Nagle usłyszałam dobiegający z zewnątrz przenikliwy krzyk, o częstotliwości znacznie wyższej niż wcześniejsze wrzaski w holu.
– Mamo! Mamo! – krzyknęła Amanda. – Heather zepchnęła Josha z drabinki i krew mu leci z nosa!
– O Boże – szepnęła Blanche. – Weź go, proszę.
Bez chwili wahania podała mi malca i poszła do kuchni. Quentin był zaskakująco ciężki, a jego kości przypominały kamienie. Popatrzył za odchodzącą matką, po czym przeniósł wzrok na mnie. Choć nie potrafił jeszcze mówić, czułam, że w jego małym mózgu powoli rodzi się pojęcie „Potwora”. Nagle zdał sobie sprawę z trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł, i ułożył małe usteczka do porażającego wrzasku.
– Czy mogę go włożyć do kojca?
– Nie, nie znosi tego – krzyknęła Blanche, przechodząc przez drzwi na tyłach domu. Na podwórku rozległy się krzyki drugiego dziecka, najwyraźniej domagającego się w ten sposób poświęcenia mu równej uwagi. Jakby w odpowiedzi Quentin otworzył buzię tak szeroko, że początkowo nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zbierając siły, zwinął się jak pierożek. Nagle, bez ostrzeżenia, wyprężył się niczym skaczący do tyłu nurek. Gdybym go mocno nie trzymała, wyśliznąłby mi się z rąk i uderzył głową o podłogę.
– Gu gu gu – zagruchałam, jakbyśmy się świetnie bawili. Niestety, wyraz jego buzi obwieszczał coś zupełnie przeciwnego.
Próbowałam go pohuśtać, jak przed chwilą robiła to Blanche, ale to tylko pogorszyło sprawę.
Teraz byłam nie tylko Potworem, ale Potworem Huśtającym Dzieci, gotowym zahuśtać go na śmierć. Chodziłam w kółko, szepcząc: „No już, już”, ale malec nie chciał się uspokoić. W ostatnim akcie desperacji wsadziłam go do kojca, zmuszając, by ugiął sztywne nóżki i usiadł wygodnie. Podałam mu dwa klocki z literkami i kawałek na wpół zjedzonego ciasteczka. Wycie natychmiast ucichło. Cuentin wsunął ciasteczko do buzi i zaczął walić klockiem o plastikową podłogę kojca. Wstałam i poklepując się z ulgą po piersi, poszłam do kuchni zobaczyć, co się tam dzieje.
Blanche ukazała się właśnie w drzwiach z czteroletnim Joshem opartym o biodro. Jego nogi dyndały gdzieś w okolicach jej kolan. Na czole chłopca widniał guz wielkości jajka, a z rozciętej wargi ciekła krew. Jedną ręką Blanche otworzyła zamrażarkę i wyjęła parę kostek lodu, które zawinęła w ścierkę i przyłożyła do czoła chłopca. Zaraz potem ruszyła do saloniku i ciężko usiadła w fotelu. W tej samej chwili chłopiec szybko odpiął klapkę w tunice i zaczął ssać jej pierś. Zaskoczona odwróciłam wzrok. Byłam przekonana, że dzieci w jego wieku dawno już powinny zapomnieć o takiej formie odżywiania. Blanche wskazała mi stojący obok fotel, nie zwracając najmniejszej uwagi na syna uczepionego przy prawej piersi.
Spojrzałam na fotel i usunęłam niedojedzony krakers z masłem orzechowym. Usiadłam niepewnie na samym brzeżku. Kontuzja Josha najwyraźniej zachęciła pozostałe dzieci do ucieczki przed chłodem i zmrokiem panującymi na zewnątrz. W następnej chwili telewizor ryczał już na cały regulator, a na ekranie migały kreskówki. Heather i Amanda siedziały ze skrzyżowanymi nogami na podłodze. Zaraz też dołączył do nich Josh, trzymając przy czole ścierkę z zawiniętymi w nią kostkami lodu.
Próbowałam się skoncentrować na tym, co mówiła do mnie Blanche, lecz nie dawała mi spokoju myśl, że nawet w moim wieku podwiązanie jajowodów nie byłoby wcale takim złym rozwiązaniem.
8
Spojrzałam na zegarek, co nie uszło uwagi Blanche.
– Wiem, że się spieszysz, więc natychmiast przechodzę do sedna. Czy mama opowiadała ci o przeszłości Crystal?
– Mówiła, że przed ślubem z twoim tatą była striptizerką.
– Nie o to mi chodzi. Czy wspominała, że jej czternastoletnia córka jest nieślubnym dzieckiem?
