Tymczasem ciężarówka zdołała zbliżyć się do brzegu. Dwaj mężczyźni w wysokich po uda gumowych butach i pelerynach weszli do wody, przygotowując operację wydobycia samochodu. Jeden z nich przymocowywał już łańcuch do osi mercedesa. Nagle stracił równowagę i wpadł do głębszej wody, a jego peleryna unosiła się na wodzie jak nadmuchiwana tratwa ratunkowa. Mężczyzna walił rękami w powierzchnię wody, przeklinając pod nosem, a jego partner zdusił śmiech i ruszył do przodu, by pomóc koledze.
Odessa skinął głową w kierunku nurka.
– Tam z koronerem stoi Paglia.
– Domyśliłam się.
Jakby na dany sygnał detektyw Paglia odwrócił się i zauważył nas. Przeprosił towarzyszących mu mężczyzn i ruszył w naszą stronę po grząskim gruncie. Padający przez wiele dni deszcz zatarł już co prawda ślady opon samochodu, ale zabezpieczono i przeszukano jego przypuszczalną drogę w dół. Po tak długim czasie policja nie mogła, niestety, liczyć na zbyt dużo dowodów.
Detektyw zbliżył się do nas i wyciągnął rękę.
– Pani Millhone? Jim Paglia. Con Dolan sporo mi o pani mówił. – Miał niski głos, bez śladu wyraźnego akcentu. Na oko dałam mu pięćdziesiąt lat. Miał ogoloną głowę, a piegowate czoło znaczyła dodatkowo siateczka zmarszczek.
Uścisnęliśmy sobie dłonie i wymieniliśmy zwyczajne w takich sytuacjach grzeczności. Porucznik Dolan był szefem wydziału zabójstw aż do czasu, gdy atak serca zmusił go do przejścia na wcześniejszą emeryturę.
– Jak się teraz miewa?
– Dobrze, ale nie rewelacyjnie. Brakuje mu roboty. – Czarne brwi Paglii unosiły się na końcach niczym para małych skrzydeł. Nosił małe owalne okulary w metalowych oprawkach. Jeśli osiadające na szkłach krople deszczu denerwowały go, nie dawał tego po sobie poznać. Jeszcze nad jeziorem zaczął palić cygaretkę z plastikowym ustnikiem, ale zgasła na deszczu. Teraz wyjął ją z ust i przyjrzał się koniuszkowi.
– Wiele pani zawdzięczamy. Jak go tu pani znalazła?
Odessa dotknął delikatnie mojego rękawa.
– Pogadajcie sobie. Zaraz do was wrócę.
Patrzyłam, jak podchodzi do nurka i zaczyna z nim rozmawiać z dala od osób, które mogłyby ich usłyszeć. Po chwili skierowałam całą uwagę na detektywa Paglię, który niepokojąco patrzył mi w oczy. Uznałam go za byłego żołnierza, który wiele razy oglądał śmierć z bliska i być może sam często ją zadawał. Jego sposób bycia był przyjazny, lecz pozbawiony krępującego czasem ciepła. Jeśli sprawiał wrażenie miłego i sympatycznego, działo się tak dlatego, że takie właśnie wrażenie chciał wywierać na rozmówcach. Był uprzejmy, bo uprzejmość pozwalała mu zdobyć to, czego pragnął, a w jego przypadku były to informacje, współpraca i szacunek. Gdybym była przestępcą, na pewno bardzo bym się go obawiała. A zważywszy na moje wcześniejsze zamiłowanie do mijania się z prawdą, oszukiwania, wdzierania się tu i tam bez pozwolenia i drobnych kradzieży, postanowiłam podejść do całej sprawy bardzo ostrożnie i uważać na każde słowo. Nie przyszło mi oczywiście do głowy, że mógłby mnie o cokolwiek podejrzewać, postanowiłam jednak sprawiać wrażenie uczciwej do szpiku kości, co nie było znowu aż takie trudne, gdyż (przynajmniej w tym wypadku) miałam do zaoferowania wyłącznie prawdę.
– Nie wiem, jak to wszystko opisać. Byłam w domku Lloyda. To były mąż Crystal.
– Ojczym Leili.
