Выбрать главу

Siedem minut później zjawił się pierwszy czarno-biały wóz patrolowy.

Minęły niecałe dwie godziny, gdy na drogę wyszli mieszkańcy okolicznych domów. Stali zbici w niewielkich grupkach, chroniąc się od deszczu parasolami. Rozmawiali przyciszonymi głosami. Najwyraźniej ktoś puścił w obieg informację, że znaleziono samochód doktora. W normalnych okolicznościach mieszkańcy nie mieli okazji spotykać się zbyt często. Domy stały w pewnym oddaleniu od siebie, właściciele w większości pracowali, więc ich ścieżki rzadko się krzyżowały. Teraz czekali cierpliwie we włożonych pospiesznie płaszczach i butach, jakby połączeni wspólną troską spełniali jakiś magiczny rytuał. Przed podejściem bliżej powstrzymywała ich prowizoryczna zapora z plastikowych płotków i taśmy. Stamtąd, gdzie stali, nie mogli wiele zobaczyć. Prowadząca w strony miasta droga była ciemna, gdyż nie zainstalowano tu latarni. Za ostatnim zaułkiem rozciągały się już tylko mroczne i posępne wzgórza porośnięte szałwią i niskimi, kolczastymi krzewami.

Zmarznięta siedziałam w samochodzie. Od czasu do czasu zapalałam silnik, żeby nagrzać trochę wnętrze i przejechać wycieraczkami po szybie. Monotonny stukot kropel deszczu o dach działał straszliwie usypiająco. Po mojej prawej stronie pod kątem trzydziestu stopni wyrastało wzgórze, by po jakichś stu metrach zacząć powoli opadać w stronę jeziora. Znad powierzchni wody unosił się blask reflektorów oświetlający parę niskich drzew przy samym brzegu. Od czasu do czasu pojawiała się też sylwetka policjanta. Rozmawiałam chwilę z detektywem Odessą zaraz po tym, jak zjawił się na miejscu wypadku. Poprosił, żebym została. Wyjaśnił, że skorzystają z pomocy nurka, by obejrzeć dokładnie wnętrze samochodu przed wyciągnięciem go na powierzchnię. Po chwili ruszył w dół długim zboczem, a ja cierpliwie czekałam.

W pewnym momencie pojawiła się Leila w towarzystwie ojczyma, który wrócił do domu w czasie, gdy ja odkrywałam leżący na dnie zbiornika samochód Dowa. Stali razem z boku pod czarnym parasolem, trzymając się z dala od sąsiadów. Domyśliłam się, że zwabił ich tu blask reflektorów i szybko wskoczyli do samochodu Lloyda. Przynajmniej tym razem na twarzy Leili nie malował się wyraz znudzenia ani pogardy. Z grubą warstwą cienia na powiekach i mocno wytuszowanymi rzęsami wyglądała jak wielkookie, porzucone na pastwę losu dziecko. Stojąc w ciemnościach, nie mogła opanować drżenia. Wiedziałam, że powinnam podejść i przedstawić się Lloydowi, ale nie mogłam się do tego zmusić. Niedaleko przy drodze dostrzegłam dwie ekipy z kamerami, jedną z KWST-TV, drugą z KEST-TV. Blond reporterka z KEST już zbierała materiały i wywiady do wiadomości o jedenastej. Stała pod dużym czarnym parasolem i rozmawiała z jednym z sąsiadów. Nie zauważyłam innych dziennikarzy, ale na pewno gdzieś się tutaj kręcili.

Przekręciłam trochę lusterko wsteczne i obserwowałam, jak zza rogu wyłaniają się dwa reflektory samochodu. Miałam nadzieję zobaczyć w nim Fionę, ale okazało się, że jest to białe volvo Crystal. Zbliżając się do miejsca wypadku, zwolniła. Poczekała chwilę, aż minie ją grupka ludzi, po czym zaparkowała na poboczu tuż przede mną.

Chwyciłam leżącą na tylnym siedzeniu pelerynę. Opuściłam ciepłe wnętrze volkswagena i trzymając ją nad głową, podeszłam do samochodu Crystal. Odwróciła się, a kiedy mnie rozpoznała, opuściła szybę. Była bardzo blada, włosy związała niedbale w węzeł na karku. Zamiast eleganckich czarnych spodni i swetra miała teraz na sobie wciągnięte w pośpiechu dżinsy i szarą bluzę z reklamą naszej siłowni.

– Byłam już w szlafroku, kiedy zjawiła się u mnie policja – powiedziała. – Sierżant chciał mnie tu przywieźć samochodem, ale wolałam mieć własny środek transportu. Co się tu dzieje?

– Nic wielkiego. To gorsze niż plan filmowy. Ci ludzie stoją tu i gapią się nie wiadomo na co. Gdzie jest Anica?

