Выбрать главу

– Umiesz gotować?

– Nie, ale jestem bardzo pedantyczna.

– Ja też. Mój brat to prawdziwe prosię. Na pierwszy rzut oka nigdy byś go o to nie posądziła. Lubi się dobrze ubrać, ale w samochodzie ma chlew.

– Ja wożę na tylnym siedzeniu puszki oleju silnikowego.

– To część twojej pracy – podsumował wspaniałomyślnie.

Rozmawialiśmy dalej w tym tonie i stwierdziłam, że podoba mi się jego twarz. Nie mogłam też powiedzieć, by jego ciało nie wywarło na mnie sporego wrażenia; był szczupły i pięknie umięśniony. Ciekawe, co porabia dziś wieczorem Dietz. Nie znajdował się nigdzie w pobliżu, więc co za różnica? Podoba mi się bardzo niewielu mężczyzn, ale nie dlatego, że jestem wybredna. Próbuję się chronić, co oznacza, że odrzucani ich w przedbiegach z wyjątkiem tych… jakich? Nie wiedziałam, co sprawia, że w towarzystwie niektórych mężczyzn decyduję się wyłączyć mechanizmy obronne. Chyba chemia. Skoncentrowałam się na kurczaku i spróbowałam tłuczonych ziemniaków, które uwielbiam i stawiani na równi z masłem orzechowym.

Tommy dotknął mojej dłoni.

– Dokąd mi umknęłaś?

Podniosłam wzrok i spojrzałam prosto w jego zielone oczy. Wysupłałam palce z jego uścisku.

– Czy to randka?

– Tak.

– Ja nie chodzę na randki.

– To widać.

– Mówię poważnie – odparłam. – Nie jestem dobra w te klocki.

– Musisz być. Dwa razy wyszłaś za mąż, a teraz masz chłopaka.

– Po drodze miałam jeszcze paru. To nie znaczy, że dobrze sobie z tym wszystkim radzę.

– Moim zdaniem całkiem nieźle. Podobasz mi się. Nie musisz się zgrywać. No, rozchmurz się.

– Dobra – rzuciłam pokornie.

Kiedy o dziewiątej wyszliśmy z restauracji, na ulicach było jeszcze mokro, choć deszcz już nie padał. Dostrzegłam porsche Tommy’ego zaparkowane po drugiej stronie ulicy. Na placu zabaw dla dzieci było ciemno, a zacumowane w porcie łodzie rozjaśniały mrok kropeczkami świateł. Czekałam, aż Tommy otworzy drzwiczki.

– Chciałbym ci coś pokazać – powiedział, przekręcając kluczyk w stacyjce. – Jest jeszcze wcześnie. Dobrze?

Ruszył z miejsca i zawrócił na Cabana Boulevard. Skierowaliśmy się na zachód, mijając z lewej strony port jachtowy i Santa Teresa City College z prawej. Wjechaliśmy na wzgórze i skręciliśmy w lewo na najbliższym skrzyżowaniu. Nie musiał mi mówić, że zmierzamy do Horton Ravine. Uśmiechnął się.

– Chcę ci pokazać nasz dom.

– A co z Richardem? Nie będzie miał nic przeciwko temu?

– Pojechał na pokera do Bell Garden.

– A jeśli przegra i wróci wcześniej do domu?

– Na pewno nie wróci przed świtem.

Przemknęliśmy obok filarów stojących przy wjeździe do Horton Ravine. Droga była szeroka i ciemna. Brak ogrodzeń przy wielu posesjach stwarzał wrażenie, że jedziemy przez wieś, mijając pastwiska, stajnie i światła domów migające wśród drzew. Tommy wybrał mocno okrężną drogę. Podejrzewałam, że chce zademonstrować drzemiące w porsche możliwości. Po chwili skręcił w prawo i wjechał na półokrągły podjazd. Spojrzałam przelotnie na potężną budowlę o białych ścianach i czerwonym dachu. Wszystkie podcienia i balkony zalewał blask zainstalowanych na zewnątrz lamp. Tommy otworzył pilotem bramę garażu i wjechaliśmy do wielkiego surowego wnętrza, pachnącego jeszcze świeżą farbą. W garażu, który mógł pomieścić cztery samochody, trzy miejsca były puste. Doszłam do wniosku, że Richard jeździ sportowym samochodem równie imponującym jak porsche brata. Otworzyłam drzwiczki i wysiadłam. Tommy szukał w kieszeni kluczy. W garażu nie było żadnych półek, narzędzi ani rupieci. Nigdzie nie widać też było ogrodowych mebli ani kartonowych pudeł z napisem „Boże Narodzenie”. Tommy otworzył drzwi i weszliśmy do kuchni. Na centralce alarmu nie migotało żadne światełko. Po lewej stronie znajdowała się mała łazienka i służbówka, a po prawej pralnia. Na blatach w kuchni spostrzegłam całe stosy przysyłanych pocztą ulotek i katalogów. Osobno leżały instrukcje obsługi automatycznej sekretarki, kuchenki mikrofalowej i elektrycznego piekarnika, który najwyraźniej nigdy jeszcze nie był używany. Podłogę wyłożono czerwoną meksykańską terakotą, wypolerowaną na błysk. Tommy rzucił klucze na lśniący biały blat.