Przez chwilę przetrawiałam tę rewelację. Pochyliłam się do przodu, nie dlatego że byłam tym szczególnie zainteresowana, lecz łomot, gwizdy i krzyki dobiegające z telewizora mogły u każdego wywołać trwałe uszkodzenie słuchu. Patrzyłam na poruszające się wargi Blanche, która składała zdania niczym aktorka dubbingująca obcojęzyczny film.
– Nie jestem nawet pewna, czy Crystal wie, kto jest jej ojcem. Potem wyszła za tego Lloyda jak mu tam i miała z nim jeszcze jedno dziecko. Chłopczyk utonął, mając zaledwie półtora roku jakieś cztery czy pięć lat temu. To był wypadek.
Zmrużyłam oczy.
– I uważasz, że jest to w jakiś sposób powiązane ze zniknięciem twojego ojca?
Wyglądała na zaskoczoną.
– No cóż, nie, ale powiedziałaś mi, że chcesz poznać wszystkie fakty. Chciałam ci wszystko opowiedzieć, żebyś wiedziała, z czym masz do czynienia.
– Czyli? – W telewizji nadszedł czas na reklamy. Zrobiło się jeszcze głośniej, by dzieci mieszkające po drugiej stronie ulicy też mogły poznać zalety wspaniałych płatków śniadaniowych z dodatkiem witamin, które smakują jak ambrozja.
– Czy nie sądzisz, że Crystal zachowuje się dziwnie? – spytała Blanche.
Czytanie z ruchu warg przychodziło mi z wielkim trudem, więc jej uwaga nie w pełni do mnie dotarła.
– Blanche, czy możemy przyciszyć telewizor?
– Przepraszam. – Sięgnęła po pilota i wyłączyła dźwięk. Zapadła kojąca cisza. Dzieci siedziały dalej na podłodze, otaczając telewizor niczym płonące gdzieś na polanie ognisko. Na ekranie migały fantastyczne obrazy w barwach tak ostrych, że kiedy odwracałam wzrok, nadal miałam przed oczami kolorową plamę.
Blanche wróciła do przerwanej rozmowy.
– Nie wiem, jakie ty odniosłaś wrażenie, ale według mnie Crystal w ogóle nie przejęła się tą tragedią. Jest chłodna i opanowana, co dla mnie jest nie do pomyślenia.
– Minęło już dziewięć tygodni. Nikt chyba nie może żyć w ciągłym napięciu aż tak długo. Zaczynają działać mechanizmy obronne. Trzeba próbować jakoś się z tym pogodzić, bo inaczej można oszaleć.
– Moim zdaniem to ciekawe, że Crystal nie zdecydowała się wystąpić publicznie i poprosić o informacje w sprawie taty. Nie wyznaczyła też nagrody. Nie rozesłała żadnych ulotek. Nie skonsultowała się z żadnym medium…
Wyprostowałam się gwałtownie.
– Myślisz, że to by pomogło?
– Na pewno by nie zaszkodziło – odparła. – Moja przyjaciółka Nancy jest naprawdę niesamowita. Ma niezwykły, rzadko spotykany dar.
– Jest medium? Dlatego proponowałaś mi jej usługi przez telefon?
– Oczywiście. Kiedy zgubiłam pierścionek z brylantem, od razu wskazała miejsce, gdzie on jest.
– A jak tego dokonała? Jestem bardzo ciekawa.
– Trudno to dokładnie opisać. Powiedziała, że czuje coś słodkiego. Widziała jakieś białe ślady, może coś związanego z morzem. Odbyła dwie oddzielne… nazwijmy to sesje… i obrazy były dokładnie takie same. Zaraz potem przypomniałam sobie, że kiedy ostatni raz widziałam pierścionek, zdjęłam go, żeby umyć ręce w umywalce w łazience. Szukałam go tam wiele razy. Okazało się, że położyłam pierścionek na mydelniczce i przykleił się od spodu do kostki mydła. Nancy wyczuła to dokładnie.
– A te białe ślady? Czy to była umywalka?
– Nie w tej łazience. Umywalka jest tam zgniłozielona, ale za to mydło było białe.
– Rozumiem. A skąd to morze?
Blanche przyjęła obronny ton.
– Nie należy wszystkiego brać aż tak dosłownie. Niektóre obrazy są czysto metaforyczne… no wiesz, trzeba dopiero wyciągnąć odpowiednie wnioski.
– Morze… woda w kranie – zasugerowałam nieśmiało.
– Chodzi o to, że Nancy zaproponowała Crystal pomoc, ale ona odmówiła.
– Może nie wierzy w takie rzeczy.
– Ale Nancy jest absolutnie rewelacyjna, zaręczam ci.