– Musiała wrócić do szkoły. Wskakuj.

– Dzięki – powiedziałam. Otworzyłam drzwiczki i wsunęłam się na przednie siedzenie. Na tylnym przypięto fotelik Griffitha, zasypany lawiną okruchów ciasteczek i połamanych precelków. Plastikowa butelka z sokiem jabłkowym zostawiła lepki ślad w miejscu, gdzie oparłam rękę. Na podłodze u moich stóp leżała różowa pluszowa wiewiórka. Wyobraziłam sobie, jak malec, siedząc w foteliku, rozrzuca dookoła wszystko, co wpadnie mu w ręce. W samochodzie pachniało kwiatowo-korzennymi perfumami Crystal.

– Jak się czujesz? – spytałam.

– Jestem jak otępiała.

– Samochód mógł zostać tu porzucony – rzuciłam bez związku.

– Miejmy nadzieję, że tak było. – Przekręciła lusterko w swoją stronę i wytarła rozmazany tusz pod okiem. Wyciągnęła się potem wygodnie w fotelu i zamknęła oczy. Patrząc na nią z profilu, zauważyłam mocno nieregularne rysy. Nos był zbyt ostry, a dolna szczęka zbyt szeroka przy wąskim czole. „Zrobiona” wyglądała o wiele lepiej niż w tej chwili.

– Kiedy się tu zjawiłaś? – spytała jakby przez sen.

– Dawno temu. O szóstej.

– Powiedzieli mi, że nie muszę się spieszyć. Oglądałam telewizję, gdy policjant zadzwonił do drzwi.

– Szczęściara z ciebie. Ja umieram z głodu. Nie jadłam kolacji. Zjem chyba zaraz własną rękę.

Crystal sięgnęła do schowka.

– Proszę. – Wyjęła lekko sfatygowany batonik czekoladowy i podała mi go. – Jak znaleźli samochód?

– To ja go zauważyłam i zaraz wezwałam policję. Gliny zajmują się tam teraz Bóg jeden wie czym. – Odwinęłam papierek. W powietrzu rozeszła się woń czekolady. Połamałam batonik na kawałki i wsunęłam jeden do ust. Rozkosznie rozpływał się na języku.

– Skąd wiedziałaś, że to jego samochód?

– Ma bardzo charakterystyczną tablicę rejestracyjną.

Przez chwilę nie odzywałyśmy się ani słowem. Crystal włączyła radio, ale zaraz zmieniła zdanie i przekręciła gałkę z powrotem. Deszcz delikatnie uderzał o dach samochodu, niczym perkusista przesuwający miotełkami po talerzach. W samochodzie zapanowała dziwnie intymna atmosfera. Obie znalazłyśmy się w niezwykłych okolicznościach, w nieznanym otoczeniu, połączone wspólnym oczekiwaniem.

– Rozumiem, że jeszcze nie wydobyli samochodu z wody – powiedziała w końcu Crystal.

– Czekają na ciężarówkę z wyciągarką. Odessa powiedział, że natychmiast da nam znać, jeśli coś znajdą. – Zjadłam jeszcze jeden kawałek batonika, a resztę wsunęłam do torby. Skrzyżowałam ramiona na piersiach, na próżno próbując trochę się rozgrzać.

Crystal westchnęła, lecz kryło się w tym coś jeszcze: napięcie, niecierpliwość, zwykłe znużenie.

– Wiedziałam, że on nie żyje. To jedyne rozsądne wytłumaczenie. Mówiłam ci, że nigdy nie porzuciłby Griffa.

– Crystal, jeszcze nie wydobyli samochodu. Nawet nie wiemy, czy on jest w środku.

– Jest. Leila zupełnie się załamie.

– Dlaczego? Przecież go nie lubi.

– Jasne, że nie. Traktowała go jak powietrze, ale mimo wszystko nie wiem, jak sobie z tym poradzi.

Zawahałam się, ale bardzo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej. Crystal jeszcze nigdy nie wydawała się tak bezbronna i to mogła być moja jedyna szansa.

– Co ją tak wścieka?

– Sprawa jest zbyt skomplikowana, żeby ją teraz roztrząsać.

– Nic nie jest zbyt skomplikowane, jeśli on nie żyje.

Crystal wyprostowała się i odwróciła w moją stronę.

– Dlaczego miałabym ci mówić? Przecież nie pracujesz dla mnie.

– Ale nie jestem też przeciwko tobie. Na czym polega problem Leili?

– Czemu tak cię to martwi?

– Nie martwi, jeśli tak chcesz to ująć, ale możesz być pewna, że cała sytuacja znacznie się pogorszy.

– W to nie wątpię – odparła. A po dłuższej chwili dodała: – Leila już dość przeszła w życiu. Potrzebuje pomocy, żeby sobie z tym poradzić.