– Tak jest. Tego ranka Leila opuściła szkołę bez pozwolenia i Crystal doszła do wniosku, że na pewno zjawi się u Lloyda. Obiecałam, że postaram się ją znaleźć, zaczęłam więc jeździć w okolicy Little Pony Road i autostrady 101. Leila musiała podróżować autostopem, bo zauważyłam ją na poboczu. Jakoś udało mi się ją przekonać, że powinna pojechać do Lloyda. Kiedy tam dotarłyśmy, nie było go w domu, ale Leila wiedziała, gdzie trzyma klucz. To tamten domek. – Wskazałam na drugi brzeg jeziora. Pod bacznym spojrzeniem Paglii postanowiłam sprawę dokładnie wyjaśnić. – Tak naprawdę domek nie należy do niego, ale do jego przyjaciela. Lloyd opiekuje się nim tylko podczas nieobecności kumpla, który wyjechał na Florydę. Czekając na Lloyda, kręciłam się trochę po domku. Leila oglądała telewizję, a ja wyszłam na antresolę. Zobaczyłam teleskop i pomyślałam, że fajnie będzie rozejrzeć się po okolicy. Zdumiałam się bardzo, bo nie miałam pojęcia, że ta część Gramercy leży dokładnie po drugiej stronie jeziora, naprzeciwko domu Fiony.
– Myśli pani, że istnieje jakiś związek?
– Między Lloydem i Fioną? Nie wiem, ale szczerze w to wątpię. Nie doszły mnie na ten temat żadne informacje.
Paglia wyjął z kieszeni pudełko. Otworzył je i wrzucił do środka niedopałek cygaretki. Na dnie zauważyłam trochę popiołu – najwyraźniej nie chciał zaśmiecać miejsca przestępstwa. Schował pudełko do kieszeni i spojrzał na mnie szarymi oczami.
– Czy stoimy na miejscu zbrodni? – spytałam.
– Samobójstwo też jest zbrodnią – odparł. – Proszę mówić dalej. – Jego dolne zęby zachodziły na środku na siebie i były pokryte drobnymi plamkami. Był to jedyny element wyglądu, który wymknął mu się spod kontroli.
– Kiedy spojrzałam przez teleskop, zobaczyłam psa. To owczarek niemiecki, wabi się Trudy. Spotkałam go już dwa razy podczas wcześniejszych wizyt u Fiony. Biegał po całej okolicy z głośnym szczekaniem.
– Psy potrafią wyczuć zapach ciała nawet pod wodą – zauważył Paglia. Była to pierwsza informacja, jakiej mi udzielił.
– Naprawdę? Nie wiedziałam o tym. Widziałam, że psina jest bardzo podekscytowana, ale nie miałam pojęcia, dlaczego. Oprócz Trudy zauważyłam też rysy na głazie leżącym w połowie zbocza. – Wskazałam palcem jak piątoklasista przepytywany pod tablicą. – Zniszczono też rośliny, część sadzonek była wyrwana z korzeniami. Początkowo pomyślałam, że ktoś przeciągał tędy przyczepę, by spuścić na wodę łódź, ale potem zauważyłam tablicę z zakazem pływania.
Patrzył na mnie uważnie z wyrazem chłodnej uprzejmości na twarzy.
– Nadal nie rozumiem, jak pani to wszystko ze sobą powiązała.
– Nagle zaczęło to nabierać sensu. Doktora Purcella po raz ostatni widziano w klinice. Słyszałam, że wybierał się właśnie tutaj na spotkanie z Fioną, więc…
– Kto pani o tym powiedział?
– Przyjaciel Purcella, Jacob Trigg. Dow powiedział mu, że umówił się wieczorem z Fioną.
– Rozmawiała z nią pani na ten temat?
– No cóż, spytałam ją. A niby czemu nie? Byłam wkurzona. Pracuję dla niej. Powinna mnie była o tym poinformować w chwili, gdy zdecydowałam się przyjąć tę pracę.
– I co powiedziała?
– Twierdziła, że Purcell się nie pokazał, nazwała to „nieporozumieniem”. Doszłam do wniosku, że wystawił ją do wiatru, a ona ze wstydu nie chciała się do tego przyznać.
– Fatalnie, że nie powiedziała o tym w rozmowie z nami. Mogliśmy tutaj trafić znacznie wcześniej. Ktoś mógł słyszeć samochód. A teraz, po dziewięciu tygodniach, kto będzie coś takiego pamiętał?
Gdzieś za nim usłyszałam pisk wrzucanego biegu i grzechot metalowej liny na obracającym się bębnie, gdy ekipa zabrała się do wyciągania mercedesa. Woda płynęła ostrym strumieniem z otwartych okien, z podwozia, z kół. W pobliżu na trawie stała zaparkowana furgonetka koronera. Tylne drzwi były otwarte. Asystent koronera i umundurowany policjant wysuwali ze środka długą metalową skrzynię. Był to pojemnik ze stali nierdzewnej, przeznaczony do transportu topielców.