała Sol, gdy z jękiem zagłębiała się w wypełnione pożądaniem sny o owym demonie wyczarowanym przez jej własną wyobraźnię.

Kiedy leżała w łożu, mając obok siebie bezbronne, śpiące dzieciątko, nagle doznała olśnienia.

Już wiedziała, co powinna uczynić.

Szwecja? Cóż będzie tam robić? Nie zdoła powstrzymać się przed zabiciem kogoś, kto wywoła jej gniew. I znów rozpocznie się dziki taniec, ucieczka, nędza.

Tylko z Księciem Ciemności była bezpieczna.

Gdyby mogła zostać z nim na zawsze! Ale droga do wiecznego życia w otchłani jest tylko jedna… Prowadzi przez stos. Stos, na którym płonęły czarownice.

Sol nigdy nie bała się bólu. Stos wcale jej nie przerażał. Sama myśl wywoływała w niej ekstatyczne uczucie szczęścia.

Dlaczego właściwie miała walczyć tu, na ziemi, po to tylko, by cierpieć z powodu braku zrozumienia u ludzi?