– I co o tym myślisz?

– Żadnego alarmu? To dziwne w takim domu jak ten.

– Mówisz jak glina. Zainstalowaliśmy alarm, ale nigdy go nie włączamy. Kiedy się tu sprowadziliśmy, Richard tak często uruchamiał go przez przypadek, że firma zaczęła nam liczyć pięćdziesiąt dolców od każdego fałszywego wezwania, a policja nie chciała już przyjeżdżać. Stwierdziliśmy, że gra niewarta świeczki.

– Miejmy nadzieję, że włamywacze o tym nie wiedzą.

– Jesteśmy ubezpieczeni. Chodź, za dziesięć centów masz niepowtarzalną okazję zwiedzić dom.

Oprowadził mnie, zatrzymując się tu i ówdzie, by opowiedzieć o planach wystroju wnętrz. Na parterze podłogi z szerokich dębowych desek ciągnęły się przez salon, jadalnię, pokój dzienny, wyłożony boazerią gabinet i dwa pokoje dla gości. Na piętrze podłogi pokrywała w całości gruba wełniana wykładzina w kolorze kawy z mlekiem. Znajdowały się tam dwie duże sypialnie, pokój do ćwiczeń i dość miejsca w szafach dla dziesięcioosobowej rodziny. Całość przypominała wzorcowy, idealny dom pokazywany na targach budownictwa. Wiele pokoi było pustych, a te, w których ustawiono parę sztuk mebli, mimo wszystko też sprawiały takie wrażenie. Nigdzie nie było widać żadnych drobiazgów, pamiątek ani zdjęć. Uświadomiłam sobie, że Tommy, podobnie jak ja, lubi podróżować przez życie bez zbędnego bagażu – żadnych dzieci, zwierzaków i roślin w doniczkach. Pokój dzienny to przede wszystkim bogato wyposażony bar, mnóstwo czarnej skóry i ogromny telewizor do oglądania transmisji z rozgrywek sportowych. Nie zauważyłam nigdzie żadnych dzieł sztuki ani książek, ale może nie zdążyli ich jeszcze rozpakować.

W sypialniach zrozumiałam, że kupili gotowe wyposażenie w salonie meblowym. Wszystkie meble doskonale do siebie pasowały. W pokoju Tommy’ego królowało jasne drewno w nowoczesnym stylu. U Richarda łóżko, komoda, szafa i dwa stoliki przy łóżku wykonano z ciężkiego, ciemnego drewna, a całość z uchwytami z ciężkiego metalu kojarzyła się hiszpańskimi hacjendami. Wszystko było nieskazitelnie czyste. Na pewno co tydzień zjawiała się tu co najmniej trzyosobowa ekipa sprzątająca.

Obeszliśmy cały dom i wróciliśmy do kuchni. Oboje doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że upłynęło sporo czasu. Pomimo wcześniejszych zapewnień Tommy podobnie jak ja obawiał się, że Richard może się tu zjawić w każdej chwili. Miał co prawda wrócić dopiero za parę godzin, ale czułam jego obecność niemal w każdym pokoju. Tommy nie wspomniał ani słowem o lodowatym zachowaniu brata, a ja nie chciałam drążyć tematu. Byłam pewna, że ich wzajemny chłód nie ma ze mną nic wspólnego.

– Masz ochotę na drinka? – zapytał Tommy, wykazując się niezwykłą odwagą.

– Nie, dziękuję. Mam jeszcze sporo pracy. Dzięki za zwiedzanie. Dom jest naprawdę piękny.

– Trzeba jeszcze włożyć trochę pracy, ale podoba nam się tutaj. Musisz obejrzeć wszystko za dnia. Okolica jest przepiękna. – Spojrzał na zegarek. – Teraz lepiej odwiozę cię do domu.

Wzięłam torbę i ruszyłam za nim. Poczekałam w samochodzie, aż zamknął dom. W pachnącym skórą wnętrzu porsche uświadomiłam sobie, że coś się między nami zmieniło. Rozmawialiśmy po drodze, ale ja robiłam to tylko po to, by ukryć, jak bardzo mi się podoba. Tommy znalazł miejsce do zaparkowania niedaleko Rosie, kawałek od mojego domu. Kiedy wysiadałam z samochodu, podał mi rękę, a ja próbowałam wysunąć się ze środka z jak największym wdziękiem. Sportowe samochody powinny zdecydowanie być wyposażone w urządzenia do katapultowania.